niedziela, 29 marca 2015

23. Where are u now that I need ya?




Justin's POV:


Ciągnąłem swoją walizkę, spoglądając na Katy, która uparcie męczyła się ze swoim bagażem. 
-Kochanie, przecież wiesz, że mogę wziąć twoja walizkę.- zaśmiałem się patrząc na dziewczynę. Była taka uparta, ale to dobrze. Nigdy nie dawała wejść sobie na głowę, jest silna i niezależna. 
-A ty przecież wiesz, że dam sobie radę.- uśmiechnęła się delikatnie, zakładając okulary przeciwsłoneczne na głowę. Było całkiem ciepło, z pewnością cieplej niż w Nowym Yorku, ale to nie to się liczyło. Od telefonu ojca minęły 4 godziny, a ja naprawdę już umierałem w środku ze stresu. Podając dokładny adres hotelu, w którym mieliśmy się zatrzymać, spoglądałem przez okno. Taksówkarz najwidoczniej widział nasz pośpiech, wiec droga zleciała w niesamowitym tempie. Lot samolotem na szczęście przespałem, wiec te cztery godziny aż tak mi się nie dłużyły. Działaliśmy szybko, walizki pozostawione na środku hotelowego pokoju w ogóle mnie w takim momencie nie obchodziły. Znałem ta okolice, wychowywałem się tu, wiec orientowanie się w terenie nie było kłopotem. Szpital znajdował się kilka ulic od hotelu. 
-A teraz proszę zawieźć nas na ten drugi adres.- powiedziałem podając taksówkarzowi, który na nas poczekał przed wejściem, telefon. 
-Już się robi. Jeśli nie trafimy na korki, powinniście dotrzeć tam w 10 minut.- powiedział, a ja odetchnąłem z ulga. Jeszcze kilka minut, kilkaset sekund dzieliło mnie od tego, żeby poznać wszystkie szczegóły, informacje.. Żeby w ogóle dowiedzieć się co się stało. Mama nigdy nie chorowała, nie wiem, co jest grane. Katy delikatnie pocierała moja dłoń, posyłając mi od czasu do czasu uśmiech pełen otuchy i nadziei. Ta dziewczyna tak wiele dla mnie znaczyła i tak bardzo mnie kochała. Sposób w jaki na siebie patrzyliśmy dosłownie zalewał moje serce ciepłem. Kochanie się z nią, przytulanie, całowanie, spędzanie czasu, wygłupianie i po prosu życie z nią było najlepsze. Nie chce nikogo innego. Nigdy. 
-Jesteśmy.- wskazał ręka w stronę ogromnego szpitala. Świetnie, teraz będzie trzeba się tam odnaleźć. Zostawiłem kierowcy podaną sumę, dosłownie wbiegliśmy do środka. Chmury przykryły słońce, co miedzy innymi oddawało mój nastrój. Byłem ponury i smutny, ale w sumie w takiej sytuacji jak mogłem być szczęśliwy? Głos moje ojca i te słowa "Jej serce w każdej chwili może przestać bić" zajmowały moje myśli. 
-Będzie dobrze..-słaby głos Katy, wyrwał mnie z zamyślenia. 
-Musi być.- powiedziałem kierując nas na oddział, na którym leżała Pattie. Nogi nagle odmówiły mi posłuszeństwa, serce zaczęło bić dziesięć razy szybciej, a coś w brzuchu wywinęło w nieprzyjemny sposób fikołka. Na końcu długiego korytarza, na krześle spoczywał mężczyzna po czterdziestce. Z każdym krokiem widziałem lepiej jego i każdy szczegół. Jego lewe ucho dalej zdobił srebrny okrągły kolczyk. Ręce pokryte były tatuażami, a na głowie tradycyjnie miał czapkę. Nic się nie zmieniło. Mężczyzna podniósł wzrok, zawieszając go na mnie. Powietrze zgęstniało, a coś w moim gardle utrudniało mi wypowiedzenie się, chociaż w sumie nie miałem nic do powiedzenia. Wzrok Jeremiego zawiesił się następnie na Katy. 
Jego oczy nabrały na chwile blasku, a kąciki ust uniosły się ku gorze w miły sposób.
 -Tato..-zacząłem patrząc na niego, a następnie na Katy. -To jest Katy, moja dziewczyna.- dodałem obejmując brunetkę, przyciągając do siebie i całując w czoło. 
-Domyśliłem się.- uśmiechnął się patrząc na nas. -Jednak jestem w szoku, mój syn ma dziewczynę, która kocha.- przetarł swoją twarz, dłonią w zdziwieniu.
-Skąd pewność, że mnie kocha?- uśmiechnęła się Katy, patrząc na mojego ojca. 
-Wystarczy mi sposób w jaki na Ciebie patrzy..- powiedział, a jego uśmiech się ulotnił. -Tak samo patrzę na jego matkę.- dodał, opadając delikatnie na szpitalną ławkę.
 -Co się stało z mamą, nie wytrzymam tego już dłużej, chce wiedzieć wszystko. Wszystko, rozumiesz?- dałem nacisk na ostatnie zdanie, siadając z Katy obok niego. Jeremy wziął głęboki oddech, patrząc przed siebie, a w jego oczach zabłysnęły łzy. 
-Wychowałeś się wśród złych ludzi, nasza dzielnica nie należała do najciekawszych, a na świecie jest mnóstwo zła i bandytów. Twoja mama zawsze była uparta i samodzielna kobieta. To było jedna z wielu rzeczy, za które ja ogromnie kocham. Mogę siła ja zatrzymywać, a ona i tak zrobi zawsze, co chce. Może jest niska i drobna, ale cholera, nie znam nikogo tak upartego i zawziętego jak ona, a ty masz to po niej. Zawsze dostajecie to czego chcecie.- jego głos był słaby, zdawałem sobie sprawę, ze mówienie o tym sprawia mu ogromny trud. -Ostatniego wieczoru chciała po prostu się przejść. Wyjść do ludzi, może zahaczyć o jakiś klub, żeby wypić jakiegoś drinka. Mamy swoje lata, ale dalej jesteśmy tacy szaleni jak kiedyś. Pokłóciłem się z nią, powiedziałem, ze znam powód, przez który chce coś wypić. Dobrze znasz Pattie, ona sięga po alkohol tylko wtedy, gdy jest jej z czymś bardzo źle i smutno. Nie piła nigdy często, a ostatnimi wieczorami topiła smutki w jednej czy dwóch butelkach wina. Byłem zły, tłumaczyłem jej, ze to zły sposób i ze problemy trzeba rozwiązywać, a nie starać się o nich zapomnieć. Nie rozmawialiśmy przez resztę wieczoru w domu, to była dziwna noc, źle spałem i gdy obudziłem się w środku nocy, nie było jej obok. Znając życie, nie mogła zasnąć i chciała właśnie dopiąć swego. Wyszła i kierując się przez te pieprzone ulice, jakiś chory skurwysyn dla zabawy ja zaatakował. Policja dalej go szuka, a ja jak na ten moment mogę tylko się domyślać jak to dokładniej było, bo twoja mama dalej się nie obudziła i nic nie jest pewne Podejrzewamy, ze próbowała się bronić czy uciekać, jeśli zobaczyła jego twarz, poczuł się zagrożony i... Strzelił do niej.- moje serce biło szybko, a z oczu wypłynęły łzy. Świat nagle runął, a mój nierówny oddech utrudniał wszystko. -Justin, naprawdę żałuje, powinienem pójść z nią, ale nie pomyślałem, ze wyjdzie gdy zasnę.. Na szczęście taki mężczyzna znalazł ja od razu po zdarzeniu, lekarze zrobili wszystko, żeby jest stan był chociaż stabilny.. Jej życie dalej jest zagrożone, kula była w okolicach jej serca, co wyjaśnia to, ze jest podłączona do rożnych maszyn. Wciąż robią badania, nie są pewni, ale ja wierze, ze z tego wyjdzie. Teraz wszystko zależy od niej i od tego czy ta kula faktycznie uszkodziła jej serce, które będzie trzeba przeszczepić, jeśli do tego doszło..- skończył mówić, a mój obraz był już całkowicie rozmyty. Twarz schowałem w dłonie, a łokcie oparłem o swoje kolana. Oddychając głośno, nie potrafiłem kontrolować łez, spływających po moich policzkach.
-Nie..- wydukałem nie wierząc w tą całą sytuacje. -Nie!- krzyknąłem głośno uderzając o ścianę obok. Bezsilność ściskała moje serce, a nowe łzy bezradnie spływały po policzkach. Ciągnąłem za swoje włosy zadając sobie przy tym ból. Nie wierze w to.- powtarzałem. Nie wierze, kurwa! 

**

Nobody's POV:

Cichy szloch chłopaka wypełnił szpitalny korytarz. Jego głowa spoczywała na kolanach dziewczyny, która z całych swoich sił starała się być silna. Silna tylko dla niego, chciała być jego oparciem. Kochała go, niewyobrażalnie mocno, a ból który ściskał jego serce wbijał nóż w jej plecy. Brunetka nie znała Pattie. Nigdy nie miała okazji poznać historii Justina i jego rodziców, często chciała spytać, ale wiele sytuacji wskazywało na to, że to dla niego ciężkie, więc po prostu nie pytała. Sama miała za sobą ciężką przeszłość, kontakt z rodzicami był gorszy niż mogła doświadczać w najgorszych koszmarach, ale jakoś sobie z tym radziła, a Justin? Załamany z głową na jej nogach, próbował od kilkunastu minut zaczerpnąć w spokoju powietrza, jednak płacz utrudniał mu tą czynność. Wiecie jak ciężko było jej na to patrzeć? Jeremy wpatrzony w Justina, który od dobrych trzydziestu minut powtarzał "Nie. Nie wierzę. To nie może być prawda!" sprawiał, że w gardle Katy rosła gula. To takie trudne patrzeć gdy twój aniołek cierpi. Jej serce prawie krwawiło, chciała krzyczeć, płakać, upaść na podłogę, zwinąć się w kulkę i zapomnieć. To ją całkowicie złamało, nie znała wcale tej kobiety, ale była ona mamą jej całego świata. Ta kobieta dała życie chłopakowi, bez którego ona w tym momencie żyć by nie potrafiła. Dziewczyna próbowała pozostać silna, pokazywała mu, że jakoś sobie z tym radzi i on też da radę, że jest silnym murem teraz dla szatyna, ale niestety.. Łzy w coraz szybszym tempie spływały również po jej policzkach, a ściśnięte gardło nie pozwalało na wypowiedzenie jakichkolwiek słów.
-Justin, gdybyś tylko chciał do niej zajrzeć..- Jeremy po długiej ciszy, powiedział, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.
-Mogę?- szatyn podniósł głowę, patrząc na swojego ojca. Jego oczy były pełne nadziei, przez chwilę nawet pojawił się w nich jakiś blask i to wcale nie były łzy. Tak bardzo chciał być blisko mamy. Chciał zrobić wszystko, żeby wróciła do zdrowia, ale był dorosły, wiedział, że teraz lekarze nie mogli im niczego obiecać i zapewnić. Te kilka dobrych godzin w szpitalu, nieprzytomna Pattie, spędziła na przeróżnych badaniach.
-Oczywiście, że możesz.- powiedział Jeremy, pocierając jego ramiona. -Nie trafiłeś na godzinę odwiedzin, ale nie powinni mieć z tym żadnego problemu, rozmawiałem już o tym z jej lekarzem.- delikatnie posiwiały mężczyzna, dodał i kiwnął głową w stronę szklanych drzwi, żeby zachęcić chłopaka.
-Kochanie, idź do niej, naprawdę.- powiedziała Katy, patrząc opiekuńczo w jego oczy, w których nagle zapanował jakiś strach, lęk. -Będzie dobrze, na pewno chcesz ją zobaczyć.- dodawała mu otuchy, głaszcząc po policzku. Jeremy pierwszy raz dumny z syna od niepamiętnych czasów, przyglądał się parze z uśmiechem na twarzy. Nie mógł uwierzyć, że chłopak tak poukładał sobie życie i ma przy sobie tak cudowną kobietę. To wydawało się niemożliwe, ale przecież Jeremy nie był świadomy wydarzeń sprzed jeszcze kilku tygodni i przeszłości, która z czasem może wrócić do Justina z podwójną siłą. Szatyn po chwili namysłu podniósł się z krzesła, podciągając delikatnie swoje jeansy. Gdy zbliżył się już do drzwi, a jego dłoń znalazła się na klamce od sali Pattie, usłyszał  kaszlnięcie Jeremiego.
-Mama byłaby dumna gdyby to widziała. Zawsze nosiłeś je za nisko.- zażartował, próbując rozluźnić atmosferę. Justin zaśmiał się krótko, patrząc na swoje spodnie. Jego uśmiech zniknął w momencie, w którym spojrzał ponownie na klamkę. Przymknął powieki, oddychając głęboko. No dalej Justin, nie bądź takim mięczakiem.- myślał. Chłopak postawił krok, zamykając za sobą drzwi. Wokół niego było mnóstwo maszyn, a między nimi znajdowało się szpitalne łóżko. Łóżko, na którym leżała jego mama. Chłopak wplótł palce w swoje włosy, podchodząc bliżej. Czuł się cholernie niezręcznie, nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Wyciągnął drżącą dłoń w jej stronę, jednak coś go sparaliżowało. To było takie głupie, spotkanie jej po tylu latach musi odbywać się tu, w szpitalu, kiedy jej życie stoi pod wielkim znakiem zapytania. Pierdolony los.
Chłopak usiadł na krześle, zapatrzony w kobietę jak w obrazek. Kochał ją całym sercem, miał jej za złe rzeczy, które wydarzyły się w przeszłości, ale nie to teraz się liczyło. Był zły na siebie i na rodziców, zmarnowali tyle wspólnych lat, momentów, świąt i ogólnie chwil, a teraz siedzi w szpitalu i nie jest pewny czy kiedykolwiek będzie miał szanse to wszystko nadrobić. Ponownie wyciągnął dłoń w jej stronę, położył ją na jej zimnym policzku, a z jego oczu wypłynęły nowe, świeże łzy. 
-Mamo.- wydukał, patrząc na jej buzię, która była wyjątkowo blada.
-Mamo, pamiętasz mnie jeszcze?- jego cichy głos wypełniał pomieszczenie. Justin dobrze wiedział, że jest nieprzytomna, jednak wierzył w to, że go słyszy. Przykry był fakt, że jeszcze niedawno siedział przy łóżku Katy, czekając aż się wybudzi, a teraz musi czekać na swoją rodzicielkę. Drżącą dłonią przejechał po jej dłoni, jednak nic się nie wydarzyło. Dosłownie nic. Schował twarz w swoje dłonie, żeby uciszyć jakoś swój płacz, nad którym nie potrafił panować. Serce ściskało go na widok bezbronnej brunetki, pragnął by otworzyła swoje piękne niebieskie oczy i ucieszyła się na jego widok. Miał tak wiele jej do powiedzenia, chciał, żeby wiedziała, że się zmienił, że jest coraz lepiej, że może wybaczyć jej i Jeremiemu to, że nie było ich blisko, gdy bardzo tego pragnął. Justin był wpadką, trochę nieproszoną niespodzianką, która zakłóciła spokojne, beztroskie życie nastolatków. Pattie kochała go całym sercem, jednak nie nadawała się na matkę, gdy był małym chłopcem. Była na to za młoda i nie zawsze radziła sobie z tym tak jak reszta. Kilka tygodni przed tym wypadkiem, przez który leży w tym momencie nieprzytomna, zaczęło coraz bardziej męczyć ją sumienie. Justin uciekł z domu jak miał jakieś siedemnaście lat, usamodzielnił się w Nowym Jorku i nie odezwał nawet słowem do rodziny. Pattie miała jednak mały dostęp do jego życia dzięki Justina kuzynowi. Michael miał całkiem dobry kontakt z Justinem i nawet mieszkał blisko niego, kiedy tylko zjeżdżał do rodzinnego miasta, został atakowany przez milion pytań Pattie. Kobieta cholernie żałowała, chciała cofnąć czas, zapewnić szatynowi lepszą przyszłość, bo jako nastoletnia matka nie miała wielu możliwości. Pieprzone sumienie ją męczyło, była bezradna, nie mogła zrobić nic ku temu, żeby coś zmienić. Justin uciekł od nich dawno temu, była przekonana, że jej nienawidzi, dlatego nawet nie starała się w stu procentach do niego dotrzeć. To było jednak jedno wielkie nieporozumienie, bo Justin myślał, że to ona nienawidzi jego. Każdego dnia czekał na jakąś wiadomość od nich, prosił Boga, żeby szukali go i chcieli sprowadzić do siebie. Nienawidził się narzucać, a jego relacje z rodzicami, gdy był nastolatkiem były naprawdę straszne. Buntował się, wypominał im, że nigdy ich dla niego nie było wystarczająco. Mówił, że czuł się dla nich nic nie warty, że gdy chciał mieć ich blisko oni byli jak najdalej się dało. Gdy szatyn uczęszczał do przedszkola, szukał wzrokiem podczas różnych teatrzyków swoich rodziców. Mały słodki Justin poszukujący dwóch par błękitnych oczu na widowni, czy to nie brzmi smutno? Tak bardzo jak Pattie była zła na niego, gdy on wypominał jej, jaką złą matką była gdy był mały, najbardziej zła była na siebie. Nienawidziła siebie za to, że nie dała mu wszystkiego, jednak Justin też nigdy nawet nie starał się być wyrozumiały. On nigdy nie musiał mieć na głowię tyle, co oni. Nie postawił się ani razu w jej skórze, nie wie jak to jest gdy rodzi się chłopca w osiemnastym roku życia. Pattie nie miała żadnego wsparcia oprócz Jeremiego, który głównie pracował po to, żeby starczało im na najpotrzebniejsze rzeczy. Justin twierdził, że zmarnował im życie tym, że się urodził, jednak Pattie uważała i do końca uważać będzie, że mimo tego jak to wszystko się potoczyło, Justin jest najlepszym, co im się przytrafiło. 
Jedno piknięcie, drugie piknięcie, trzecie, czwarte, dziesiąte, czterdzieste pierwsze i tak ciągle.
Maszyny zagłuszały jego myśli i naprawdę przerażała go ich ilość. 
-Wiesz..- zaczął cicho, po czym odchrząknął, bo jego głos był zachrypnięty. -Tak naprawdę nie wiem, co się z nami stało. Tyle lat czekałem, tyle dni, świąt i urodzin Cię ominęło.- szatyn kręcił głową w smutku. -Bylem taki wściekły tamtego dnia, wyprowadziłem się tylko dlatego, żeby zobaczyć czy za mną pobiegniesz, czy zaczniesz mnie szukać, czy będziesz próbowała się do mnie dostać.. Nie próbowałaś. Zdaję sobie sprawę, że byłem bardzo trudnym nastolatkiem, ale ten okres to nie był czas, żeby uważać mnie za najgorszego. To był czas na to, żebyś mogła wykazać się jako moja przyjaciółka. Zamiast krzyczeć na mnie, mogłaś przyjść powiedzieć jak bardzo boli Cię gdy się Ciebie nie słucham, jak mocno chcesz tego, żeby było normalnie. Gdybyś tak postąpiła, starałbym się być grzecznym i dobrym dzieckiem, jednak ty wszystko załatwiałaś krzykiem. Naprawdę momentami zastanawiałem się nad tym, po co mnie w ogóle trzymacie w domu. Nie czułem się kochany i nie czułem, że mnie potrzebujecie, jednak ja potrzebowałem was, a was nie było. Teraz jestem tu patrzę na Ciebie i powinienem Cię nienawidzić. Tylko jest problem. Zamiast Cię nienawidzić i zapomnieć o was, ja kocham was najmocniej na świecie. Każdego dnia rozpierdala mnie to od środka, wiesz? Chciałbym tak po prostu wszystko naprawić, chciałbym nadrobić stracony czas. Popełniłem wiele błędów, tak samo jak wy, ale to jest czas, żeby zostawić to za sobą. Musisz wyzdrowieć, słyszysz? Musi być wszystko dobrze, musimy zacząć od początku..- patrzył na jej twarz, która nie pokazywała żadnych emocji, jednak jej oddech przyśpieszył. Możliwe, że chłopakowi się po prostu wydawało, ale miał wrażenie, że od kiedy zaczął mówić o tym wszystkim- jej klatka piersiowa porusza się w znacznie szybszym tempie. 

~*~
Hejka skarby, wiem, że rozdział jest krótki, ale to nie ma znaczenia, bo najważniejsze myśli poznaliście, jeszcze nie chcę za mocno wchodzić w szczegóły dotyczące przeszłości. Stan Pattie jest naprawdę ciężki, a życie Justina dość pechowe, więc jak myślicie? Dostaną oni druga szanse na wspólne życie, odbudowanie relacji? Piszcie w komentarzach, a ja biorę się za kolejny rozdział, który będzie jednym z najdłuższych. (szykuje się coś grubszego?) Wszystkiego dowiecie się czytając i komentując BATTLE OF THE DANCE.

TWITTER

KONTO Z CYTATAMI

+ODNAWIAMY I ZACZYNAMY PROWADZIĆ PORZĄDNIE ASKA? ZADAWAJCIE PYTANIA, ODPOWIEM, A MOŻE NAWET COŚ ZDRADZĘ

PYTANIA

much love xx

czwartek, 12 marca 2015

22. Mom, I love u






Justin's POV:


Dzień z Katy spędziliśmy wyjątkowo leniwie. Wiedziałem, że ona nie ma ochoty już nigdzie wychodzić i wiele spraw musi przemyśleć tak samo jak ja. Ciuchy w jej walizce zacząłem rozpakowywać, kiedy brunetka brała szybki prysznic. Przeglądałem jej rzeczy i zastanawiałem się gdzie to wszystko zmieścić, ta dziewczyna naprawdę spakowała całą szafę. Zaśmiałem się pod nosem sortując to wszystko. To niesamowite, że dla jednej dziewczyny potrafię być takim mięczakiem. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę rozmyślał nad miejscem w swojej szafie na ciuchy kogoś innego.. Nie uwierzyłbym w to. Często się w tym gubię, pokochałem ją i to zmieniło mnie na lepsze, więc może dla Ryana też jest jakaś szansa. Wiem, że ten kretyn jest skończonym dupkiem a do tego skrzywdził ją fizycznie, ale ciężko mi wyrzucić kogoś ze swojego życia. On znaczył dla mnie więcej niż moja rodzina, kiedy rodzice nie rozumieli mnie i tego, co robię, miałem Ryana. Był jak brat i z każdym dniem czuję potrzebę ratowania go. Nie rozumiem tego, powinienem go znienawidzić, pobić do nieprzytomności, zostawić na środku ulicy w plamie krwi, ale nie umiem... Nie potrafię być aż takim skurwielem, on się pogubił w tym i to jest fakt, jednak nic go nie usprawiedliwi z tego, co zrobił. Często graliśmy w jakieś gierki z przeciwnikami, ale nigdy nie osłabialiśmy dziewczyn fizycznie. On posunął się za daleko, to było po prostu za dużo. Nie mam pojęcia, co miał wtedy w głowie, gdy tylko dotknął już i tak osłabionej Katy, pokazał, że się toczy na samo dno. Niby to nic takiego, ale kto wie, co miał w głowie, może naprawdę chciał, żeby cierpiała, żeby stało jej się coś poważnego, a Ryan, którego znałem nigdy by tak nie postąpił. Ryan zawsze był sprytny, mieliśmy rożne dobre pomysły, ale ten stary Ryan nigdy nie dotknąłby dziewczyny, a co dopiero nie robiłby tego dla głupiej kasy. Poprzewracało mu się w głowie,  teraz rzeczy nas poróżniły, mamy inne wartości, bo przecież Katy jest najważniejsza dla mnie, a dla niego, co? Podziemie? Miejsce pełne syfu, nienawiści, narkotyków i rywalizacji? Tak, jasne kocham taniec i kocham adrenalinę, ale mój udział w podziemiu jest tylko w celu zarobienia na siebie i życie. Jeżeli chce naprawdę dać z siebie sto procent, tańczyć, wyłączyć się i robić po prostu, co kocham to na pewno podziemie będzie ostatnim miejscem, które odwiedzę. Potrafię często wieczorem wziąć jedynie jeden głośnik, który podłączę do telefonu i iść gdziekolwiek. Jeśli mam ochotę tańczyć i pobyć sam, chodzę w takie jedno wyjątkowe miejsce, w które zabiorę niedługo Katy. Nigdy z nikim tam nie byłem, traktowałem to jak "swój kąt" ale jej mogę, a nawet chce to pokazać. Ta dziewczyna jest po prostu tego warta.. Ona jest bardzo wiele warta, zacznijmy od tego. Mógłbym godzinami leżeć i patrzeć w jej brązowe oczy. Spanie obok niej jest przyjemniejsze i to dziwne, bo jestem facetem, ale gdy razem zasypiamy czuje się bezpieczniej. Przyciągam jej drobne ciało do swojej klatki piersiowej i zamykam ja w silnym uścisku, tak jakbym bal się ze mogę ja stracić. Z nią wszystko jest lepsze i po prostu prostsze. Jej dotyk koi nerwy, a przyspiesza bicie serca, które robi to tylko dla niej. Przez całe swoje krótkie życie zastanawiałem się jak to jest z miłością, czy ja kiedykolwiek będę zdolny kochać i szanować kogoś bardziej od siebie i wiecie co? Teraz rozumiem. Kocham Katy i będąc przy niej czuje, ze skoczyłbym za nią z mostu, a nawet gorzej. Kiedy łapie ja za rękę, uśmiecham się pod nosem i wiem po co i dlaczego się urodziłem. Mianowicie urodziłem się po to, żeby żyć z nią, obok niej lub bez niej. Teraz żyje z nią i obok niej, a wcześniej żyłem bez niej i zdecydowanie wole to jak jest teraz. Ta dziewczyna nadaje sens mojemu życiu, to może brzmi oklepanie, ale taka jest prawda. Gdybym bardzo chciał ja jakoś od siebie odepchnąć, nie wiem ile bym wytrzymał. Czuje potrzebę chronienia jej przed tym, co źle i obserwowania jej podczas tego, co jest dobre. Tak, zdecydowanie zakochałem się po uszy. Ona doprowadza mnie do czystego szaleństwa.
-Justin?- z zamyślenia wyrwał mnie głos pięknej brunetki, która opierała się o framugę drzwi. Jej oczy hipnotyzowały moje, oblizałem usta, wypuszczając głośno powietrze. Jej czarne rurki idealnie opinały jej długie nogi, które zdecydowanie były  jej atutem. Włosy, które przerzuciła na prawe ramie pozostały w seksownym nieładzie, a usta błyszczały się nawet z daleka. Bez słowa podszedłem do dziewczyny, przyciskając jej drobne ciało delikatnie do ściany. Moją dłoń położyłem na jej rozgrzanym policzku i nie chcąc dłużej czekać, posmakowałem jej ust. Uśmiechając się delikatnie, jęknąłem ciesząc się tym jak smakowała. Wiśniowy błyszczyk aż prosił się o zlizanie go z jej pulchnych warg. Dziewczyna zachichotała odsuwając się ode mnie, spojrzała na mnie spod swoich długich rzęs, uśmiechając się w zadziorny sposób. Trwaliśmy w ciszy, wpatrując się w swoje oczy, jej brązowe tęczówki wirowały, hipnotyzując mnie przy tym. Przechyliłem zaspany głowę, lustrując ją ponownie, jednak teraz dokładniej, bo z bliska.
-Co Ty ze mną robisz.- powiedziałem cicho, kręcąc głową w śmiechu.
-Ja?- zagryzła wargę.
-A widzisz tu kogoś innego?- spytałem. -I nie rób tak.- przejechałem kciukiem po jej dolnej wardze powstrzymując ją od kolejnego zagryzienia jej.
-Dlaczego niby? Zawsze tak robię.- wzruszyła ramionami niewinnie.
-Ale gdy tak robisz, ja nie mogę robić tego.- powiedziałem, łącząc ponownie nasze usta w pełnym uczuć pocałunku. Smakowałem jej, uśmiechając się. Mogłem dosłownie zatrzymać czas w takiej chwili lub po prostu zamknąć nas w jakimś innym świecie. Poważnie, ja nigdy nie chcę się nią dzielić i nie pozwolę jej odejść, bo to mi się nigdy nie znudzi.. Nie z nią. Przerywając pocałunek, klepnąłem ją w tyłek i kiwnąłem głową w stronę jej ogromnych walizek. 
-Robota czeka.- mrugnąłem w jej stronę, a dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem.
-Justin, nie musisz mi przypominać, wiem, że muszę to wszystko rozpakować.- jęknęła siadając obok walizek.
-A ja zamierzam Ci w tym pomóc.- cmoknąłem ją w czoło, siadając tuż obok. Rozpakowywaliśmy wszystkie jej rzeczy w ciszy, zerkając na siebie, co jakiś czas. W głowie miałem wiele pomysłów, chciałem, żebyśmy razem gdzieś uciekli, wyjechali. Myślałem już nawet nad pewnym miejscem, ale wiem, że Katy nie lubi niespodzianek i za nic w świecie nie zostawi nawet na tydzień Nowego Jorku. Obserwowałem każdy ruch brunetki, która zamyślona, koncentrowała się na rozpakowywaniu. Podnosząc się szybko, zbiegłem na dół po swój telefon, który przestał dzwonić w momencie, w którym wziąłem już go do ręki. Wypuściłem zirytowany powietrze, analizując w głowie nieznany mi numer. Zacząłem zastanawiać się kim jest osoba, która przed chwilą się do mnie dobijała, to takie dziwne, że przez prace w podziemiu, każda sytuacja jest podejrzana. Mam numer każdego kogo powinienem i każdy kto powinien ma mój numer, więc co jest grane?  Przetarłem dłonią swoją twarz, myśląc chwilę nad tym. Nazwiska ludzi, którzy zaliczali się do moich wrogów przeleciały mi przez głowę kilkakrotnie, jednak to nie pasowało do siebie. Zmieniałem kilka razy numer i wątpię, żeby ktoś miał szanse go zdobyć. Odrzucając od siebie niechciane myśli, przesunąłem palcem po wyświetlaczu, wybierając numer, którego układ cyfr naprawdę nic mi nie mówił. Po trzech sygnałach, zapadła cisza, a coś w moim brzuchu się ścisnęło. Szloch mężczyzny po drugiej stronie ścisnął moje serce. 
-Justin, kto to?- Katy stała u mego boku, nawet nie wiem kiedy zeszła na dół. Szok, który mnie ogarnął nie pozwolił mi poskładać wszystkich myśli. Moje serce zakuło mnie ponownie, a w gardle po kilku sekundach pojawiła się gula, która utrudniała mi wypowiedzenie jakichkolwiek słów.
-T-tata?- jęknąłem niepewnie, wypuszczając bardzo głośno powietrze, które musiałem wstrzymać na jakieś trzydzieści sekund. Dłoń Katy zacisnęła się na moim nadgarstku boleśnie, jednak w jednej sekundzie poczułem jej wsparcie i stanąłem pewniej na nogach.
-Tato, czy to Ty?- spytałem zachrypniętym głosem, karcąc się w głowie po chwili, gdy zdałem sobie sprawę jak żałośnie zabrzmiało to pytanie. 
-Justin, tu Jeremy..- jego głos był słaby, a mój brzuch ściskał się boleśnie przez stres. Straciłem poczucie czasu, w głowie miałem najgorsze scenariusze. Nie zdawałem sobie sprawy ile stałem już tak w bezruchu, czy to było pięć, dziesięć czy trzydzieści minut to nieważne. Taka bzdura nie miała w takim momencie znaczenia.
-Co się stało, dlaczego dzwonisz?- starałem się mówić pewnie, jednak gula w gardle utrudniała mi nawet przełykanie śliny. Uścisk Katy wzmocnił się, a jej brązowe oczy wierciły mi dziurę w głowie.
-Synu, ja..- mój ojciec zaczął, a ja starałem się nie zwymiotować z nerwów. Nie rozmawialiśmy przez jakieś trzy lata, kawał czasu nie słyszałem jego głosu, a jakieś dziesięć lat temu chyba usłyszałem, że zwraca się do mnie jak prawdziwy ojciec. Wplotłem nerwowo palce w swoje włosy, ciągnąc boleśnie za ich końce. Dreszcz przebiegł po moich plecach, gdy cisze przerwał cichy, bezradny szloch mężczyzny.
-Co z mamą, gdzie ona jest?!- krzyknąłem tracąc kontrole, brałem pod uwagę milion sytuacji, jednak w mojej głowie rozbłysł obraz mojej matki. Ścisnąłem powieki, nabierając łapczywie powietrza, którego z każda sekundą mi brakowało. Obraz tracił na wyraźności, a nogi same uginały się pod ciężarem mojego ciała. Ludzie mogli mówić i myśleć co chcieli, mogłem przez wszystkie lata wmawiać sobie, że mam swoich rodziców gdzieś lecz to zwykłe kłamstwo. Kochałem ich zawsze, każdego dnia mocniej jednak z miłością rosła moja nienawiść do nich i do tego, że nigdy mnie nie rozumieli. Byłem trudnym dzieckiem i okropnym nastolatkiem, a oni nie potrafili poradzić sobie z tym, co działo się w mojej głowię. Uciekłem, zacząłem radzić sobie sam, a żal do nich przez to, że nigdy nie zależało im jakoś, żeby odnowić ze mną kontakt rośnie we mnie każdego dnia. Ciągle miałem nadzieje, że spytają o mój numer mojego kuzyna, z którym mam kontakt, że zadzwonią, że będą chcieli to naprawić, że pokochają mnie tak jak zawsze tego pragnąłem.. 
-Justin, twoja mama leży w bardzo ciężkim stanie w szpitalu, jej serce w każdym momencie może przestać bić, a ja nie jestem wystarczająco silny, żeby zostać z tym sam. Błagam, przyjedź tu i..- jego głos był słaby, nie mogłem słuchać tego jak tak silny i niezależny mężczyzna prosi mnie o coś takiego. Pattie była moją matką, kochałem ją i zawsze chciałem się nią opiekować tylko nie miałem takiej możliwości.
-Przyjadę, postaram się wyjechać za kilka minut.- powiedziałem w pośpiechu i rzucając coś na pożegnanie, rozłączyłem się. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę schodów, wspinając się po nich do góry.

music: Justin Bieber - Nothing like us (polecam, lepiej się czyta końcówkę)

-Justin, co się stało?!- Katy krzyk i panika w głośnie, przypomniała mi o tym, że ona nic nie wie. Zakręcony i wstrząśnięty wiadomością, która uderzała we mnie z każdą sekundą, obróciłem się w stronę dziewczyny i złapałem za jej ramiona.
-Moja mama jest w szpitalu, za kilka minut musimy wyjechać, a teraz spakować jak najszybciej walizki. O nic nie pytaj, wszystko później Ci wyjaśnię.- powiedziałem łapiąc w dłoń walizkę dziewczyny, którą otworzyłem z hukiem. Brunetka rozumiejąc mój pośpiech zaczęła wrzucać do  walizki najpotrzebniejsze rzeczy, wiedziała, że moi rodzice mieszkali w Ohio, więc samolotem to nie tak daleko. Ręce trzęsły mi się, a serce biło w niesamowicie szybkim tępię. Najważniejsze było, żeby dostać się tam jak najszybciej i dowiedzieć się, co z mamą i co najważniejsze... żeby przeżyła to z czym teraz walczy. Wiem, że nie jestem w stanie wszystkiego przyśpieszyć, jednak to, że chciałbym być i wiedzieć, co z nią już teraz rozpierdalało mnie od środka. Ojciec na pewno nie chciał o tym rozmawiać, więc nawet nie pytałem. Zabierając ze sobą portfel, klucze i paczkę fajek, dosłownie wybiegliśmy z domu. To zajęło nam maksymalnie pięć minut, więc starałem się opanować nerwy i skoncentrować na drodze na lotnisko, jednak myślami wracałem do mamy, takiej biednej, bezbronnej i zapewne nieświadomej.. Naciskając do końca pedał gazu, kontem oka zauważyłem drobną postać wbijającą się w fotel.
-Kochanie, ja.. Przepraszam, zapomniałem.- spojrzałem w jej oczy, zwalniając od razu.
-To nic, Justin.- pokręciła głową, kierując mój wzrok w stronę jezdni. -Najważniejsze jest, żebyśmy byli już na miejscu, więc jedź jak najszybciej i najostrożniej możesz.- pogłaskała mój policzek, a jej dotyk sprawił, że moje ciało rozluźniło się chodź na chwilę. Ignorując ograniczenie prędkości, wyprzedzaliśmy auta, kierując się na najbliższe lotnisko. W mgnieniu oka znaleźliśmy się na miejscu, pochłonięty własnymi myślami, prawie zajechałem drogę czarnemu mercedesowi na parkingu.
-Kurwa.- warknąłem, patrząc przepraszająco w stronę kierowcy, który w oczach już odmierzał ile dzieliło nas centymetrów.
-Justin, spokojnie to nic takiego, zdarza się..- uspokajała mnie Katy, co przeszkadzało mi w planowaniu, gdzie zaparkować to pieprzone auto.
-Zamknij się teraz.- syknąłem, zawracając.

Co się dzieje z moją mama?


**


Chłopczyk o dużych karmelowych oczach podbiegł do huśtawki dużo wyższej od niego. Malutki brunet podskoczył kilka razy, starając się wślizgnąć i zacząć beztroską zabawę. Słońce było wysoko na niebie, a po chmurach nie było nawet śladu. Dzień był wyjątkowo ciepły jak na to miejsce, wokół chłopaka było mnóstwo dzieci, które bawiły się razem. Justin nie miał jednak na to ochoty, spoglądał na miejsce swojej mamy, która zamyślona patrzyła w niebo, zerkając, co jakiś czas jedynie na telefon. Wślizgując się na huśtawkę, machał nóżkami w górę i w dół, patrząc ponownie w stronę swojej młodej mamusi. Pattie zajęta wszystkim tylko nie chłopcem, uśmiechała się znacząco do ekranu telefonu. 
-Pewnie piszę z tatusiem.- pomyślał pięciolatek, wycierając swoje mokre od łez policzki, brudnymi rączkami. Był za mały, żeby to wszystko zrozumieć. Zdarzało mu się być samemu, potrzebował jedynie uwagi najważniejszej osoby w swoim życiu, której otrzymywał zdecydowanie za mało.
-Mamusi, mamusiu patrz!- krzyczał mały Justin, bujając się coraz mocniej. To było dla niego spore osiągnięcie, jego krótkie nóżki rozbujały go tak mocno, że wierzył, że jest w stanie sięgnąć słońca. Pattie mruknęła coś pod nosem, co miało znaczyć, że patrzy i jest zainteresowana, jednak jej wzrok nawet na moment nie zatrzymał się na chłopcu. Ludzie patrzyli na nastolatkę z niesmakiem, zajmując się swoimi sprawami, bo przecież nie będą "wtykać nosa w nie swoje sprawy". Pięciolatek wyciągnął dwie rączki w górę, puszczając łańcuchy starej huśtawki. Tak małe dziecko nie pomyślało o tym, że w ten sposób bardzo łatwo jest spaść i.. cóż tak się właśnie stało. Chłopczyk zaniósł się głośnym płaczem, a nad nim po chwili stanęła mama z grymasem wymalowanym na twarzy.
-Justin! Ile razy mam Ci mówić, że jesteś na to za mały!- krzyknęła surowo, otrzepując jego spodnie.
-Mamusiu, ale ja chciałem tylko złapać dla Ciebie słońce, żebyś w końcu była szczęśliwa..- wydukał w szlochu.

-Justin..- otworzyłem oczy, słysząc inny głos. Brunetka trzymała moją dłoń, patrząc na mnie w opiekuńczy sposób. -Kochanie, śniło Ci się coś złego, a poza tym zaraz lądujemy.- powiedziała zerkając przez okno w samolocie. Spojrzałem na ekran telewizora, miała rację, lądujemy za jakieś dwadzieścia minut.
-Gadałem przez sen?- spytałem, myśląc o tym za jakiego mięczaka mnie weźmie.
-Nie..- przeciągnęła ostatnią literę.
-Jesteś pewna?- spojrzałem na nią podejrzliwie, zdając sobie sprawę, że z niej jest tak kiepski kłamca jak ze mnie baletnica.
-Czasami mówiłeś coś o swojej mamie, ale to nie było nic szczególnego..- powiedziała, głaszcząc mój policzek. Uśmiechnąłem się do niej, całując jej czoło. To, co mi się śniło było jednym z wielu wspomnień z mojego dzieciństwa, jednak teraz, gdy jestem dorosły chyba wolałbym puścić to w niepamięć. W głowie miałem swoją mamę, chciałem tak bardzo już wiedzieć jak się czuję i co dokładniej się stało. Każda minuta mnie przerażała, bałem się każdego dźwięku swojego telefonu. Obawiałem się i byłem przygotowany na najgorsze, ale co najważniejsze.. Chciałem już wiedzieć, być tam i zrobić wszystko, żeby było dobrze.

~*~

Cześć miśki, rozdział 22 mamy już za sobą, więc za jakiś czas powinien pojawić się rozdział 23, w którym całkiem dużo dowiecie się na temat dorastania, przeszłości i rodziców Justina! Mam nadzieje, że podoba wam się sen, a raczej wspomnienie z dzieciństwa chłopaka. Fakt, jest smutne, ale spokojnie w kolejnych rozdziałach wszystko się wyjaśni chodź nic nie usprawiedliwi, niektórych zachować Pattie, która cóż była młoda i głupia..
Słuchajcie, wiem, że rozdział dodaję po 19 dniach, ale naprawdę brakuje mi motywacji. Kocham pisać to opowiadanie, mam na nie pomysł i nawet wiem już jak się skończy, ale.. Nie pomagacie mi w tym. Dziękuje wszystkim osobą, moim wiernym czytelniczką, które moooocniutko ściskam, jesteście najlepsze. Czytam i czytam wasze długie komentarze i dziękuje, że was mam. Nie myślcie, że jestem jakąś wredną małpą, ja po prostu jestem człowiekiem i z każdym komentarzem chcę pracować więcej, a jak liczba komentarzy maleje- jestem naprawdę smutna. To na was mi zależy i to dla was powstała historia Jaty, która kiedyś niestety się skończy. Przejdźmy przez drogę do końca razem, z uśmiechem na twarzy, błagam! Im więcej was będzie tym większego kopa będę miała i rozdziały będą pojawiać się szybciej. To nie jest szantaż, ale ja was naprawdę proszę, komentujcie wszyscy!
Dziękuje za wszystko, widzimy się za kilka dni, obiecuję okej?

much love xx


Przepraszam za czcionkę, jest jakaś dziwna i nie mam pojęcia jak to zmienić..

Obserwatorzy