niedziela, 25 stycznia 2015

19. I'mma put you down.



Katy's POV:
 
 
 
Leniwie otworzyłam oczy, rozglądając się od razu po całym pomieszczeniu, w którym dominowała biel i błękit. Od razu zorientowałam się, że nie jestem w swoim łóżku, tylko niestety w szpitalu, ale coś jednak poprawiło mi humor. Odwróciłam głowę, a na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech. Justin spał z delikatnie rozchylonymi ustami, jego włosy były roztrzepane i już delikatnie opadały na jego czoło, co tylko dodało mu uroku. Jęknęłam cicho przyglądając się swojemu chłopakowi. Był idealny, chciałam dosłownie zatrzymać ten moment i móc patrzeć na niego tak w nieskończoność. Wyglądał tak niesamowicie bezbronnie i słodko. Uwielbiałam sposób w jaki mnie przytulał i mimo tego, że spał, nie wypuszczał mnie z uścisku. Jego dłonie muskały rozgrzaną skórę na moim brzuchu, co trochę mnie rozpraszało. Kochałam to jak mnie dotykał, ale miał on w sobie coś takiego, że traciłam kontrole, gdy tylko był obok. Z zamyślenia wyrwała mnie pielęgniarka, która weszła do pokoju i od razu jej policzki zalały rumieńce. Uśmiechnęłam się do niej, co ona od razu odwzajemniła i zaczęła zabierać się za wymienianie mojej kroplówki. Odwróciłam wzrok i ponownie przyglądałam się Justinowi, który smacznie spał wtulając się w moja pierś jak małe dziecko.
-To strasznie słodkie, co dla Ciebie robi.- przerwała cisze, młoda blondynka sprawdzając moją temperaturę.
-Wiem..- jęknęłam cicho i przegryzłam wargę szczęśliwa. -Myślałam, że poczeka aż zasnę i wróci do domu, ale on..- przerwała mi.
-Został przy Tobie całą noc?- dokończyła za mnie i przyglądała się nam ze szczerym uśmiechem, który jeszcze bardziej poprawił mi nastrój.
-Dokładnie.- pokiwałam głową i przykryłam ramie Justina, kołdrą.
-Miałam wiele zmian od kiedy tu trafiłaś i na każdej widzę go przy Tobie.- powiedziała ciepło i wyszła, zostawiając mnie w ten sposób z głupkowatym uśmiechem.
Odwróciłam się w stronę swojego chłopaka, głaszcząc go delikatnie po policzku. Wyglądał tak słodko, że ledwo powstrzymałam się od złapania go za policzki. W moich oczach dominowało szczęście, które głównie on mi dawał. Byłam cholernie szczęśliwa, nie wiedziałam jak on to wszystko robił, ale kiedy tylko był obok... Wszystko, co złe znikało. Nie zamartwiałam się tak swoimi problemami, skupiałam się głównie na nim i na tym jak bardzo go kocham.
-Kocham Cię, głupku.- szepnęłam cicho i ucałowałam go w czoło. Kiedy tylko podniosła się na łokciach i próbowałam wygrzebać z łóżka, jego dłoń mnie zatrzymała.
-Nie idź.- wymamrotał jeszcze z zamkniętymi oczami.
-Kochanie idę tylko do łazienki.- nie potrafiłam kontrolować chichotu. Był taki uroczy.
-Nie chcę, żebyś szła.- otworzył delikatnie oczy i skrzyżował ręce, a na jego ustach zagościł grymas. Jęknęłam cicho, wiedziałam, że przesadza, bo to tylko łazienka, ale chyba mu się nie dziwiłam. Gdyby to on leżał nieprzytomny, a ja musiałabym czekać, nie wiedząc dokładnie, kiedy się obudzi.. Bałabym się puszczać go samego gdziekolwiek.
-Zaraz wrócę, obiecuję.- musnęłam jego usta słodko, a on jedynie uśmiechnął się łobuzersko, gdy wstałam.
-Hm?- spytałam nie wiedząc skąd ten zadziorny uśmiech. Szatyn lustrował mnie wzrokiem i oblizał kilka razy usta. O matko, niech on tego nie robi.
-Nic. Wyglądasz po prostu cholernie seksownie w tych krótkich spodenkach i mojej bluzce.- dalej lustrował mnie wzrokiem, przegryzając swoje wargi.
Zarumieniłam się i spojrzałam na niego poważnie, a on się jedynie roześmiał. Rzuciłam pod nosem coś w stylu: ciekawe-co-powiesz-jak-nie-będę-miała-na-sobie-niczego i ruszyłam w stronę łazienki. Po drodze zabrałam kilka potrzebnych mi rzeczy, które pewnie Justin kazał komuś przynieść, bo przecież nie zostawiłby mnie tu samej. Czułam jak dosłownie rozbierał mnie wzrokiem, więc gdy złapałam klamkę od łazienki wystawiłam mu język i zamknęłam się w środku. Słyszałam jego głośny śmiech, wiem pokazywanie języka było strasznie dojrzałe, biorąc pod uwagę, że niedługo mam dziewiętnaście lat. Ale hej! Justin może w kilka sekund z uroczego chłopca zmieniać się w seksownego mężczyznę, więc ja też mam swoje prawa! Katy, po prostu starasz się jakoś usprawiedliwić- pomyślałam i rozbierając się, pozwoliłam gorącej wodzie spłynąć po moim ciele. Wmasowywałam starannie szampon i nuciłam pod nosem jedną ze swoich ulubionych piosenek.
 
 
'Cause if the water dries up and the moon stops shining
Stars fall, and the world goes blind, boy
You know, I'll be savin' my love for you, for you.
 
 
Wycierałam puszystym ręcznikiem gorące krople ze swojego ciała. Założyłam wcześniej wybrana bieliznę, białą bokserkę i krótkie spodenki dresowe, w których często łaziłam po domu. Patrzyłam dłuższą chwilę w lustro zastanawiając się, co robiłam przez całą noc. Wory pod oczami były okropnie widoczne, więc jęknęłam niezadowolona. Lekarz mówił mi już, że wszystko ze mną w porządku, jedynie potrzebuje odpoczynku. Sięgnęłam po swoją srebrną kosmetyczkę i uśmiechnęłam się zaglądając do środka. Postanowiłam zrobić delikatny makijaż, korektor zdziałał dosłownie cuda, bo moja twarz wyglądała już o wiele lepiej. Rzęsy wytuszowałam wodoodpornym tuszem, który perfekcyjnie je pogrubił. Rozczesałam mokre kosmyki swoich włosów, dalej nucąc coś pod nosem. Przeczesałam palcami swoją grzywkę, a na końcówki nałożyłam olejek. Przyglądałam się uważnie swojemu odbiciu. Wilgotne włosy opadały na moje ramiona, więc było mi trochę zimno. Zabrałam wszystkie rzeczy i wyszłam z łazienki. Justin siedział już na krześle obok mojego łóżka, które idealnie zaścielił. Pieprzony perfekcjonista. Włożyłam swoje rzeczy do dużej torby, cały czas czułam na sobie jego wzrok. Nie byłam na niego zła, ja po prostu uwielbiałam się z nim droczyć, więc postanowiłam przez chwilę nie zwracać na niego uwagi, czego nienawidził. Usiadłam na łóżku i odblokowałam swój telefon. Nie spojrzałam na niego ani razu, jednak czułam jak dosłownie wiercił dziurę w mojej głowię.
-Katy.- powiedział, ale ja dalej zajmowałam się swoim telefonem.
-Katy.- powtórzył trochę głośniej, a ja dalej udawałam, jednak ciężko mi było stłumić chichot.
-Katy, kurwa.- jęknął niezadowolony.
-Hm?- odpowiedziałam, dalej nie patrząc nawet w jego stronę.
-Spójrz na mnie.- rozkazał, jednak ja to zignorowałam, czekając na rozwinięcie akcji. Zanim się zorientowałam, poczułam silne ramiona, które podniosły mnie do góry i usadziły na swoich kolanach. Zarumieniłam się, uświadamiając sobie, że siedzę na nim rozkraczona i w każdej chwili ktoś może wejść do środka. Chłopak nie dał mi zbyt dużo czasu na rozmyślenia, wpił się zachłannie w moje usta. Całował mnie z ogromną pasją, jęknęłam cicho pragnąc więcej, co Justin postanowił mi dać. Nasze języki ocierały się o siebie, jego dłonie muskały moją skórę na policzku, Dyszałam głośno, jednak nie myślałam nawet o tym, żeby to przerwać. Justin przegryzł moja dolną wargę, a ja jęknęłam przez, co uzyskał jeszcze większy dostęp do moich ust. Głaskał delikatnie mój policzek uśmiechając się podczas pocałunku. Wplotłam palce w jego perfekcyjne włosy, jednak on zwolnił i odsunął się dając mi na koniec buziaka w czoło.
-Nigdy więcej mnie nie ignoruj.- powiedział z łobuzerskim uśmiechem, patrząc na to do jakiego stanu mnie doprowadził. Dyszałam napalona patrząc na niego wzrokiem pełnym pożądania.
-Będę robiła, co będę chciała, Panie Bieber.- wyszeptałam do jego ucha, po czym przegryzłam mocno jego płatek i przejechałam tyłkiem po jego kroczu. -Nie zadzieraj ze mną, skarbie.- pokiwałam palcem i usiadłam obok. Chłopak patrzył na mnie, tym razem to on oddychał szybko i nie mógł nad sobą zapanować.
-Katy..- jęknął sunąć dłonią po moim odkrytym udzie.
-Nie, Justin.- powiedziałam stanowczo. -To jak wrócimy do domu...- powiedziałam uśmiechając się do niego zwycięsko. Wygrałam, znowu.
-Pani Jones?- do pomieszczenia weszła ta sama pielęgniarka, w rękach trzymała jakieś kartki.
-Tak?- spytałam, Justin patrzył ze mną wyczekująco na kobietę.
-Dobre wieści, może Pani powoli pakować swoje rzeczy, to Pani ostatnia kroplówka.- powiedziała z uśmiechem, co odwzajemniłam i pokiwałam głową ze zrozumieniem. Kobieta wyszła, a ja z Justinem wyczekująco wpatrywaliśmy się w kroplówkę, mając nadzieję, że jakoś to przyśpieszymy. Szatyn potarł ręce, a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Coś w moim brzuchu wywinęło fikołka, cholera czy on musi tak na mnie działać?
-Jeszcze trochę skarbie i nikt nam w niczym nie przeszkodzi..- przyciągnął mnie do siebie tak, żebym ponownie usiadła na jego kolanach. Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego klatkę piersiową. Ucałował on moje nadgarstki dostrzegając na nich najwidoczniej stare blizny.
-Katy..- zaczął mówić, patrząc uważnie na nie.
-Nic nie mów, Justin.- cicho powiedziałam patrząc w dół. Nie potrafiłam w takim momencie spojrzeć mu w oczy. Chłopak ucałował każda z nich i westchnął głośno przytulając mnie jeszcze mocniej.
-Kochanie, chcę tylko wiedzieć czy dalej to robisz, ale w innym miejscu..- przerwał ciszę i przełknął głośno ślinę, bojąc się odpowiedzi.
-Nie.- odpowiedziałam szczerze. -To stare blizny, nie mam zamiaru już tego robić.- powiedziałam, a chłopak podniósł mój podbródek, zmuszając, żebym na niego spojrzała.
-Kochanie, nie wiem dlaczego robiłaś sobie krzywdę, ale to nic nie zmienia. Kocham Cię tak samo, a może nawet i bardziej, jesteś silną kobieta i popatrz, jakoś sobie poradziłaś.- mówił szczerze, a jego oczy były łagodne i pełne ciepła. -Chcę, żebyś wiedziała, że zawsze Ci pomogę i zawsze możesz ze mną o wszystkim porozmawiać. Będziesz o tym pamiętać?- spytał, pocierając moje plecy.
-Będę.- powiedziałam, a w moich oczach od razu zebrały się łzy. Nie byłam przyzwyczajona do takich słów. Kocham go i to, co powiedział potwierdziło tylko fakt, że jest idealny. Wiem, że mogę na niego liczyć i to wszystko co mówi jest szczerze. Jezu, on jest taki cudowny.
-Księżniczko, nie płacz. Jesteś na to za piękna.- musnął moje wargi i splótł nasze dłonie. -Kocham Cię.- powiedział z uśmiechem, którego nie potrafiłam nie odwzajemnić.
-Ja Ciebie też, przecież wiesz to.- musnęłam jego usta krótko, ale z ogromnym uczuciem.
Trwaliśmy kilkanaście dobrych minut przytuleni do siebie. Nasze serca biły w tym samym tempie, delikatnie głaskałam skórę na jego karku, składając tam od czasu do czasu pocałunki. Zamknęłam oczy, a w mojej głowie rozbłysła jedna scena.
 
 
*flashback*
 
Byłam cała spięta, dosłownie kilka metrów przede mną szedł jakiś podejrzany facet, dreszcz przebiegł po moim plecach. Głośno przełknęłam ślinę i czym bliżej go byłam tym mniej odważne kroki stawiałam. Kiedy mieliśmy się minąć, chłopak złapał moje nadgarstki i pociągnął mnie na bok, przez co uderzyłam w ścianę.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam wyrywając się, jednak na nic, bo on był za silny. Mocniej złapał moje ręce i przywarł mnie całym swoim ciałem do ściany. Kiedy nie mogłam się w ogóle ruszyć, mężczyzna zaczął jedna ręką szukać czegoś w kieszeni. Zaczęłam krzyczeć, pojedyncze łzy spływały po moich policzkach. Nogi mi zdrętwiały, nie wiedziałam czego się spodziewać, chłopak robił nerwowe ruchy, więc postanowiłam stać w miejscu. Był za silny, nie miałam żadnych szans.
Moją uwagę odwrócił samochód, który jechał w naszym kierunku, z piskiem opon i skręcił tak, że kierowca mógł wysiąść blisko nas.
Zamarłam.
Mężczyzna uderzył mną o ścianę mocno i zaczął uciekać. Upadłam na ziemie, ale kiedy tylko się otrząsnęłam podniosłam głowę do góry. Justin wymierzył kilka ciosów i kiedy ten facet upadł, kopnął go kilka razy w brzuch. Starałam się jak najszybciej podnieść, kręciło mi się w głowie, ale jakoś dałam radę. Opierałam się o ścianę, żeby nie stracić równowagi, kiedy już chciałam zrobić krok w stronę samochodu poczułam za sobą ramię oplatające moją talię.
-Nic Ci nie jest?- spytał Justin, miał na twarzy trochę krwi, ale dalej wyglądał idealnie. Pokiwałam tylko głową i dałam się poprowadzić do jego samochodu.
 
*end of flashback*
 
 -Dziękuję.- powiedziałam cicho patrząc na mojego chłopaka, który bawił się moimi palcami.
-Za co?- spytał zdezorientowany.
-Za wszystko, Justin. Nie wiem, co by się stało jakbyś nie pojawił się wtedy we właściwym miejscu i o właściwym czasie.
-Mówisz o tej imprezie, kiedy poszłaś gdzieś sama i jakiś chory idiota chciał Cię skrzywdzić?- spytał, a jego oczy pociemniały. Najwidoczniej przypomniał sobie dokładnie to nieprzyjemne zdarzenie.
-Tak, dokładnie o tym..- powiedziałam cicho, patrząc na niego.
-Nie ma sprawy, nie mogłem pozwolić dotknąć mojej księżniczki.- musnął moje wargi.
-Wtedy nie byłam twoją księżniczka.- zauważyłam.
-To, że nie mówiłem Ci o tym, nie znaczy, że nią nie byłaś.- puścił mi oczko i westchnął myśląc nad czymś. Wiedziałam, że cos go dręczy.
-Kroplówka się skończyła, możemy już jechać do domu?- spytałam, a on jedynie uśmiechnął się i pokiwał głową. Justin podniósł mnie i postawił koło drzwi, papiery i inne formalności były już załatwione, więc nie miałam się czym martwić. Po krótkiej rozmowie z doktorem, ruszyliśmy w kierunku wyjścia z tego ogromnego szpitala. Cudownie czułam się, kiedy chłopak pewnie splótł nasze dłonie, to wszystko było już takie oficjalne. Chciałam już wrócić do domu i porozmawiać z nim na temat podziemia i moich przyjaciół. Wiedziałam, że razem sobie jakoś poradzimy, w końcu mamy siebie i nic więcej nie jest nam potrzebne. Obserwowałam Justina, który ciągnął mnie do wyjścia, już pewnie przez te kilka dni udało mu się ogarnąć jak się stąd wydostać. Chłopak miał na sobie jasne jeansy, które jak zwykle były bardzo nisko, czarną bluzkę z krótkim rękawem i niebieskie vansy. Uwielbiałam jego styl i byłam pewna, że on uwielbiał mój. Pasowaliśmy do siebie idealnie, ale mimo wszystko on był seksowniejszy. Niestety.
-Zrób sobie zdjęcie, starczy na dłużej.- uśmiechnął się szeroko, był tak cholernie pewny siebie. Uderzyłam go w ramię, a on zabawnie je potarł i jęknął z 'bólu'.
-Nienawidzę Cię.- burknęłam, krzyżując ręce na piersi.
-Skarbie, nie oszukuj samej siebie. Kochasz mnie.- pocałował mnie krótko, dzięki czemu wszystkim głupim laską na parkingu zszedł uśmiech z twarzy. On jest mój, suki. Posłałam im złowrogie spojrzenie, na co one jedynie jęknęły i piorunowały mnie wzrokiem. Jedna dosłownie śliniła się na widok mojego chłopaka, co prawie wyprowadziło mnie z równowagi. Postanowiłam pokazać im, że Justin może im się jedynie przyśnić. Zarzuciłam dłonie na jego szyje, wpijając się w jego usta, które poruszały się na moich namiętnie. Chłopak położył dłonie na mój tyłek i ścisnął go, ignorując to, że widzi nas mnóstwo ludzi. Przejechałam językiem po jego pulchnej wardze i wplotłam palce w jego włosy, delikatnie je roztrzepując. Szatyn jęknął z przyjemności, a kiedy skończyliśmy klepnął mnie w tyłek. Uśmiechnęłam się do niego zadziornie i spojrzałam ponownie na te suki, które zrezygnowane posłały mi ostatnie spojrzenie i ruszyły dalej ulicą. Ha, wygrałam, bitches!
Szczęśliwa splotłam ponownie nasze dłonie i szłam koło chłopaka, szukając wzrokiem jego auta. Po kilku minutach zobaczyłam jego ukochane audi w panterkę i uśmiechnęłam się do niego.
-Uwielbiam to auto.- przyznałam wsiadając.
-A ja uwielbiam, kiedy jesteś zazdrosna.- warknął seksownie, odpalając i ruszając z parkingu.
-Co?- prawie krzyknęłam.- Kiedy niby byłam zazdrosna?- udawałam głupią, modląc się, żeby to nie wyszło na jaw.
-Kochanie, widziałem.- przegryzł wargę. -To cholernie podniecające, że chciałaś im pokazać, że jestem tylko Twój i bardzo dobrze.- powiedział przybliżając się do mnie. -Bo ty jesteś tylko moja.- dodał szeptem całując kącik moich ust. W moim brzuchu wybuchło stado szalejących motyli. On tak cholernie wszystko rozumiał i tak strasznie podobało mi się to jak do mnie mówił. Za każdym razem, kiedy szeptał mi coś do ucha, mam ochotę rozebrać go w kilak sekund i kazać mu pieprzyć mnie do rana. Dosłownie. On tak na mnie działa.
-Jesteśmy na miejscu.- wyrwał mnie z zamyślenia i wyskoczył auta, obchodząc je, żeby otworzyć mi drzwi.
-Skarbie, od kiedy z Ciebie taki dżentelmen.- zaśmiałam się, a jego mina spoważniała. Przygwoździł mnie do samochodu, zbliżając się do mojej szyi, na której złożył co najmniej dziesięć pocałunków. Odchyliłam głowę i zignorowałam fakt, że sąsiedzi mogą nas widzieć.
-Dla Ciebie mogę być kimkolwiek zechcesz, kotku.- warknął do mojego ucha, a mnie zalała fala pragnienia. Potrzebowałam go, chciałam już czuć tą cholerną bliskość. Chciałam dać mu całą siebie.
-Idziemy?- uśmiechnął się do mnie i oplótł mnie ramieniem w talii.
-Jeszcze pytasz?- zaśmiałam się, czekając aż chłopak otworzy drzwi od swojego domu.
Weszliśmy roześmiani, od czasu wymienialiśmy znaczące spojrzenia. W jego oczach dominowało pragnienie, które bardzo dobrze rozumiałam. Byłam pewna, że on potrzebuje tego tak samo jak ja. Chcę czuć się tak dobrze jak ostatnio. Tęskniłam za jego rozgrzanym ciałem przy moim ciele. To było takie cudowne, aż nie do opisania. Przegryzłam wargę i usiadłam na blacie w kuchni, obserwowałam go uważnie. Jego idealne włosy były roztrzepane, wiedziałam, że nie miał za wielu rzeczy u mnie w szpitalu, ale chociaż udało mu się wziąć tam szybki prysznic. On nie chciał zostawić mnie tam nawet na chwile, nawet nie wiem czy jadł coś normalnego. Byłam szczęściarą. Justin Bieber, nieosiągalny i niebezpieczny chłopak, który bierze udział w nielegalnych wyścigach i finałach w podziemiu jest mój. W ogóle nie podobało mi się to, że się ścigał, ale rozmawialiśmy o tym już kilka razy i wierze, że robi to rzadko, a dokładniej wtedy, kiedy chcę jakoś wyładować wszystkie złe emocje. Oblizałam usta szybko, ponieważ miałam wrażenie, że się ślinie. Szatyn stał kilka metrów ode mnie i kończył robić nasze drinki. Między nami panowała przyjemna cisza, więc mogłam przyglądać się mu i nie myśleć o niczym innym niż o tym jak idealny jest. Jego tatuaże pokrywały silne ramiona, które uwielbiałam czuć na swoim ciele. Włosy miał w seksownym nieładzie, a pulchne usta oblizywał tak powoli, jakby chciał mnie sprowokować. Jęknęłam cicho, kiedy wypuścił głośno powietrze i koncentrując się na alkoholu, kończył swoje dzieło. Był perfekcyjny we wszystkim, zastanawiałam się skąd ma tyle zdolności i czy jest to w ogóle możliwe. Związałam włosy w wysokiego kucyka i zeskakując z blatu, ruszyłam w jego stronę. Chłopak od razu obdarował mnie swoim spojrzeniem, jego karmelowe tęczówki zabłysły, a na twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
-To nieprawdopodobne, że jesteś tylko moja i nie muszę się z nikim Tobą dzielić.- powiedział i zaczął trącić moją szyje swoim nosem. Zassał moja skórę, zostawiając w jednym miejscu bolesną malinkę. Zaznaczył, że jestem tylko jego, to cholernie seksowne.
-Tylko twoja.- dyszałam kiedy chłopak ścisnął moje pośladki i przegryzał wrażliwą skórę na szyi. Zaśmiałam się cicho, kiedy połaskotał mój policzek swoimi długi rzęsami i wzięłam szklankę do ręki. Upiłam łyka i jęknęłam głośno przymykając przy tym wargi.
-Mmm, to jest pyszne.- jęknęłam.
-Kochanie, nie jęcz, bo obiecuję, że nawet nie zdążysz wypić połowy.- zaśmiał się kładąc mnie na ogromne łóżko. Przyglądałam mu się, cholernie podniecało mnie to, co mówił, był teraz takim dupkiem, który posyłał mi spojrzenie w stylu 'jesteś taka seksowna, będę pieprzył Cię całą noc' ale za to go kochałam. Potrafił być pewnym siebie dupkiem, ale jednak wszystko robił delikatnie i nie chciał mnie niczym skrzywdzić. Kochał mnie, a ja kochałam jego. To cudowne, mam rację?
Delektowałam się drinkiem, który zrobił Justin, ale nie przestałam na niego patrzeć, po prostu nie mogłam. Chłopak kucnął przy ogromnej wieży i wybierając płytę, posłał mi uśmiech. Muzyka, którą oboje kochaliśmy wysłała mnie do jeszcze lepszego świata.

[music]


Jego karmelowe tęczówki błądziły po moim ciele, a na jego twarzy gościł seksowny uśmiech. Przejechałam chłodnymi dłońmi po jego karku, na którym po krótkiej chwili pojawiła się gęsia skórka. Chłopak zaczął smakować moich ust, co z ogromnym uczuciem oddałam. Bawiłam się jego włosami, ciągnąć za ich końce, dzięki czemu jęknął głośno, więc otrzymałam dostęp do jego buzi. Wślizgnęłam język, który zwinnie przejechał po jego pulchnej wardze. Całowaliśmy się dysząc cicho, jednak nie wyglądało na to, że któreś z nas chciało to przerwać. Justin przewrócił mnie zwinnie, więc to teraz on górował nade mną. Spojrzałam w jego oczy, w których widziałam tą pewność i ochotę. Tak, kochanie też tego chcę. Zaczął tworzyć drogę z pocałunków, która zaczęła się na mojej szczęce, a skończyła przy moich majtkach. Jego pocałunki na moim ciele paliły moją skórę przyjemnie, pisnęłam kiedy jego dużą dłoń powędrowała na moje pośladki. Jego koszulka zasłaniała mi jego mięśnie, bez żadnego namysłu złapałam jej koniec i pociągnęłam do góry. Napajałam się widokiem jego cudownego ciała.
-Kochanie, nawet nie zdążyłem dobrze zacząć a ty już jesteś dla mnie cała mokra.- szepnął do mojego ducha. Miał nade mną kontrolę, wiedział jak na mnie działa i same pocałunki sprawiały, że wariowałam. Chłopak wsunął dłoń pod moją bieliznę i zaczął bawić się moja łechtaczką. Nakręcał mnie coraz bardziej, niegrzeczne słówka, które szeptał do mojego ucha doprowadzały mnie do szału. Jęczałam cicho, a kiedy włożył we mnie swój jeden palec, zassałam wargi zachłannie. Czułam krople potu spływającą po moim ciele. Chłopak złapał druga ręką moją pierś i bawił się nią.
-Justin.-dyszałam czując się tak cholernie dobrze.
-Shhh, skarbie. To dopiero początek.- powiedział zachrypniętym głosem, wygięłam plecy w łuk, kiedy jego dwa palce poruszały się we mnie w niesamowicie szybkim tempie. Ciągnęłam za jego włosy, całując delikatnie jego szyję.
-Jak się czujesz?- spytał mnie bawiąc się tym i ciesząc z tego jak było mi dobrze.
-J-justin nie przestawaj, błagam!-wykrzyczałam czując, że fala orgazmu jest już blisko. Chłopak zaśmiał się i zlustrował moje ciało wzrokiem.
-Jesteś piękna.- musnął moje wargi i zatrzymał swoje poczynania. Obdarowałam go groźnym spojrzeniem, byłam niezadowolona. Szatyn nie przejął się tym i kiedy ściągnął całkiem moją bieliznę, patrzył na mnie chwilę.
-Cholernie piękna.- powtórzył. Patrzyłam na niego, tak bardzo pragnęłam czuć go w sobie, potrzebowałam tego. Byłam podniecona, a widok jego stojącego penisa, który dosłownie rozrywał jego białe bokserki, sprawiał, że wariowałam.
-Chcę Ciebie, teraz.- zażądałam i uderzając go mocno w klatkę piersiową, usiadłam na jego kroczu. -To już raczej nie będzie nam potrzebne, jak sądzisz?- bawiłam się gumką od jego bokserek, kręcąc tyłkiem przez co jego członek jeszcze bardziej stwardniał.
-Katy.- warknął seksownie, czując podniecenie.
-Coś mówiłeś?- zaczęłam go drażnić, jeżdżąc po jego bieliźnie w górę i w dół. Dzielił nas tylko kawałek pieprzonego materiału, ale nie chciałam odpuścić. On sam drażnił się ze mną, więc dlaczego ja nie mogłam podrażnić się z jego kolegą? Przecież wszyscy wiemy jak Justin Bieber mnie pragnie. Zaśmiałam się patrząc na Justina, który przymrużył oczy i rzucił krótką wiązankę przekleństw.
-Co? Co mówiłeś?- szepnęłam. -Mam nadzieje, że powiedziałeś właśnie, że mnie kochasz, bo mam zamiar zaprowadzić Cię do raju.- zaśmiałam się seksownie i ściągnęłam jego bokserki, rzucając je niedbale na bok.
-Katy, kurwa chcę tego Teraz.-próbował się podnieść i przerzucić mnie na plecy, jednak zatrzymałam go. Pokiwałam palcem i posłałam mu łobuzerski uśmiech.
-Teraz ja tu rządze, Panie Bieber.- warknęłam zsuwając się nieco niżej. Chłopak oddychał głośno, najwidoczniej podniecony tym w jaki sposób się z nim bawiłam. Złapałam jego twardego penisa pewnie w dłoń i zerkając na chłopaka, posłałam mu ostatni uśmiech. Tak strasznie chciałam, żeby czuł się dobrze. Chciałam, żeby doszedł dla mnie.
Przejechałam językiem po jego główce i nawet nie wiem jak, wzięłam go prawie całego do buzi. Drażniąc delikatnie zębami jego wrażliwą skórę, ssałam go. Czułam się dobrze, wiedziałam, że Justinowi tego było trzeba. Kiedy chłopak wsunął dłonie w moje włosy i odchylił głowę do tyłu, wiedziałam, że jestem w tym dobra.
-Ja pierdole, Katy!-warknął sapiąc. Wiwatowałam w duchu, jednak nie przestawałam nawet na chwilę. Wzięłam jego penisa całkowicie do buzi, chłopak mamrotał i przeklinał co kilka sekund, a kiedy przyśpieszyłam, słona ciecz wystrzeliła do mojego gardła. Połknęłam ją bez zawahania i oblizałam usta, uśmiechając się do swojego mężczyzny, który patrzył na mnie podniecony jak nigdy w życiu. Pociągnął mnie w swoja stronę i ułożył się między moimi nogami wygodnie. Zassałam skórę na jego szyi, zostawiając tam mocne ślady. Justin odgarnął włosy z mojej twarzy, przyglądając się mi.
-To było cudowne.- powiedział między głośnymi oddechami. Wpił się zachłannie w moje usta, pragnęłam go jeszcze bardziej i wiedziałam, że nie mogę czekać. Chłopak patrzył chwilę w moje tęczówki i jakby zrozumiał, jednak wiedziałam, że czuję to samo. Nic nie mogło równać się z tym, co tworzyliśmy razem, kiedy był we mnie. Założył szybko prezerwatywę i patrząc na moje piersi, oblizał powoli usta. O cholera, Bieber nie prowokuj mnie. Jęczałam głośno, kiedy ssał mojego sutka i drapałam go po plecach.
-Powiedz jak bardzo chcesz, żebym Cię pieprzył.- wydyszał między pocałunkami na moim brzuchu.
-Chcę tego bardzo, Justin, błagam.- jęczałam z przyjemności kiedy jego palce drażniły moją łechtaczkę.
-Dla Ciebie wszystko.- szepnął zmysłowo do mojego ucha i wszedł we mnie szybko. Nie poczułam bólu, poczułam się najlepiej na świecie.
-Justin, o boże...- krzyczałam, nie potrafiąc powiedzieć nic więcej.
-Tak wiem, kochanie..- przegryzł płatek mojego ucha poruszając się we mnie w normalnym tempie. Nasze jęki wypełniły całą sypialnie, myślałam tylko o tym jak cholernie cudownie się czuje. Moje dłonie jeździły po jego plecach i karku, który był już cały mokry od potu. Przegryzłam wargę, kiedy chłopak ponownie złapał moją pierś.
-Szybciej.- zażądałam, a chłopak nawet się nie sprzeciwił. Wymienialiśmy, co chwile spojrzenia, moje oczy były delikatnie przymrużone. Dyszałam, myśląc o tym, że ta chwila powinna trwać wiecznie.
-Kochanie, jesteś taka ciasna.. Czuję jak twoje ścianki zaciskają się wokół mojego penisa.- szeptał do mojego ucha, cholera to takie niegrzeczne. Nie byłam gotowa na to, żeby odpowiedzieć mu cokolwiek. Jego ciało przy moim, to było takie idealne. Pisnęłam, kiedy chłopak przegryzł moja wargę i już po kilku sekundach byłam na szczycie. Orgazm zawładnął mną, dysząc ciężko, patrzyłam na Justina, który po kilku ruchach, opadł na mnie delikatnie. Leżeliśmy w cholernie przyjemnej ciszy, zadowoleni z tego, co właśnie się stało. Oboje doszliśmy, co było najpiękniejszym uczuciem na ziemi. Pogłaskałam jego policzek i musnęłam jego wargi.
-Kocham Cię.- uśmiechnęłam się szczęśliwa.
-Ja Ciebie mocniej.- odwzajemnił gest i razem skierowaliśmy się pod prysznic.



~*~

Zdecydowałam się dodać ten rozdział, jest krótki, ale nie martwcie się, bo mam wiele pomysłów, jednak nie miałam czasu go nawet skończyć, więc to w następnym :)
Co do te przerwy.. Nie przestanę pisać tego opowiadania, jednak bądźcie świadomi, że wasze lenistwo doprowadziło do tego, że nie pisałam nic przez dwa tygodnie. Była dosyć duża przerwa między tamtym a tym rozdziałem, ale dobrze wiecie, że dodałabym szybciej, jednak sami sobie jesteście winni. Mam nadzieje, że notka, która napisałam wcześniej trochę do was dotarła i zrozumieliście już, że potrzebuje waszego wsparcia i waszego zdania, inaczej to wszystko straci sens. Dziękuje za miłe słowa, kocham was i mam nadzieje, że wszystko u was dobrze, następny postaram się dodać jak najszybciej i oczywiście liczę na duża ilość komentarzy :)

much love <3
 
 


niedziela, 11 stycznia 2015

Uwaga.

 
 
 
Piszę tą notkę, żeby przekazać wam tylko jedną rzecz. Kocham pisać to opowiadanie, kocham czytać wasze długie komentarze i kocham mieć z wami kontakt, bo to dla was to robię. To wy mnie motywujecie do tworzenia tego, o was myślę, kiedy zabieram się za rozdział. Na początku czerpałam ogromną radość z pisania tutaj i zaglądania tu, bo wiecie robię to przynajmniej dziesięć razy w ciągu dnia. Ostatnio jednak dużo się zmieniło, rozdział osiemnasty dodałam osiem dni temu, a komentarzy jest osiemnaście. Strasznie się na was zawiodłam, bo ja piszę to wszystko kilka godzin, stresuję się tym czy wam się będzie podobać, myślę o tym, kiedy tylko mogę pisać, bo wiem, że czekacie. Nie jestem jak reszta dziewczyn, nie zawieszę bloga i nie skończę z nim, ale chciałam, żebyście wiedzieli, że jest mi po prostu przykro. Przykro, bo czuję coraz bardziej, że piszę to dla samej siebie, a o waszą opinię dosłownie muszę się prosić. To dosyć żenujące biorąc pod uwagę, że mam również swoje problemy, szkołę, dom i przyjaciół. Nie chcę, żebym wchodziła tu z przymusu, chcę wchodzić tu i czytać wasze opinie, pisać z wami, odpowiadać na wasze pytania dotyczące przyszłości Jaty, ale no cóż.. Zawsze chciałam mieć z wami świetny kontakt, założyć tą głupią listę na tt i spojlerować, ale wy chyba tego nie chcecie. Domyślam się, że moje ff jest beznadziejne na tle lineb, bronx i dangera, ale halo ja tez sie staram i robie to dla was. Może w końcu zaczniecie robić więcej dla mnie? Większość z was czyta to i nawet nie myśli, żeby skomentować, to jest cholernie smutne. Oczywiscie dziękuję wszystkim, którzy komentują i mnie wspierają. Szkoda, że jest was tak mało. Nie chcę wam określać liczby komentarzy, grozić wam, że jak nie będzie pięćdziesięciu to nic nie dodam, NIE CHCĘ. Nienawidzę czegoś takiego robić, a jak zrobię to i tak dodaję rozdział jak jest tylko dwadzieścia komentarzy. Jestem pewna, że czyta to więcej niż 40 osób, więc czemu nie mogę dodać rozdziału i zobaczyć pod nim stu komentarzy? Przecież to jest możliwe, nawet bardzo. Jest was tu całkiem sporo, dlaczego nie pomożecie mi? Możecie wysyłać znajomym link, możecie nawet tweetnąć pięć razy, ktoś to zauważy i wpadnie, ale NIE TO NIE. Rozumiem, że chcecie doprowadzić mnie do stanu, w którym będę dodawała rozdziały z ogromną niechęcią, aż w końcu przestanę to robić. Mam wiele planów na to opowiadanie, chciałam nawet, żeby miało dwie części, ale na ten moment przyszłości nie widzę. Nie będę was prosić i przypominać o nowym rozdziale, sprawdzajcie sobie to sami, bo jak wam o tym pisze i tak macie to gdzieś. Nie mam motywacji, żeby pisać rozdział dziewiętnasty, więc jeśli wam zależy, ogarnijcie się i zacznijcie komentować rozdział, który dodałam 4 stycznia. Jeśli dodam następny, a dalej tak będzie to dziękuję bardzo za wsparcie. Trzymajcie się, miłego tygodnia, czy coś.

niedziela, 4 stycznia 2015

18. Fading out again.

 
*Katy dalej jest nieprzytomna, błądzi gdzieś w swoim umyślę, nieświadoma tego, co się stało i gdzie jest. Krótko mówiąc- śni o Justinie i jakiejś starej polanie, której stała się więźniem.*
 
 
Katy's POV:
 
 
 
Błądziłam gdzieś. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy gdzie jestem. Powieki miałam ciężkie, kiedy tylko chciałam się poruszyć, przez całe moje ciało przechodził ogromny ból. Justin zginął gdzieś w burzy na ogromnej polanie. Od tamtego czasu nie wiedziałam gdzie sama się znajduję. Stałam się słaba, nie potrafiłam się odnaleźć, moje mięśnie odmawiały współpracy, wiec nie było mowy, żebym jakoś kontrolowała swoje ciało. Biłam się ze swoimi myślami zastanawiając się czy ktoś mnie tu znajdzie i uratuję. Czy Justin wróci i zabierze mnie z tej ciemnej przestrzeni. Od czasu do czasu słyszałam jakby coś mówił. Jego głos był jak echo, słyszałam tylko kilka słów, reszta była szumem dla moich uszu. Nie byłam pewno czy to on gdzieś być blisko czy to po prostu moja wyobraźnia. Nie byłam zdolna, żeby się pozbierać. Leżałam na zimnej ziemi, chciałam uciec gdzieś gdzie będę bezpieczna, ale naprawdę czułam się jakby ktoś przywiązał do moich kończyn łańcuchy, których nie byłam gotowa unieść. Sparaliżowana leżałam, starając się zrozumieć słowa chłopaka. Jego głos mieszał się z biciem mojego serca i szumem wiatru. Tak bardzo chciałam zrozumieć to gdzie on jest i dlaczego zniknął mi z oczu, chciałam wiedzieć dlaczego nie potrafię się ruszyć, ale dalej nic nie wiedziałam i mimo starań... Wszystko szło na marne. Czas leciał szybko, miałam wrażenie, że leże w tym miejscu już kilka lat, przykuta do zimnej ziemi. Z każda sekundą jego głos słyszałam głośniej, jednak na tym się kończyło. Mimo, że nic nie widziałam, promienie słońca do mnie nie docierały, czułam się jakby dni mijały. Któregoś razu poczułam na swojej skórze coś całkiem innego. To nie był zimny wiatr, który muskał moją skórę, to było coś mokrego. Nie potrafiłam podnieść ręki i dotknąć tego miejsca, ale czułam kroplę spływającą po moim nadgarstku. Zdezorientowana sapnęłam, starając się podnieść powieki, jednak one były jak kamień. Za każdym razem moja praca szła na marne. Szum liści zagłuszył ponownie chłopaka, którego głos dobrze znałam. Tęskniłam za nim, jednak nie byłam pewna gdzie jest i czy coś mi chcę zrobić. Byłam nieufna, ale to tylko przez to, że wcześniej zostawił mnie podczas burzy. W ten właśnie sposób zostałam sama na polanie i trafiłam tu, do miejsca, którego nie znam.
-Przepraszam.- usłyszałam jedno słowo chłopaka, jednak ono po krótkiej chwili zostało rozwiane przez wiatr. Sklejałam myśli, nie wiedziałam za co, przez co i po co on to robił. Zniknął, zostawił mnie na okropnym deszczu, a teraz chce, żebym mu wybaczyła? Przecież ja nawet nie wiem gdzie jestem, a on mnie nie będzie szukał. Pewnie poświęci na mnie chwilę swojego czasu, a jak po kilku minutach mnie nie odnajdzie- odpuści. Bo ja nie jestem warta czasu ludzi, oni zawsze mnie zostawiali i będą to robić do końca moich dni, które są chyba policzone. Suchość w gardle nie dawała mi spokój, czułam jakby coś krążyło w moich żyłach. To było coś czego wcześniej tam nie czułam, jednak to chyba mi pomagało. Ciemność to była jedyna rzecz, która mi towarzyszyła. Wymieniała ona swój dyżur przy moim ciele z wiatrem, który również mnie pilnował nocami. Chcecie wiedzieć jak odróżniałam dzień od nocy? A więc każdego dnia wiatr wiał, ciągnąc za sobą odrobinę ciepła to dziury, w której się znajdowałam, jednak noc była wypełniona jedynie chłodem i wilgocią. Do moich uszu nie dochodziły żadne dźwięki oprócz kilku słów Justina, których w ogóle nie rozumiałam. Nie wiedziałam czy bawi się ze mną w chowanego i dlatego dalej tu tkwię, ale byłam na niego zła, bo ponownie mnie zostawił. Samą, bez żadnego wsparcia.
 
 
 
Justin's POV:
 
 
Nie potrafiłem patrzeć na nią, kiedy była w takim stanie. Nie mogłem pogodzić się z tym, że pozwoliłem jej pójść tam bez żadnej opieki. Nie mam pojęcia dlaczego była niby taka słaba i co się dokładnie stało, ale to coraz bardziej mnie martwiło. Godziny miały, a jej serce przyśpieszyło w momencie, w którym powiedziałem, że ja kocham. Nie byłem pewny czy mnie słyszała, ale takie miałem wrażenie. Czułem jakby ona słuchała tego, co mam jej do powiedzenia, jednak przez to, że była nieprzytomna, nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Tęskniłem coraz bardziej za jej pełnymi szczęścia oczami, rozmyślałem nad tym jak będzie między nami i czy w ogóle będzie mnie pamiętać. Cholernie bałem się tego, co nas czekało, ale chciałem, żeby się obudziła, żeby nic jej nie było.. Martwiłem się cholernie o to wszystko, ona była silna, ale przy takim uderzeniu.. Różne rzeczy mogą się wydarzyć, kiedy się obudzi. Ona może mnie nie poznać, może zacznie jedynie zadawać pytania, kim jestem i co tu robię.. Tak cholernie się tego boję. Nie chcę jej stracić, bo tak wiele dla mnie znaczy. Nie obchodzi mnie teraz nic poza tym jak się czuję i czy wyjdzie z tego bez żadnego 'ale'. Gdybym tylko mógł zabrać od niej wszystko, co złe, szczerze? Zrobiłbym to bez zawahania się. Ona zasługiwała na dużo więcej niż miała. Zasługiwała na cudowny dom, rodzinę, przyjaciół, normalną pracę i zero nieprzyjemności z ludźmi z podziemia. Wyrosłem z wielu rzeczy i dojrzałem, więc wiem, co to znaczy stracić bliską osobę. Nie mam kontaktu ze swoimi rodzicami, mój niby najlepszy przyjaciel okazałam się chorym na głowę idiotą, a dziewczyna, którą kocham leży nieprzytomna przede mną.. Jest nieświadoma, taka bezbronna i nie zdaję sobie sprawy, że siedzę z nią już pół nocy modląc się, żeby wróciła. Niczego nie pragnę tak bardzo jak tego, żeby otworzyła swoje piękne oczy, spojrzała na mnie pewna tego, co czuje tak samo jak wcześniej.. Nie radzę sobie z tym, to chore, bo wszystkiego zawsze stawiałem czoła, ale kiedy siedzę przy jej drobnym ciele, a jej klatka piersiowa unosi się w górę i w dół, wymiękam.. Nie powinno jej tu być, to nie miejsce dla niej. Ona na to nie zasłużyła.
-Kochanie?- starałem się brzmieć normalnie. Głos załamywał mi się, a gula w gardle rosła, jednak mimo to starałem się nie pokazywać jej, że jest źle. Ona mogła mnie słyszeć, mogła martwić się, kiedy mówiłem załamany. To dla niej starałem się być silny, bo to ona była moją motywacją, ona była definicją mojego wszystkiego. Naprawdę.
-Skarbie, obiecuję, że jak się wyśpisz, zabiorę Cię do domu. Wniosę Cię po schodach. Nie będziesz musiała nic zrobić, ugotuję Ci wszystko, co będziesz chciała, ale proszę nie śpij długo...- położyłem głowę w zgięciu jej szyi, składając tam krótkie pocałunki. Jej skóra dalej była blada. Martwiłem się o to wszystko, dziewczyna była zimna, a ja nie miałem możliwości jej nawet ogrzać.
-Zapomnij o wszystkim, co złe i proszę wróć do mnie. Wiem, że jesteś silna i sobie poradzisz, tylko znajdź właściwe drzwi i otwórz oczy. Jak się obudzisz, ja będę tu czekał, wiesz?- mówiłem, a cholerne łzy same cisnęły mi się do oczu. -Obiecuję, że tu będę.- powtórzyłem, całując ja w czoło.
Jej serce biło w naturalnym rytmie, tylko od czasu do czasu jej oddech przyśpieszał. Przez głowę przechodziły mi różne pomysły. Liczyłem, że ona słyszy to wszystko, że otworzy oczy, zatrzepota rzęsami, wezmę ją na ręce, zaniosę do domu i wszystko wróci do normy. W takich chwilach człowiek uświadamia sobie, co naprawdę czuję. To jak się o nią martwiłem uświadomiło mi, że ona naprawdę jest ta jedyną i mimo wzlotów i upadków to właśnie z nią chcę spróbować żyć inaczej. Nie chcę chodzić na imprezy i rozglądać się za jakimiś laskami, chcę tylko jej. Chcę z nią się leżeć, przytulać się, całować ją i kochać się kiedy tylko oboje tego zapragniemy. Seks z Katy był tym o czym każdy facet marzy. Ta dziewczyna to anioł, nawet w snach nie wyobrażałem sobie kogoś takiego, a teraz? Nazywam ją swoją dziewczyną i kiedy tylko się obudzi, zabiorę ją gdzie tylko będzie chciała. Wyjedziemy i mimo, że to nie jest wyjście, nie chcę mierzyć się ze swoimi problemami teraz. Chce tylko z nią spędzać czas i nie martwić się o żadne gówno.
-Naprawdę potrzebuję Cię tu obok.- zacząłem. -Leżysz nieprzytomna, taka nieświadoma, a ja chcę żebyś sama łączyła nasze usta w jedną całość, żebyś poprawiała mój humor i uśmiechem udowadniała mi, że warto żyć.- ułożyłem głowę na jej ramieniu, zamykając ciężkie od snu powieki.
Kilka moich łez, które spłynęły po jej ciele, sprawiły, że dziewczyna poruszyła dłonią delikatnie. Pełny nadziei przyglądałem jej się uważnie przez kilkanaście minut, jednak ona dalej postanowiła słodko spać, a ja chciałem się dołączyć. Dołączyłem do krainy Morfeusza.
 
**
 
Promienie słońca obudziły mnie. Zasnąłem z głową w zgięciu jej szyi. Rozciągając się chwilę przy łóżku, na którym leżała nieprzytomna Katy, przelotnie spojrzałem na zegarek.
-Już ósma rano kochanie, trzeba wstawać.- powiedziałem do niej, jednak to nic nie zmieniło. Urządzenia, które stały przy jej łóżku, przerażały mnie. Patrzyłem na hotler, który pokazywał rytm bicia jej serca.
-Bije dla mnie, prawda?- zaśmiałem się, całując brunetkę w nos. Zawsze, kiedy to robiłem, marszczyła go słodko, a na jej policzki wkradały się niesamowite rumieńce. Tym razem na jej twarzy dominował chłód. Nie pokazywała ona żadnych emocji, za czym zdążyłem się już stęsknić. Potrzebowałem jej w swoim aucie, marudzącej mi nad uchem na każdy możliwy temat. Tęskniłem za jej pytaniami, gdzie jedziemy i za ile będziemy. Często zachowywała się jak mała dziewczynka, którą trzeba było po prostu prowadzić za rękę. Kochałem to jak słodka dla mnie była.
-Zaraz wrócę, kochanie.- westchnąłem cicho, wychodząc z pokoju, zostawiając ją w ten sposób samą. Kilka pielęgniarek weszło do niej po chwili, jednak ja zająłem się wybieraniem jakiegoś ciepłego napoju. Wiedziałem, że powinienem załatwić sprawę Ryana, ale ten dupek mógł jeszcze trochę poczekać. Jestem pewny, że moja dziewczyna jest silna i z tego wyjdzie, a ja wtedy dopilnuję, żeby on zapłacił za wszystko. Trzymałem w prawej dłoni gorący kubek kawy, szybkim krokiem wróciłem do swojej dziewczyny. Opadłem zrezygnowany na krzesło obok jej łóżka, przyglądając jej się przy tym.
-Obudzi się, spokojnie. Trzeba trzymać kciuki.- powiedziała pielęgniarka, poprawiając jej poduszkę.
-Wiem.- odwzajemniłem gest, jednak moje oczy skupiały się na słodkich ustach Katy. -To najsilniejsza kobieta jaką znam, musi się obudzić.- powiedziałem, zerkając na chwilę na rudą dziewczynę, która nie miała więcej niż trzydzieści lat. 
-Nie wątpię.- zaczęła zajmować się kroplówką.-Na pewno tworzycie cudowną parę, gdybyś czegoś potrzebował, daj znać, bo nie wyglądasz jakbyś miał zamiar się gdzieś teraz ruszyć.- powiedziała z uśmiechem, zostawiając mnie samego z nieprzytomną brunetką.
-Nigdzie się teraz nie ruszę..- powiedziałem cicho do siebie. 
 Godziny mijały, a Katy leżała nieprzytomna i w sumie to nic się nie zmieniło. Nie mogłem się pozbierać, łzy ciągle cisnęły mi się do oczu, co wydawało mi się dziwne. Ja nigdy nie płakałem, nawet jako dziecko unikałem tego, bo po prostu nie lubię tego robić. Zdawałem sobie sprawę, że jestem taki bezsilny i może to mnie tak ciągle podłamywało. Nie byłem pewny tego, kiedy się obudzi. To wszystko mogło trwać nawet kilka miesięcy, a ja nie mogłem nic zrobić. Miałem tylko siedzieć i patrzeć na nią. Na jej smutną twarz, suche usta i blada skórę. Nie potrafiłem znieść tego widoku, obwiniałem się z każdą sekundą bardziej. Nie pilnowałem jej, Ryan zrobił jej krzywdę i z niewidomego powodu, była podczas występu, osłabiona. Wcześniej w mieszkaniu zachowywała się normalnie, dopiero pod koniec zmienił jej się nastrój, no ale co takiego się stało? Naprawdę nie rozumiałem tej całej sytuacji, chciałem już ją przytulić, zapewnić, że wszystko będzie w porządku, że nie pozwolę już nikomu się do niej zbliżyć. Byłem pewny, że ona nienawidziła podziemia i nie chciała już tam pracować, więc może cała ta sytuacja zmusi ją do zakończenia tej historii? Jeśli nie, będę zmuszony być przy niej cały czas, co akurat mi odpowiada, bo ją kocham. Nie chcę, żeby ktoś ją skrzywdził.
Siedziałem wpatrzony w nią, obrócony plecami do drzwi wejściowych. Dosłownie biłem się ze swoimi myślami, jednak coś odwróciło moją uwagę. Usłyszałem kroki za sobą i jak zahipnotyzowany, odwróciłem głowę. Zlustrowałem chłopaka wzrokiem, a moja szczęka od razu się zacisnęła. Podniosłem się do góry, sam nie wiedziałem dlaczego byłem taki wściekły, może po prostu nie chciałem, żeby ktoś inny był u jej boku.
-Co ty tu kurwa robisz?- warknął ten cały, Luke. Zauważyłem jak zaciska pięści, jednak mało mnie to obchodziło. Nikt nie mógł się do niej zbliżyć. To ja jestem jej chłopakiem, nie on.
-Siedzę, nie widać?- warknąłem, nie mając ochoty na pieprzone kłótnie. Wiedziałem, że jeśli pozwolę się ponieść złości, wszystko mu powiem. Powiem mu, że ona jest moja, że mnie kocha. Mnie nie jego, a wtedy zachowam się źle wobec niej, bo to w końcu jej przyjaciel i to ona powinna porozmawiać z nim o tym, że się spotykamy.
-Zauważyłem, ale po co siedzisz właśnie z nią.- wybuchł, najwidoczniej jego pieprzony mózg nie ogarnął niczego i myślał, że coś z Katy kiedyś mu wyjdzie. Zignorowałem go, odwracając głowę w jej stronę. Spała. Cały czas spała i mimo tego, że atmosfera w pomieszczeniu była napięta, czułem jakby była tego świadoma. Położyłem swoją ciepłą dłoń na jej, która niestety była ciągle zimna.
-Nie dotykaj jej, kurwa.- warknął, ciągnąc za krzesło, na którym siedziałem. Podniosłem się, moja klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie, szczęka i pięści zacisnęły, a z oczu strzelały złowrogie pioruny w stronę bruneta.
-Uważaj kurwa lepiej, co robisz i komu. -warknąłem, popychając go z całej siły na ścianę.
-Jesteśmy w pieprzonym szpitalu, uważaj lepiej, co ty robisz!- warknął rzucając się na mnie z pięściami.
-Jesteś idiotą, sam nie potrafisz panować nad własnymi emocjami, a mnie pouczasz!- przygwoździłem chłopaka do ściany.
-Bo nie będziesz jej kurwa dotykał!- splunął. -Taki śmieć jak ty nie będzie się do niej zbliżał. Ty i twoja grupa, jesteście popierdoleni, wywołujecie strach u innych, bo macie chore pomysły, ale na tym to się kończy, kurwa! Jesteś gówno wart, rozumiesz? Nie masz prawa się do niej zbliżać, nie mam pojęcia, co tu robisz i kim dla niej jesteś, ale wypierdalaj!- krzyknął mi prosto w twarz, pewny tego, co mówi. Chciałem mu kurwa wygarnąć. Chciałem powiedzieć mu wszystko, chciałem, żeby jego pieprzone usta się zamknęły, chciałem pokazać, że się mylił! Nie miał racji! Jestem Katy chłopakiem, kocham ją, a on gówno o mnie wie, jedyne, co słyszał to pieprzone plotki o mnie i grupie, do której już nawet nie chcę należeć. Chciałem powiedzieć mu wszystko, adrenalina w moich żyłach wystrzeliła, pięści zaciskały się ze złości, a kiedy już otworzyłem usta... Usłyszałem jej cichy, słaby głos.
-Justin?- powiedział cicho mój aniołek, otwierając delikatnie, swoje piękne oczy.
 
 
 
Katy's POV:
 
 
Czułam jakbym wypływała na powierzchnię, ciągle brakowało mi powietrza, jednak czułam, że go znajdę. Tęskniłam za jego cudownymi ramionami, w których mogłam nawet umrzeć. Tęskniłam za jego ustami, za karmelowymi oczami i czymś, co razem tworzyliśmy. Czułam się jakby ktoś wymazał z mojej głowy wszystko, co złe, a w niej pozostawił tylko obraz mnie i Justina, razem. To było coś cudownego, nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu i mimo, że dalej nie wiedziałam, gdzie jestem, bo ogarniała mnie ciemność, potrafiłam się chociaż ruszyć. Wspinałam się ku górze, pewna tego, że właśnie tam go znajdę. Kiedy czułam się coraz pewniej i lepiej, usłyszałam kłótnie. Krzyki uderzały z różnych stron, serce biło mi w niesamowicie szybkim tempie. Głosy, które słyszałam były znajome, ale mimo to, bałam się. Bałam się, że zrobią mi krzywdę, więc nie poddając się, płynęłam do góry, gdzie powinien czekać na mnie Justin. Zmartwiona tym, że czym wyżej byłam, głosy słyszałam głośniej i wyraźniej, nie chciałam odpuszczać. Nie chciałam się wycofać i trafić ponownie na samo dno. Czując jak moje powieki się rozchylają, zaczerpnęłam zachłannie powietrza, będąc na powierzchni.
-Justin?- wydukałam, słabym głosem, którego nie używałam przez wieki. Bynajmniej tak mi się wydawało. Promienie słońca oślepiły mnie, więc ponownie przymknęłam oczy, czując na sobie męską dłoń. Byłam pewna, że to on, że to chłopak, którego szukałam. Jego rozgrzana skóra musnęła moją, co dodało mi otuchy, jednak nie byłam zdolna ponownie podnieść powiek.
-Kochanie, jestem tu.- powiedział cicho, jednak wyraźnie. Kąciki moich ust od razu podniosły się do góry. Majaczyłam coś pod nosem, powieki wydawały się ciężkie. Byłam słaba, jednak to, że czułam jego rozgrzane ciało, przypominało mi, że muszę dowiedzieć się, co się tutaj dzieje. Musiałam być silna.
-Katy, nie odpływaj, proszę.- jego głos się załamywał, co sprawiło, że rozbolało mnie serce i coś w moim brzuchu wywinęło fikołka. Dreszcze przeszły po moim ciele, powoli dochodziło do mnie gdzie jestem, obudziłam się z tego snu i kiedy z każdym oddechem nabierałam nowej siły, w końcu otworzyłam oczy. Zamrugałam kilka razy, starając się przy tym złapać ostrość.
-Justin?- spojrzałam na chłopaka. Jego oczy wypełnione były łzami, które co jakiś czas bezsilnie spływały po jego policzkach.-Gdzie jesteśmy?- spytałam cichym głosem, nie widząc nic poza nim. Nie obchodziło mnie to, że czułam obecność kogoś jeszcze. Ja po prostu nie chciałam spuszczać z niego ponownie wzroku. Nie chciałam znów trafić na to okropne dno, w którym czułam się taka niechciana. Przy nim czułam się dobrze. Czułam się kochana.
-Katy, jesteśmy w szpitalu.- gładził moje włosy. -Nic Ci nie jest, zasłabłaś, uderzyłaś się w głowę i straciłaś przytomność. Pamiętasz?- zapytał mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Zamrugałam, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą powiedział.
-Nie. Nie pamiętam nic oprócz Ciebie i mnie w moim łóżku z rana.- powiedziałam prawdę, jednak myśląc nad tym chwilę zarumieniłam się, a Justin nie mógł powstrzymać uśmiechu, przypominając sobie pewnie, co robiliśmy.
-W łóżku?- wybuchnął ktoś w tym samym pokoju, przestraszna podniosłam się delikatnie szukając wzrokiem tej osoby. Justin trzymał mocno moją dłoń, jakby nie chciał mnie ponownie stracić.
-Pieprzyłaś się z konkurencją?- parsknął mi prosto w twarz chłopak. Chłopak? Raczej Luke, mój przyjaciel, który nie miał się dowiedzieć o moim i Justina związku w taki sposób. Nie dość, że mnie kochał i pewnie nie pogodziłby się gdybym miała kogokolwiek, ja zakochałam się w konkurencji, której on nienawidzi najbardziej na świecie.
-Jest teraz słaba, dopiero się obudziła. Nie rób kurwa scen, tylko wyjdź jak nie potrafisz się powstrzymać.- warknął Justin, stając naprzeciwko Luke'a. Napięcie w pomieszczeniu rosło, pięści chłopaków zaciskały się w nerwach. Patrzyłam na szyje Justina, na której pulsowała żyła. Zawsze kiedy się denerwował tak się działo. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, wiedziałam, że muszę działać. Tylko jak? Gdzie w takich sytuacjach jest pieprzony lekarz?
-Wypierdalaj z naszego życia.- warknął Luke, a Justin jedynie zaśmiał mu się bez humoru w twarz.
-Waszego życia? Za dużo sobie wyobrażasz, koleś. To nie Ty decydujesz, tylko Katy.- Justin stał przed nim twardo, nie dając mu nawet na mnie spojrzeć.
Luke stracił nad sobą kontrolę, uderzył Justina prosto w twarz, moje serce przyśpieszyło, a nieprzyjemny ucisk w klatce, nasilił się. Zaczęłam kaszleć, powieki przymykały mi się ze zmęczenia, a serce prawie wyskoczyło z piersi.
-Przestańcie, błaga...- nie potrafiłam dokończyć, zaczęłam krztusić się własną śliną, a powieki ponownie stawały się ciężarem.
-Katy, co się dzieje?- podleciał Justin, zostawiając obolałego Luke'a na podłodze. Podniósł mnie, przez, co uspokoiłam swój oddech i przestałam się krztusić. Łzy spływały po moich policzkach. Wiedziałam, że Luke będzie miał z tym wszystkim problem, nie chciałam mu powiedzieć, a jak już się dowiedział, znienawidził nas obu.
-Skarbie, uspokój się.- wtulił mnie w siebie i nagle wszystko, co złe wyleciało mi z głowy. Justin zawsze tak na mnie działał, kochałam jego ciepłe ciało przy swoim, kochałam to jak mnie przytulał i się martwił.
-Przepraszam..-powiedział cicho.
-Shhh...- uciszyłam go swoimi ustami. Ten krótki pocałunek był jak chwila w raju. Odleciałam zatracając się w tym. Jego usta z ogromną pasją muskały moje. Tęskniłam za tym.
-Idź po lekarza.- powiedziałam do Justina, patrząc jak Luke tak po prostu znika w drzwiach.
Justin posłał mi uśmiech i od razu poszedł zrobić to, co mu kazałam. Ból w mojej głowie był silny, jednak to, że miałam przy sobie szatyna znowu, stawiało mnie na nogi.
-Dzień dobry, miło, że tak szybko się obudziłaś.- powiedział siwy lekarz, uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam gest, jednak wszystko dalej mnie bolało. Mężczyzna usiadł przy jakimś urządzeniu, sprawdzając jakieś rzeczy.
-Wszystko wydaje się być w porządku, jak twoja głowa?- spytał, a ja wzrokiem szukałam Justina. Znowu mnie zostawił?
-Jest okej, tak myślę.- powiedziałam uśmiechając się blado.
-Nie stało Ci się nic poważnego, głownie chodziło o to, kiedy się wybudzisz, uderzenie było porządne, jednak nic nie zostało przy tym uszkodzone. Miałaś duże szczęście.- uśmiechnął się wypełniając jakieś papiery. -Zostawimy Cię kilka dni na obserwacji, jeśli wszystko będzie dobrze, będziesz wolna.- dodał, a kiedy Justin wszedł do środka, posłał mi uśmiech. -Chyba masz jakiegoś anioła stróża, który ciągle Cię pilnuję.- uśmiechnął się wskazując dłonią na mojego chłopaka. Ostatni raz odwzajemniłam jego gest i odprowadziłam mężczyznę wzrokiem. Justin uśmiechnął się szeroko, patrząc mi prosto w oczy.
-Jak się czujesz?- spytał, siadając na brzegu mojego łóżka. Chłopak splótł nasze dłonie, przez co od razu uśmiech zagościł na mojej twarzy.
-Jest okej, głowa trochę mnie boli i nie wiem, co się dzieje.- powiedziałam, starając się przypomnieć sobie wydarzenia sprzed tego małego wypadku.
-Najważniejsze, że już się obudziłaś, cholera Katy..- zaczął. -Nawet nie wiesz jak się bałem, jak tęskniłem. Proszę obiecaj mi, że nigdy więcej to się nie powtórzy.- mówił, a w jego oczach dominował smutek.
-Nie mogę Ci tego obiecać, ale mam anioła stróża, który będzie mnie ciągle pilnować.- spojrzałam na niego, uśmiechając się. To on tutaj cały czas był, wiem to. Mimo, że nie wiem gdzie byłam umysłem, czułam jego obecność. On był moim aniołem stróżem.
-Oj, na pewno będzie Cię pilnować.- pocałował mnie w czoło, odgarniając moje włosy z twarzy. Wyglądał na zmęczonego, worki pod jego oczami były widoczne. Martwiłam się o niego, bo pewnie cały czas siedział tu przy mnie i nawet się nie wyspał.
-Justin, od kiedy ja tutaj w ogóle leże?- spytałam, marszcząc brwi.
-Od wczoraj.- powiedział. -Po występie zasłabłaś i upadłaś. Zabrali Cię do szpitala i przez jedną dobę, zostałem sam.- przyznał patrząc na mnie, a na jego ustach zauważyłam trochę krwi. Pociągnęłam go delikatnie w swoją stronę, przejechałam kciukiem po jego wardze i spojrzałam mu w oczy.
-Kłóciłeś się z Luke'iem zanim się obudziłam, prawda? - spytałam, czekając na odpowiedź. Chłopak spuścił smutno wzrok i jedynie pokiwał głową. Między nami zapadła nieprzyjemna cisza, zapatrzyłam się w jeden punkt myśląc nad wszystkim, jednak ból głowy mi w tym przeszkadzał.
-Katy, nie chciałem się z nim bić, ja nawet nie wiedziałem, że on tutaj przyjdzie. Kiedy tylko dowiedziałem się, że jesteś w szpitalu, zapomniałem o reszcie naszego życia. Nie myślałem nad tym, że twoi przyjaciele przyjdą tu i zobaczą jak siedzę przy twoim łóżku. Luke na mnie naskoczył, nie chciałem mu nic mówić, jednak on od razu załapał, a jak się obudziłaś... Naskoczył też na Ciebie.- starał się wytłumaczyć mi tą całą sytuację. Słuchałam go uważnie myśląc dosłownie nad wszystkim, bałam się, że Luke odszedł. Nie kocham go, ale to mój przyjaciel i naprawdę nie chcę go stracić. Wiem, że ciężko mu to zrozumieć, bo jest we mnie zakochany, a do tego ma złe zdanie o Justinie, ale to moje życie. Obudziłam się, a on zamiast się ucieszyć, naskoczył na mnie i tylko mnie zdenerwował.
-Nieważne. -powiedziałam zaciskając zęby.
-Kochanie, wiem, że to ważne. Nie musisz udawać, znam Cię i widzę, że się tym przejmujesz, ale on w tym wszystkim zachowuje się jak egoista. Masz prawo, żeby mnie kochać, a to, że ze sobą rywalizujemy nie ma na to wpływu, rozumiesz?- pocałował mnie szatyn, przez, co w moim brzuchu wybuchło stado motyli.
-Wiem to..- powiedziałam, wplatając palce w jego włosy.
-To proszę nie wątp w to, nie chcę Cię do niczego wykorzystać ani Cię zranić. Kocham Cię, naprawdę.- powiedział, a ja byłam pewna, że wszystko z tego, co mówi jest prawdą.
-Ja Ciebie też.- przegryzłam jego wargę, przez co jęknął.
-Nie tutaj, obiecuję, że jak wrócimy do domu, będę cały dla Ciebie, ale nie zaczynaj, bo nie wiem czy będę potrafił się powstrzymać.- zaśmiał się.
-Będziesz musiał, przecież mnie nie zgwałcisz.- zaśmiałam się również, pożerając go wzrokiem.
-Kochanie, to nie byłby gwałt, bo ty również tego mocno pragniesz.- uśmiechnął się łobuzersko. Cholera, wygrał i jak zwykle miał rację.
-Zarumieniłaś się, księżniczko.- jęknął, łapiąc mój policzek.
-Justin, przestań!- zaśmiałam się odpychając jego rękę.
-Kocham jak krzyczysz moje imię.- powiedział z wyższością, a ja zalałam się kolejnym rumieńcem. Chłopak zachichotał, cholernie na mnie działał i do tego był tak pewny siebie. Kochałam każdy jego najmniejszy szczegół, jego każdą wadę i każdy centymetr jego szyi. Ja go po prostu kochałam, sprawiał, że byłam gotowa na różne szalone rzeczy. Przez niego wariowałam.
-Jeszcze tylko jeden lub dwa dni i będziemy mogli ponownie spać razem w łóżku.- powiedział chłopak, ziewając przy tym.
-Nikt nie powiedział, że teraz nie możemy.- zachichotałam, przesunęłam się odrobinę w prawo i pociągnęłam go na łóżko. Chłopak zdziwiony tym, co robię przyglądał mi się uważnie i nie protestował. Kiedy w końcu ułożył się wygodnie, wtuliłam się w jego tors, a on oplótł mnie w talii.
-Jesteś szalona.- powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
-Może i tak, ale za coś musisz mnie kochać.- przegryzłam wargę, czując jego perfumy.
-Ja Cię kocham za wszystko.- trącił nosem moją szyję, a po chwili zaczął składać na niej pocałunki. Jęknęłam kiedy przegryzł skórę w jednym wrażliwym miejscu.
-Tęskniłem.- powiedział zachrypniętym głosem, jego kciuk błądził po moim policzku. Zaczerpnęłam powietrza gwałtownie, jego ciepłe ciało tak blisko mojego, wyprowadzało mnie z równowagi. Zerkając na jego usta, przegryzłam swoje. Justin uśmiechnął się delikatnie, wiedział już co chcę zrobić. Wpiłam się zachłannie w jego usta, robiliśmy to z taką ogromną pasją. Przyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało, z każda sekundą pragnęłam go bardziej. Chłopak przejechał swoim językiem po mojej wardze, bez zastanowienia dałam mu pozwolenie i właśnie przez to nasze języki walczyły o dominację. Jęknęłam cicho w usta chłopaka, kiedy ścisnął on moje pośladki i zachichotałam. Czułam jak się uśmiecha, nie musiałam mieć przy tym nawet otwartych oczu. Wplatając palce w jego włosy, otrzymałam jego jęk. Moje usta z uczuciem muskały jego, jednak musiałam to przerwać, bo zaczynało robić się naprawdę namiętnie, a w dalszym ciągu byliśmy w szpitalu. Odsunęłam się od chłopaka, patrząc na niego z uśmiechem. Na jego twarzy pojawił się grymas i po chwili głośno westchnął.
-To było...- zaczął, jednak ja zamknęłam jego usta pocałunkiem, który nie był taki jak wcześniej. Był krótki i słodki, jednak dalej pełny uczucia i pasji.
-Wiem.- uśmiechnęłam się łobuzersko, ponownie wtulając w jego ciało. Słyszałam jak jego serce biło, oddychał spokojnie, gładząc mnie delikatnie po głowie.
-Myślisz, że wszystko się poukłada?- spytałam patrząc na niego spod swoich długich rzęs.
-Jasne.- posłał mi swój idealny uśmiech i spojrzał mi w oczy. -Katy, mimo wszystko oni będą musieli to zaakceptować, jesteś dla nich ważna i liczy się dla nich twoje szczęście. Jakoś przez to przejdziemy.- pocałował mnie w czoło, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.-Naprawdę nic nie pamiętasz?- spytał po chwili.
-Pamiętam...- zaczęłam myśląc nad wydarzeniami. -Pamiętam tylko to jak leżeliśmy u mnie, wzięliśmy prysznic, zaczęłam się szykować, zadzwonił do Ciebie telefon i...- myślałam nad tym, co było później. -Dalej nic nie pamiętam.- przyznałam szczerze.
-Zapomniałaś o tym jak się kochaliśmy?- spytał, a ja od razu przypomniałam sobie tą gorącą scenę.
-Nie, tego nie da się zapomnieć.- powiedziałam rumieniąc się.
-To dlaczego tego nie wymieniłaś?- szatyn podniósł się na łokciach, podniósł jedną brew i zlustrował mnie wzrokiem.
-Bo byś się głupio uśmiechał i jeszcze byś zapragnął powtórki, a ja nie chcę być złapana na łóżku szpitalnym.- zaśmiałam się, a po chwili chłopak mi zawtórował.
-No tak, to było podniecające.- przyznał i patrzył jak ponownie się rumienie. Cholera, czy on musi tak na mnie działać? Przecież ja pewnie już wyglądam jak burak! Zakryłam swoją twarz we włosach i cicho jęknęłam.
-Ej, ej, ej..- powiedział Justin zabierając kosmyki włosów z mojej twarzy. -Nie zasłaniaj się. Kocham kiedy się rumienisz, shawty.- powiedział i musnął moje wargi.
-Co później się działo?- zapytałam, starając się zignorować stado motyli, które wybuchło w moim brzuchu.
-Później powiedziałaś, że chcesz ze mną zamieszkać, mieć trójkę dzieci, oczywiście najpierw chłopczyka. Mówiłaś, że jestem najseksowniejszy na świecie i nie znasz nikogo tak pociągającego jak ja.- powiedział, a ja wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
-No co?- dodał, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. -Niby nie jestem seksowny?- zaśmiał się, ale po chwili jego mina zrobiła się cholernie poważna, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.
-Ale sobie wymyśliłeś historyjkę.- śmiałam się, patrząc jak uroczo się denerwuje. -Ale spokojnie, skarbie, marzenia się spełniają.- musnęłam jego wargi, pewna, że moje słowa doprowadzą go do szału.
-Okej, może to z tymi dziećmi i mieszkaniem sobie wymyśliłem, ale cholera jestem seksowny!- zdenerwował się, a ja powstrzymałam śmiech. Był taki uroczy. -Jestem prawda?- chyba sam w to zwątpił. Kochałam się z nim droczyć.
-Justin Drew Bieber w siebie wątpi?- przyłożyłam dłoń do ust, udając zszokowaną. Zaczęłam ponownie chichotać, przybijając sobie w duchu piątkę. Kochałam również z nim wygrywać.
-Jesteś pewna, że nie jestem seksowny?- powiedział, a jego głos pełny był tajemnicy. Przełknęłam ślinę i starałam się grać dalej, więc pokiwałam stanowczo głową.
Chłopak podniósł się szybko na łokciach i obrócił moje ciało. Górował nade mną, a jego gorący oddech czułam na całej swojej skórze. Przez moje ciało przeszły dreszcze, Justin zassał moja skórę na szyi. Odpływałam z każdą sekunda tracąc kontrolę. Jego dłonie pewnie jeździły po moim brzuchu. Po krótkiej chwili jego dłoń wpełza pod moją bokserkę, chłopak pewnie wjechał do góry, łapiąc moją pierś. Jęknęłam z przyjemności, szatyn nie przestawał. Składał pocałunku na linii mojej szczęki, zbliżając się do warg, które delikatnie przegryzał. Wplotłam dłonie w jego włosy, moje serce biło, a podniecenie wzięło nade mną górę. Jego dłoń zjechała do gumki moich krótkich spodenek, przełknęłam ślinę patrząc w jego oczy.
-Jak bardzo pragniesz mnie teraz w sobie?- spytał seksownym głosem, przegryzając moją dolna wargę.
-B-bardzo...- wydukałam i przełknęłam głośno ślinę.
Justin opuścił moją bluzkę, zasłaniając w ten sposób piersi, pocałował mnie krótko, a na jego ustach zagościł pewny siebie uśmiech. Szatyn położył się ponownie obok mnie i tak jakby nigdy nic, zachichotał.
-Co, co to było?- spytała zdezorientowana, moja klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie, a podniecenie zmieszało się ze złością.
-Mówiłaś, że nie jestem seksowny, więc musiałem coś sprawdzić i wiesz, co? Jak na faceta, który nie jest seksowny, całkiem nieźle na Ciebie działam.- zaśmiał się i puścił mi oczko. Wydęłam dolną wargę w grymasie i westchnęłam głośno. Cholera, wygrał. Obróciłam się do niego plecami, byłam zła, bo droczenie się z nim szło mi jeszcze kilka minut dobrze, ale jego dotyk...
-Księżniczko, nie bądź zła.- wtulił mnie w siebie ponownie, całując w czoło. W moim brzuchu wybuchło ponownie stado szczęśliwych motyli, a na twarzy pojawił się uśmiech. To były tylo zżarty, a ja nie potrafiłam się na niego długo gniewać.
-Nienawidzę Cię.- powiedziałam śmiejąc się.
-Kochasz mnie.- powiedział przegryzając swoje wargi. -I bardzo chcesz poczuć mnie w sobie.- dodał z łobuzerskim uśmiechem. Uderzyłam go w ramie, a on jedynie potarł to miejsce, udając, że okropnie go to bolało.
-Uważaj, Bieber.- syknęłam.-Daj mi tylko wyzdrowieć, a to Ty w łóżku będziesz wariował z podniecenia.- dodałam szeptem do jego ucha.
-To obietnica?- uniósł jedną brew, lustrując moje ciało wzrokiem.
-Może...- powiedziałam, muskając jego wargi. Uwielbiałam to jak smakował. Mięta wymieszana z papierosami to był zapach, który w nim cholernie lubiłam. Kochałam sposób w jaki jego ciało przylegało do mojego. Kochałam to, co razem tworzyliśmy.
-Justin?- przerwałam cisze.-Powiedz mi, co tak naprawdę wydarzyło się później, ale po kolei..- spojrzałam w jego piękne, karmelowe tęczówki.
-Spędziliśmy tak naprawdę cały dzień w domu, dopiero pod wieczór zadzwonił do mnie telefon, co jest akurat mało ważne. Jak wróciłem do pokoju, byłaś w łazience, zapewne się szykowałaś, bo to było trochę przed dwudziestą. Później wyszliśmy, nie miałaś humoru, ale to pewnie przez to, że stresowałaś się tym całym gównem. Przyjechali po Ciebie przyjaciele i.. o resztę ich musisz spytać.- powiedział patrząc na mnie.
-A finał? Mój upadek? Widziałeś to? Kto wygrał?- zadałam mu kilka pytań myśląc o tym wszystkim. Tak naprawdę to mało pamiętałam, kiedy Justin wyszedł porozmawiać przez telefon... No i na tym wszystko się kończy, już nic dalej nie pamiętam. Upadek musiał namieszać mi w głowie.
-Shh..-uciszył mnie, mój chłopak. -Spokojnie, porozmawiamy jeszcze o tym, mamy całe życie, ale teraz śpij, skarbie.- ucałował mnie w czoło, a ja już nic nie powiedziałam. Byłam zmęczona i w sumie nie miałam ochoty tracić na to teraz czasu. Chciałam cieszyć się chwilą i tym, że Justin jest obok.
 
 
Justin's POV:
 
 
Patrzyłem na swojego aniołka, który słodko spał. Nie mogłem nacieszyć się tym, że mam ją ponownie przy sobie, mogę ją całować, przytulać i mówić wszystko o czym tylko myślę. Przy niej mogłem być sobą i mimo tego, że cała nasza znajomość zaczęła się na planie to na nim się nie skończy. Przecież zrezygnowałem z niego i nie zrobiłem nic złego, wszystko jej oczywiście powiem i wyjaśnię, ale nie teraz. Nie kiedy dopiero odzyskała przytomność i jest jeszcze osłabiona. Nie mogę jej denerwować, więc odczekam jeszcze jakiś czas. Tak będzie dla niej najlepiej. Odgarnąłem włosy z jej cudownej buzi, na której, co jakiś czas pojawiał się delikatny uśmiech. Często zdarzało jej się uśmiechać przez sen, co było niesamowicie uroczę. Pielęgniarka, co jakiś czas wchodziła, żeby sprawdzić jej stan, jednak nie przeszkadzało jej, że leżę obok brunetki. Wiedziała chyba, że nawet może być spokojniejsza i zrobić sobie przerwę, bo ja przy niej jestem. Martwił mnie Ryan i Luke, oni mogą stanąć na naszej drodze i tego cholernie się boję. Nie pozwolę skrzywdzić mojej księżniczki ani mi jej zabrać. Za wiele dla mnie znaczy, żebym mógł tak po prostu o niej zapomnieć. Nie mam pojęcia, co ten cały Luke do niej czuje, ale mało mnie to obchodzi. Katy jest tylko moja i nie mam zamiaru się nią dzielić. Kocham ją, a ona kocha mnie i w tym wszystkim nie ma miejsca na innych. Nie chcę psuć relacji między nią, a jej przyjaciółmi, bo wiem, że to dla niej wiele znaczy, ale wątpię, żebyśmy się polubili. Zdaję sobie sprawę, co ludzie o mnie myślą i mówią i dla innych łatwiej jest wierzyć w plotki. Ludzie to tchórze i zamiast kogoś poznać i dać mu szanse, po prostu oceniają go z góry. Katy taka nie jest i najwidoczniej nigdy nie była. Dała mi szanse mimo, że nasza znajomość nie zaczęła się zbyt ciekawie. Ciągnęło ją do mnie, wiedziała, że jestem niebezpieczny, ale mimo to widziała we mnie prawdziwego Justina, który potrafi się zakochać, jednak trochę się pogubił. Jeszcze miesiąc temu sam udawałem przed sobą kogoś innego, ale ona to zmieniła. Pokazała mi, że muszę być sobą i musze stawiać czoła problemom w inny sposób. Oszustwo i wygrana nie zapewnią nam w życiu szczęścia, nie wypełnią pustki.. Ona ją wypełniła, jest jedyną osobą w moim życiu, którą kocham i wiem, że ona to odwzajemnia. Rodzicom nigdy jakoś na mnie nie zależało, więc byłem zdany na siebie i prawie dałem się cały wciągnąć w podziemie, jednak ona to zatrzymała i nie zapomnę o tym do końca życia. Będę jej wdzięczny i mam zamiar uszczęśliwiać ją każdego dnia. Może to brzmi oklepanie, ale kiedy leżała nieprzytomna, a jej twarzy nie rozpromieniał uśmiech, byłem smutny. Nie miałem ochoty jeść, całą noc siedziałem z nią i martwiłem się o to wszystko. Kiedy tylko się obudziła, poczułem się lepiej. Jakby Bóg zrozumiał, że bez niej nie mam po co tu nawet być. Nie sądziłem, że aż tak się w niej zakocham, ale naprawdę nie chcę jej stracić. Zależy mi i mógłbym oddać za nią wszystko. Spała sobie spokojnie przy mnie już kilka godzin, mimo, że byłem zmęczony, nie chciałem zamknąć oczu. Wyglądała tak cudownie, niewinnie.. Zawsze lubiła mi dogryzać, co jest jedną z rzeczy, za które również ją kocham. Taka dziewczyna nawet nigdy mi się nie śniła, a tu proszę... Jest tylko moja.
Kiedy leżeliśmy u niej w mieszkaniu, a mój telefon zadzwonił i wyszedłem.. Jej zachowanie się zmieniło. Ona za bardzo nie pamięta momentu, w którym ten telefon dzwonił, ale ja dobrze pamiętam jak zmienił się wtedy jej nastrój. Może była zła, że wyszedłem i pomyślała, że coś przed nią ukrywam? Myślałem dużo nad tym i w sumie ta rozmowa była tajemnicą. Rozmawiałem z Ryanem o planie, którego nawet nie miałem zamiaru zrealizować. Okłamałem go, że wszystko mam pod kontrolą i Katy nie zatańczy tylko po to, żeby nic jej nie zrobili. Sam nie stawiłem się na finał, bo nie chciałem rywalizować z dziewczyną, którą kocham, a do tego mogłem dać swojej grupie pieprzoną nauczkę. Byłem gotowy powiedzieć o tym wszystkim Katy, nie wiedziałem jak zareaguje, ale wiedziałem, że ta rozmowa odbędzie się od razu jak wyjdzie ze szpitala...
 
 
Nobody's POV:
 
 
 

Było kilka minut po drugiej w nocy, a Justin leżał wpatrzony w swoją księżniczkę. Czuł się cholernie dobrze, kiedy miał ją przy sobie, jednak martwiło go kilka spraw. Wiedział, że ich związek nie będzie niczym łatwym, że zawsze znajdzie się ktoś kto będzie próbować stanąć im na drodze, ale on był pewny swoich uczuć. Był gotowy zrobić wszystko, żeby ona była szczęśliwa i żeby między nimi było wszystko dobrze. Zastanawiał się i w sumie był zdziwiony tym jak wiele ona zmieniła. Taka jedna osóbka, która miała piękne brązowe oczy, pełne miłości, zmieniła jego całe życie. Przywróciła go na ziemie i dopiero po jakimś czasie on zrozumiał jak podziemie go zmieniło. Zrozumiał jak to miejsce jest wypełnione fałszywymi ludźmi. Ryana znał od dziecka, pamiętał każdy ich rozegrany mecz w koszykówkę, którą lubił do dzisiaj. Pamiętał pierwszego zapalonego papierosa, którym oczywiście poczęstował się z przyjacielem. On i Ryan byli jak bracia. No właśnie, byli. Justin nie mógł darować mu, że dotknął Katy. Ona o tym nie wiedziała, prawie nic nie pamiętała. Nie była nawet świadoma tego jak upadła, w jaki sposób ją wynieśli i od kogo był ten telefon do Justina. Zamartwiało ją to, jednak wiedziała, że najpierw musi nabrać sił. Chciała znać pytania na wszystkie swoje odpowiedzi, ale znała Justina. Widziała, że teraz on stawia jej zdrowie ponad wszystko i nie będzie chciał rozmawiać o rzeczach, które ją mogły zmartwić. Justin nie był świadomy tego, że Katy słyszała jego rozmowę z Ryanem jeszcze przed finałem, nie wiedział, że to złamało ją na pół i nie wiedział, że ona przez resztę czasu aż do wypadku myślała, że on jej nie kocha. Ona myślała, że to była zwykła gra. Myślała, ze przekonała się, co do Justina i chciała skończyć ten cały związek, który okazał się dla niej kłamstwem. Ale to wszystko stało się popieprzone. Katy przez wypadek zapomniała o tym wszystkim i zapamiętała tylko dobre rzeczy z tego dnia. Natomiast Justin wiedział, że to, co mówił przez telefon było kłamstwem. Kocha ją i nie chcę jej skrzywdzić.. Co jednak będzie jak Katy przypomni sobie i dalej będzie myślała, że to część planu? Co jeśli nie da Justinowi tego wytłumaczyć?  A może Justin zdąży powiedzieć jej o wszystkim zanim sama przypomni sobie tą złą wersję? Tego dowiesz się tylko czytając Bitwę na taniec, historię, która wstrząśnie Tobą i nigdy o niej nie zapomnisz.
 
Czytaj i komentuj, bo jak nie to dowiem się gdzie mieszkasz i przytulę Cię tak, że przestaniesz oddychać <3
Przepraszam za błędy, ale wolę dodać i dopiero później sprawdzić!
 
pozdrawiam @jarianaversace która zmotywowała mnie, żeby dodać rozdział szybciej mimo, że z waszym komentowaniem kiepsko, misiaki! x
 
 
much love x


Obserwatorzy