Katy's POV:
Położyłam klucze od domu na blacie w kuchni i głośno wzdychając, oparłam głowę o ścianę. Nie dochodziło to do mnie, nie chciałam wierzyć w to, co oni robili. Zawsze powtarzali, że jestem ich oczkiem w głowie, bo w końcu jestem najmłodsza i od początku naszej znajomości wariowali na punkcie mojego bezpieczeństwa, ale nigdy nie sądziłam, że posuną się do czegoś takiego. Mimo wszystko wiedzą, że Justin wiele dla mnie znaczy, bo Luke był świadkiem jednej sceny w szpitalu. Na pewno zdają sobie sprawę, że on dla mnie wiele znaczy, więc po co to wszystko? Kiedy oni byli obrażeni, Justin siedział ze mną dzień i noc w szpitalu, fakt byłam tam krótko, ale to nic nie zmienia. Nie zostawił mnie nawet na chwilę, a oni wymyślają na niego takie bzdury. Nawet przez chwile nie pomyślałam, że to prawda, bo to chyba jakieś żarty gdyby on teraz przez cały czas kłamał mi w żywe oczy, żeby rozwalić mój zespół. To głupie i naprawdę nie wiem skąd taki pomysł przeszedł im do głowy. Teraz wszyscy będą mnie zawodzić? No oczywiście oprócz Justina, który jest przy mnie i rozumie wszystko, co czuję. Mam nadzieję, że nie będzie bardzo wściekły, kiedy powiem mu co wymyślili na niego moi przyjaciele. On jest bardzo agresywny, często nie potrafi nad sobą zapanować, więc boję się jego reakcji. Mimo wszystko mam cichą nadzieje na to, że wszystko się ułoży, a oni się polubią.. Jestem bardzo naiwna, prawda?
Opadłam zmęczona na kanapkę, patrząc w jeden martwy punkt pustym wzrokiem. Po kilku minutach trwania w ciszy usłyszałam jak chłopak otworzył drzwi. Obróciłam się za siebie, pod jego prawym okiem znajdował się siniak.
-Co się stało?- zerwałam się z kanapy, podchodząc szybko do niego. Jego koszulka była pognieciona, z bliska dostrzegłam, że ma rozciętą wargę, a siniak wygląda naprawdę nieciekawie.
-Musiałem coś załatwić.- próbował mnie zbyć, obojętnie patrząc w lustro. Nie wierzyłam, że w ogóle się nie przejmował tym jak wygląda. Na jego dłoniach gdzieniegdzie znajdowała się czerwona ciecz.
-Justin?- zadrżałam lustrując go jeszcze raz wzrokiem. Cofnęłam się od chłopaka, patrząc na niego wyczekująco. Nie miałam pojęcia o co chodzi, ale wiedziałam, że zaraz wyciągnę to z niego siłą.
-Do cholery, mów!- podniosłam głos patrząc zmartwionym wzrokiem na szatyna.
-Katy, naprawdę nic mi nie jest, rozumiesz?- powiedział, ściągając swoje czarne supry.
-Justin, kurwa masz krew na rękach, a do tego twoja twarz..- urwałam, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
-Nic mi nie jest księżniczko, zaraz Ci wyjaśnię, tylko..- zatrzymał się patrząc na mnie chwilę. -Usiądź.- przełknął głośno ślinę. Cała się spięłam, ta sytuacja była taka dziwna. Wiedziałam, że musimy porozmawiać, ale cholera o co chodzi?
-Chciałaś ze mną porozmawiać, prawda?- sięgnął po szklankę z alkoholem.
-Justin jest trzynasta, a ty pijesz?- uniosłam do góry brew, patrząc na niego wściekła.
-O czym?- zignorował moją wcześniejszą uwagę i brnął dalej w swoje pytania.
-No nie wiem, może o moich przyjaciołach i o tym, co wymyślili? No chyba, że zapomniałeś, że w ogóle tam byłam.- rzuciłam oschle bawiąc się palcami. Między nami była niezręczna atmosfera. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, ale on był tak cholernie spięty. Czułam jego zdenerwowanie przez, co sama się stresowałam tym, co ma mi do powiedzenia.
-Katy, bo ja..- zaczął, ale urwał po chwili patrząc smutno w moje oczy.
-Ty co?- czekałam na to, co powie.
-Ty pierwsza.- nalegał, a ja jedynie wzruszyłam ramionami, było mi obojętne kto pierwszy powie, co ma do powiedzenia. Chciałam już pójść na górę i położyć się ze swoim chłopakiem, wiec mogliśmy mieć tą rozmowę za sobą.
-Byłam dzisiaj tam i było gorzej niż myślałam.- jego oczy pociemniały, kiedy mówiłam o tym, więc bałam się jak zareaguje na te kłamstwa na jego temat. -Wszyscy na mnie naskoczyli, Luke nigdy w życiu nie był dla mnie taki wredny, a dziewczyny nawet mnie nie broniły!- wyrzuciłam ręce w powietrze sfrustrowana.
-Może oni nie chcę nas zrozumieć.- patrzył na swoje dłonie, zamyślony.
-A wiesz, co było w tym wszystkim najgorsze?- zaczęłam śmiać się bez humoru, a do moich oczu cisnęły się łzy. -Oni nie próbują, nie chcą i nigdy nie zgodzą się na to, żebyśmy byli razem szczęśliwi. Posunęli się do takie świństwa, że na ten moment nie chcę z nimi rozmawiać..- kręciłam głową w śmiechu, ale tak naprawdę byłam rozdarta jak nigdy. Moi przyjaciele strasznie mnie zawiedli. Justin patrzył na mnie pustym wzrokiem, był smutny a siniak obok jego oka podkreślał to, że jest gotowy zabić, kiedy tyko ktoś go zdenerwuje.
-Wymyślili wszystko i myśleli, że ja tak po prostu Cię zostawię i w to uwierzę.. To jakaś bzdura!- wstałam zdenerwowana, chodząc po całym pokoju. Brwi szatyna się zmarszczyły w nerwach. Kręciłam dalej głową, nie wierząc w tą sytuację. -Powiedzieli, że zacząłeś się do mnie zbliżać, żebym Ci zaufała i opuściła się w treningach przed finałem. Miałeś "plan" żeby nie dopuścić mnie na deski parkietu rozumiesz?- śmiałam się bez humoru, to było takie żenujące, że musieliśmy tracić czas na takie gówno. -Nie wierzę, że można tak kłamać, po co oni to wymyślili? Nie znają Cię, ale ja znam i wiem, że nigdy w życiu byś mi tego nie zrobił. Kocham mnie i przecież Ty..- Justin mi przerwał, więc spojrzałam mu w oczy.
-Katy...- zaczął niepewnie, a mi przyśpieszyło bicie serca.
-Nie Justin, nie musisz tego komentować, jeśli będziesz chciał, żebym zerwała z nimi kontakt to nie ma sprawy. Wymyślili coś takiego i może Cię to denerwować, tylko spokojnie, ja wiem, że to nieprawd..- zacięłam się.
-Katy, stop!- dyszał głośno chowając twarz w dłonie. Nie wiedziałam o co mu chodzi, naprawdę, czy to aż tak go zdenerwowało? Może mogłam mu o tym nie mówić..
-Nie mów tak..- ciągnął za końcówki swoich włosów, co sprawiało mu na pewno ból.
-Przestań to robić, co się dzieje?- spytała, zabierając jego dłonie z głowy. Robił sobie krzywdę tylko wtedy kiedy coś go naprawdę męczyło. -Justin, spójrz na mnie..- drżącym głosem powiedziałam, podnosząc delikatnie jego podbródek. W jego oczach błyszczały łzy, przez co moje serce płakało z bólu i roztrzaskało się jak szkło na tysiące kawałków. Chłopak przetarł łzę, która w szybkim tempie spływała po moim policzku i ujął moją twarz w swoje duże dłonie.
-Przepraszam..- wydusił z siebie, a jego oczy przepełnione były bólem. Topiłam się czując jak wszystko wali mnie się pod nogami. Serce uderzało w niesamowicie szybkim rytmie, a powietrze stało się gęste..
-Za co Ty mnie przepraszasz..?- kręciłam głową, starając się wyrzucić z siebie wszystkie myśli.
-Katy, to prawda..- powiedział, a ja poczułam się jakby ktoś wbił nóż prosto w moje serce. Przymykając powieki, zrobiłam krok do tyłu. Oddech miałam nierówny i każda próba uspokojenia się kończyła się na niczym.
-O czym ty do cholery mówisz?!- podniosłam głos, patrząc w szoku na chłopaka. Łzy już spływały mi po policzkach bez przerwy, nie mogłam nad tym zapanować. Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie z całej siły w twarz.
-Nie ma niczego, co mnie usprawiedliwi, ale daj mi to chociaż wytłumaczyć..- zaczął chowając dłonie do kieszeni. Opierałam się o blat w kuchni, Justin stał kilka kroków dalej, jednak nie ruszał się z miejsca.
-Nasza znajomość zaczęła się od planu, miałaś polubić moje towarzystwo, zaufać mi, a ja miałem zrobić wszystko, żeby twoja grupa została zdyskwalifikowana. Nic do Ciebie nie czułem i wtedy nie myślałem w ten sposób o dziewczynie, byłaś mi obojętna jednak z każdym wyjściem to ja bardziej lubiłem twoje towarzystwo, coraz bardziej Ci ufałem i co do finału.. Przecież wiesz, że nic Ci nie zrobiłem, bo już dawno rzuciłem to gówno.- powiedział patrząc na mnie. Mój wzrok wlepiony był w jego oczy, które mnie zabijały. Tak cholernie nie wierzyłam, że mógł coś takiego wymyślić, ale z drugiej strony, żałował tego..
-Katy, błagam Cię, powiedz coś..- schował twarz w dłonie i wciągnął nerwowo powietrze. -Nie sądziłem, że tak wyjdzie, ale nie żałuje niczego. Gdybym nie zaczął tego planu, nigdy byśmy się nie poznali, a ja nigdy nie miałbym szansy kogoś pokochać tak jak pokochałem Ciebie, rozumiesz?- powiedział, a moje serce ściskało się z każdą sekundą bardziej.
-Nie chciałem Cię zranić, wiem, że to teraz boli, ale kiedy podejmowałem się tego planu, nawet się nie znaliśmy. Nie stawiłem się w podziemiu na finale, moja grupa została zdyskwalifikowana tylko i wyłącznie przeze mnie.- kontynuował, a ja mu przerwałam.
-Zdyskwalifikowana? Jak to?- spytałam uświadamiając sobie, że przecież nic nie pamiętam z tamtego wieczoru i nawet nie wiem kto wygrał.
-Nie przyszedłem, bo nie chciałem z Tobą rywalizować. Kocham Cię i chciałem, żebyśmy odpadli, bo cały mój zespół od początku oszukiwał, więc postanowiłem, żeby ponieśli konsekwencje. Wszyscy dalej myślą, że trzymam się planu, a nie pojawiłem się tam tylko dlatego, że coś mi wypadło. Twoi przyjaciele dowiedzieli się tego od Ryana, który nienawidzi mnie za to, bo stracił okazję na zarobienie dobrych pieniędzy. Nie brnę w to gówno od dawna, ale nie mówiłem nikomu, bo gdybym się przed nimi przyznał, mogliby zrobić Ci krzywdę. Już ją zrobili.- patrzył na mnie, robiąc krok w moją stronę.
-Jaką znowu krzywdę, o czym Ty mówisz?- pytałam ciekawa, nie rozumiejąc kilku rzeczy.
-Podczas finału byłaś jakaś osłabiona, co Ryan niestety wykorzystał. Domyślił się, że coś do Ciebie czuję i w ten sposób próbował się odegrać. Kiedy zeszłaś ze sceny, popchnął Cię, a ty upadłaś. Resztę historii znasz, bo obudziłaś się w szpitalu.- chłopak stał tuż przy mnie, nie odrywaliśmy od siebie wzroku. Nasze oddechy się mieszały, a ja składałam wszystko do jakiejś sensownej całości.
-Teraz wszystko wydaje się jasne.- powiedziałam, przełykając głośno ślinę. Szatyn w strachu patrzył na mnie, jakby zaraz bał się, że ucieknę i go zostawię. Westchnęłam głośno i nie chcąc trzymać go dłużej w napięciu, wspięłam się na palce i mocno w niego wtuliłam. Zdziwiony jęknął, jednak już po chwili odwzajemnił uścisk i spojrzał na mnie przenikliwie.
-Rozumiem to Justin. Otaczam się ludźmi z podziemia kilka lat i znam gorsze historię. Wytłumaczyłeś mi to i to jest najważniejsze, co prawda mogłeś powiedzieć o tym szybciej, jednak to nie zmienia tego, że Ci wybaczam..- potarłam jego ramiona opiekuńczo.
-Poważnie?- otworzył oczy zszokowany.
-Tak, Justin. Chyba nie myślałeś, że Cię zostawię i znienawidzę.- uśmiechnęłam się blado, starając zmyć w ten sposób smutek z twarzy.
-Tak właśnie myślałem..- przyznał, obejmując mnie swoimi silnymi ramionami.
-W takim razie źle myślałeś. Postąpiłeś źle, jednak chciałeś właśnie to dzisiaj mi to powiedzieć, prawda?- spytałam.
-Tak, jednak wyprzedziłaś mnie i tak jakoś wyszło. Miałem zamiar wyznać Ci prawdę po finale, jednak szpital i twój powrót do zdrowia był ważniejszy.- uśmiechnął się całując delikatnie mnie w czoło.
-Rozumiem to, za wiele dla mnie znaczysz, żebym po czymś takim tak po prostu odeszła. Kiedy miałeś wobec mnie złe zamiary, nie znaliśmy się, a to co innego i..- mówiłam patrząc na niego.
-Katy, ja i tak uważam, że na Ciebie nie zasługuje. Otaczają nas Ci sami ludzie i to samo niebezpieczeństwo, jednak nie powinnaś być tak blisko mnie. To w jaki sposób zarabiamy pieniądze nie jest jeszcze takie złe, jednak ludzie z jakimi współpracujemy.. To dziwny świat, Katy. Sam siedzę w tym po same uszy i chcę zrobić wszystko, żebyś była od tego jak najdalej, a to niemożliwe biorąc pod uwagę, że jesteś częścią mojego życia.
-Nie możesz trzymać mnie od tego jak najdalej, Justin.- pokręciłam głową przecząco. -Nie zapominaj, że to też moje życie i to, że jestem z Tobą nic nie zmieniaj. Zawsze byłam w niebezpieczeństwie, nawet przed chodzeniem do podziemia, jasne?- położyłam dłoń na jego policzku.
-Tak, ja wiem, ale..- przerwałam mu.
-Nie ma żadnego ale, Justin. Zasługujesz na mnie jak nikt inny na tym świecie i proszę Cię nie wątp w to mimo wszystko. Popełniłeś błąd, ale przyznałeś się do tego i dawno już zacząłeś to wszystko naprawiać, więc nawet nie mamy o czym mówić.- delikatnie musnęłam jego usta, byłam taka szczęśliwa mając go przy sobie. Nie wyobrażałam sobie nawet tego jak może wyglądać moje życie bez niego, on tak bardzo mnie uszczęśliwiał.
-Wiesz, że jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie i naprawdę nie wiem czym sobie na Ciebie zasłużyłem, ale nie spieprzę tego, obiecuję.- powiedział bawiąc się moimi włosami.
-Kocham Cię.- uśmiechnęłam się promiennie, jednak na mojej twarzy po chwili pojawił się grymas.. -A teraz..- zrobiłam pauzę patrząc na niego surowo. -Skąd te siniaki i krew?- patrzyłam na chłopaka wyczekująco.
-Rozumiem to, za wiele dla mnie znaczysz, żebym po czymś takim tak po prostu odeszła. Kiedy miałeś wobec mnie złe zamiary, nie znaliśmy się, a to co innego i..- mówiłam patrząc na niego.
-Katy, ja i tak uważam, że na Ciebie nie zasługuje. Otaczają nas Ci sami ludzie i to samo niebezpieczeństwo, jednak nie powinnaś być tak blisko mnie. To w jaki sposób zarabiamy pieniądze nie jest jeszcze takie złe, jednak ludzie z jakimi współpracujemy.. To dziwny świat, Katy. Sam siedzę w tym po same uszy i chcę zrobić wszystko, żebyś była od tego jak najdalej, a to niemożliwe biorąc pod uwagę, że jesteś częścią mojego życia.
-Nie możesz trzymać mnie od tego jak najdalej, Justin.- pokręciłam głową przecząco. -Nie zapominaj, że to też moje życie i to, że jestem z Tobą nic nie zmieniaj. Zawsze byłam w niebezpieczeństwie, nawet przed chodzeniem do podziemia, jasne?- położyłam dłoń na jego policzku.
-Tak, ja wiem, ale..- przerwałam mu.
-Nie ma żadnego ale, Justin. Zasługujesz na mnie jak nikt inny na tym świecie i proszę Cię nie wątp w to mimo wszystko. Popełniłeś błąd, ale przyznałeś się do tego i dawno już zacząłeś to wszystko naprawiać, więc nawet nie mamy o czym mówić.- delikatnie musnęłam jego usta, byłam taka szczęśliwa mając go przy sobie. Nie wyobrażałam sobie nawet tego jak może wyglądać moje życie bez niego, on tak bardzo mnie uszczęśliwiał.
-Wiesz, że jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie i naprawdę nie wiem czym sobie na Ciebie zasłużyłem, ale nie spieprzę tego, obiecuję.- powiedział bawiąc się moimi włosami.
-Kocham Cię.- uśmiechnęłam się promiennie, jednak na mojej twarzy po chwili pojawił się grymas.. -A teraz..- zrobiłam pauzę patrząc na niego surowo. -Skąd te siniaki i krew?- patrzyłam na chłopaka wyczekująco.
Justin's POV:
-Katy to wszystko da się wyjaśnić i mimo tego, że będziesz zła, wiem, że to zrozumiesz..- zacząłem patrząc na dziewczynę, która wypchnęła w grymasie dolną wargę. Wyglądała tak uroczo, jej pulchne usta kusiły mnie jak nigdy, a do tego ubrała jedne ze swoich najlepszych jeansów no i.. Bieber, cholera skoncentruj się!
-To było tak..- zacząłem opowiadać brunetce zdarzenia sprzed kilku godzin.
*flashback*
Zaciągnąłem się powietrzem, wypychając spierzchnięte wargi przy tym. Zimny wiatr muskał moją rozgrzaną skórę, krew w żyłach płynęła w wyjątkowo szybkim tempie. Nerwowo rozglądałem się dookoła, zaciskając w dłoni kluczyki od samochodu. Wiązanka przekleństw cisnęła mi się na usta, kiedy kilka metrów przed sobą zauważyłem znaną mi postać. Ciągnąć za końcówki włosów, wyrzuciłem papierosa, wydmuchując przy tym ostatniego bucha. Złapałem się na zaciskaniu szczęki, co już zapowiadało awanturę. Starałem się zapanować nad emocjami, jednak to było bezsensu. Walka ze złością nigdy nie przychodziła mi łatwo. Poluzowałem pięści, które ozdobione były odrobiną krwi, która pojawiła się przez wcześniejsze uderzenia w ścianę. Przełknąłem głośno ślinę, zbierając wszystkie swoje myśli. Jego idiotyczny uśmiech, który zauważyłem już z daleka, wyprowadzał mnie z równowagi. Mieliśmy porozmawiać, wyjaśnić kilka spraw, jednak nie potrafiłem.. Nie potrafiłem rozmawiać z człowiekiem, który dotknął moją księżniczkę. On wyrządził jej krzywdę, był świadomy tego, co robi i gdyby nie szczęście.. To wszystko mogło skończyć się dla niej dużo gorzej.
-Co jest Bieber, gdzie twoja dziwk..- Ryan podchodząc do mojego auta, zaczął pierdolić, jednak nie dałem mu skończyć. Przyciągając go za szmaty, uderzyłem wielokrotnie o maskę swojego czarnego samochodu. Złość przejęła nade mną kontrole, nie dość, że krew buzowała w moich żyłach na sam widok tego idioty, on jeszcze źle podbił z gadką.
-Masz coś kurwa jeszcze do powiedzenia?- wysyczałem przez zęby, a w moich oczach Ryan mógł dostrzec ogromna wściekłość. Jego głupi uśmieszek zszedł z jego twarzy, kiedy przycisnąłem go jeszcze mocniej, dosłownie dusząc przy tym. Ten skończony dupek najwidoczniej uświadomił sobie do czego jestem w tej chwili zdolny.
-Albo skończysz pierdolić i mnie posłuchasz albo skończysz swoje życie w tym miejscu.- zagroziłem patrząc uważnie na bruneta, który przełknął głośno ślinę, kiedy tylko poluzowałem uścisk. Zacisnąłem mocniej szczękę, miałem ochotę go zabić, naprawdę. Nie zdawał sobie sprawy jak ważna dla mnie jest Katy i mimo, że byliśmy dla siebie jak bracia, nikt nie jest ważniejszy od niej i jej bezpieczeństwa. Popchnąłem chłopaka na ziemie, jego ciało uderzyło mocno o ziemie przez, co stracił ponownie siłę. Patrzyłem niego z mordem w oczach, a złość nie chciała mnie opuścić. Cofnąłem się o kilka kroków do tyłu, zaliczając przy tym kilka uderzeń w słup na środku parkingu. Ludzi na tak niebezpiecznej dzielnicy gówno obchodziły takie awantury, więc chociaż miałem spokój od ciekawskich spojrzeń i interwencji policji. Zaśmiałem się bez humoru, kiedy Ryan jak skończona pizda chwiała się o własnych nogach. Obserwując chwilę tą żałosną scenę, odpaliłem kolejnego papierosa, zaciągając się jak najmocniej to było dla mnie możliwe.
-Wiesz..- zacząłem obserwując błyszczącą maskę swojego samochodu, obok której znajdował się brunet. -Kiedyś byliśmy braćmi, przyjaciółmi.. Przechodziliśmy przez największe gówno razem, zawsze stawialiśmy siebie ponad wszystko i przysięgam, że byłem gotowy w kilka sekund oddać za Ciebie życie.- patrzyłem intensywnie w tęczówki chłopaka, który sprawiały, że odrobinę wirował mi obraz. -A teraz? Nie zawahałbym się wrzucić Cię pod koła samochodu.- warknąłem idąc w kierunku bruneta, który przełknął w strachu ślinę. -Możesz zgrywać kogoś wielkiego, możesz sprowadzać sobie najlepsze dziwki do mieszkania i pogrywać z najlepszymi narkotykami, ale wiesz, co Ryan? Jesteś tchórzem. Skończonym tchórzem, który zamiast mnie, skrzywdził nic niewinną dziewczynę. Zastanawiałeś się w ogóle, co się z Tobą dzieje? W drodze do bycia na szczycie w tańcu, pogubiłeś się i chcesz być na szczycie w całym Nowym Jorku, ale kurwa wiesz co? Osiągnij to, co postanowiłeś uczciwie, rozumiesz? Uczciwie i kurwa wspinaj się na sam szczyt, ale z dala od osoby, którą kocham, bo przysięgam, że Cię zabiję.- splunąłem, posyłając mu ostatnie spojrzenie. Otworzyłem drzwi i ruszyłem z piskiem opon, wszystko, co chciałem już mu powiedziałem, a mnie w ogóle nie obchodziło, co on ma do powiedzenia.
*end of flashback*
Skończyłem opowiadać dziewczynie, która wpatrywała się we mnie, uważnie słuchając. Sięgnąłem po butelkę wody, zerkając, co kilka sekund na nią. Wiedziałem, że nie jest zadowolona, bo po prostu ona nienawidzi przemocy, a do tego nienawidzi przemocy, której używam w jej obronie. Sam jestem za tym, żeby szukać innych rozwiązań, ale narkotyki i pieniądze wyprały Ryan'owi mózg. Do niego nie dotrze nic poza groźbami, on dobrze mnie zna i wie, że jestem zdolny naprawdę go zabić.
-Katy, proszę powiedz coś.- patrzyłem na nią, jej wzrok był pusty.
-Katy..-powtórzyłem...
-No co?- powiedziała cichym głosem. -Nie dziw się, że nic nie mówię, nie jestem na Ciebie zła, wiem, że zrobiłeś to, bo jesteś wściekły i chcesz mnie chronić, ale..- zacięła się, gubiąc we własnych myślach,
-Ale?- zachęcałem ją do powiedzenia tego, co przychodziło jej z trudem.
-Ale mam po prostu już tego wszystkiego dość, wiesz? Wszyscy stoją nam na drodze, a ja chcę być po prostu szczęśliwa z Tobą, nikim innym..- jej głos łamał się a pojedyncze łzy przywitały jej zarumienione policzki.
-Wiem, kochanie wiem..- głaskałem ja opiekuńczo po głowię, po czym złożyłem krótkiego buziaka na jej czole. -Będzie dobrze, słyszysz?- spytałem, odgarniając na bok jej kosmyki włosów.
-Obiecujesz?- spytała, łapiąc mnie mocno za rękę.
-Obiecuję.- szepnąłem, zamykając ją w mocnym uścisku, który miał dać jej poczucie bezpieczeństwa, które zamierzałem jej dawać każdego dnia.
(nie sprawdzałam rozdziału, nie mam ochoty poprawiać błędów ani nic,
bo NIE MAM MOTYWACJI, dziękuje)
-Katy, proszę powiedz coś.- patrzyłem na nią, jej wzrok był pusty.
-Katy..-powtórzyłem...
-No co?- powiedziała cichym głosem. -Nie dziw się, że nic nie mówię, nie jestem na Ciebie zła, wiem, że zrobiłeś to, bo jesteś wściekły i chcesz mnie chronić, ale..- zacięła się, gubiąc we własnych myślach,
-Ale?- zachęcałem ją do powiedzenia tego, co przychodziło jej z trudem.
-Ale mam po prostu już tego wszystkiego dość, wiesz? Wszyscy stoją nam na drodze, a ja chcę być po prostu szczęśliwa z Tobą, nikim innym..- jej głos łamał się a pojedyncze łzy przywitały jej zarumienione policzki.
-Wiem, kochanie wiem..- głaskałem ja opiekuńczo po głowię, po czym złożyłem krótkiego buziaka na jej czole. -Będzie dobrze, słyszysz?- spytałem, odgarniając na bok jej kosmyki włosów.
-Obiecujesz?- spytała, łapiąc mnie mocno za rękę.
-Obiecuję.- szepnąłem, zamykając ją w mocnym uścisku, który miał dać jej poczucie bezpieczeństwa, które zamierzałem jej dawać każdego dnia.
hejka, wydaje mi się, że nie muszę nic tutaj pisać
liczbę komentarzy pod ostatnim rozdziałem jestem w stanie opisać jednym słowem: żenada.
staram się, piszę, dodaje rozdziały mimo, że macie w dupie moje prośby, a wy nie zamierzacie oczywiście nic zmienić:) od teraz rozdziały będę dodawała kiedy mi się zachcę, chciałam, żeby były w każdą sobotę/niedziele, ale wy najwidoczniej tego nie chcecie.
strzałka.