piątek, 10 lipca 2015

25. Playtime is over.



Katy's POV:


Przebudziłam się przykryta kocem po samą szyję. Promienie słońca przedostały się przez głupie szczeliny w roletach. Jęknęłam zirytowana, przewracając się na drugi bok. Chciałam się po prostu wyspać czy to tak wiele? Coś jest nie tak. Podniosłam się szybko z łóżka, przeciągając się szybko po tym. Po zarzuceniu na swoje ciało Justina bluzy, szybko wyszłam z pokoju rozglądając się po pustej kuchni. Jeremy wszystkie swoje poranki spędzał na rybach, mówił, że to uwielbia, ale nie ciężko było się domyślić, że jest to odskocznia od codzienności. Pewnie nie mógł znieść faktu, że jego żona leży w śpiączce i nie wiadome jest nikomu kiedy się obudzi. Uwierzcie, że to przytłaczające. Potarłam swoje ramiona, ponieważ moje ciało zalała fala nieprzyjemnych dreszczy. Przeszłam się po całym rodzinnym domu Justina, który tak na marginesie był urządzony w znakomitym stylu. Brawo, Patty- pomyślałam, uśmiechając się do siebie. Wyjrzałam przez okno w kuchni, zauważając szatyna siedzącego do mnie tyłem na jednym ze schodków. W lewej ręce trzymał papierosa, natomiast druga ręka.. Zaciśnięta była w pięść. Jego włosy były w nieładzie, wzdrygnęłam się kiedy wsunął w nie palce i pociągnąć boleśnie w górę. Co się do cholery stało? Ile ominęłam śpiąc jedynie do dziewiątej rano? Ruszyłam do wyjścia siadając tuż przy jego ciele. Jego klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie. Naprawdę nie jest dobrze. Po jakiś dziesięciu sekundach chłopak obdarował mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. W kącikach jego oczu dostrzec mogłam formujące się już łzy. Zmarszczyłam brwi, a już kiedy otworzyłam buzię i myślałam o najgorszym, chłopak mnie wyprzedził.
-Z mamą wszystko w porządku.- powiedział szybko, a ja jedynie wypuściłam powietrze z ulgą.
-W takim razie, co się dzieje?- spytałam, bojąc się odpowiedzi.
Szatyn zaczerpnął łapczywie powietrza, a z jego ust po chwili wydostał się chichot. Jednak nie taki chichot, jak myślicie. Śmiech wypełniony sztucznym poczuciem humoru, śmiech przeraźliwy..
-Wszystko, Katy. Wszystko.- zaciągnął się po raz ostatni papierosem, wyrzucając go gdzieś daleko w powietrze. Skuliłam się, przyciągając kolana do piersi i chowając niezdarnie kosmyk włosów za ucho.
-Justin, co..
-Nieważne, rozumiesz?- podniósł głos, wstając z miejsca.
-Mam prawo wiedzieć!- krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze przez zdenerwowanie. Przecież dobrze go znałam i doskonale wiedziałam, że wydarzyło się coś z czym nie jest w stanie sobie poradzić, a przecież jestem od tego, żeby go wspierać.. Patrzył na mnie pustym wzrokiem, myśląc nad czymś intensywnie. Kiedy już się niecierpliwiłam, na jego twarzy ponownie pojawił się ten głupi uśmieszek, który wcale nie oznaczał, że ma humor.
-Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, mówi Ci to coś?- zapytał, nawet na mnie nie patrząc. Coś ukuło mnie w klatce piersiowej. Krew w żyłach przyśpieszyła, dosłownie miałam ochotę w coś uderzyć.
-Justin, mieliśmy mówić sobie wszystko, mówi Ci to coś?- powtórzyłam jego słowa w ostatniej części zdania, próbując go uświadomić, że nie odpuszczę. Nawet już nie chodziło o to, że jestem uparta, po prostu chciałam wiedzieć, co jest nie tak, wszystkie jego problemy to też moje problemy.
-Powiedziałem, nieważne. Nie lubię się powtarzać.- splunął oschle, schodząc po schodkach w dół.
-Jesteś takim dupkiem..- syknęłam, kręcąc w niedowierzaniu głową. Pociągnęłam nosem idąc w kierunku naszego pokoju, trzasnęłam drzwiami jak mała dziewczynka, wycierając pojedynczą łzę. O nie, nie będziesz przez nikogo płakać, Panienko Jones, obiecałaś to sobie, pamiętasz? Pokiwałam głową, przetwarzając sobie w głowie te słowa jak modlitwę. Przemyłam w łazience twarz, nawet nie siląc się na lekki makijaż. Szczerze, miałam to w dupie. Po ubraniu, bielizny, krótkich spodenek i czarnego topu, znalazłam się ponownie pod drzwiami. Wsunęłam na stopy swoje czarne trampki i wychodząc zderzyłam się z klatką piersiową chłopaka. Wydukał ciche przepraszam, trzymając moje ramiona. Patrzyliśmy w swoje oczy przez chwilę, jednak postanowił przerwać tą cisze.
-Katy, ja..- podrapał się niezręcznie po karku. Nigdy nie przychodziły mu z łatwością przeprosiny. -Przepraszam.- dodał ciszej, tak jakby bał się tego słowa.
-Przepraszasz za to, że nie chcesz powiedzieć mi o czymś, co najwidoczniej rozpierdala Cię od środka czy za to, że byłeś dla mnie skończonym dupkiem?- podniosłam jedną brew pytająco, wbijając w niego swój intensywny wzrok.
 -Za to i za to.- spojrzał na swoje buty, które nagle w magiczny sposób zaczęły go interesować.
-No, więc słucham, co się wydarzyło takiego, że nie możesz mi tego wyjaśnić.- stukałam, niecierpliwie butem o podłogę, starając się zwrócić na niego swoją uwagę. 
-Ty nic nie rozumiesz..- powiedział, wypuszczając nerwowo powietrze. -Najpierw stąd chodźmy, Jeremy zaraz wróci, a nie chcę go mieszać w nasze sprawy.- powiedział ruszając chodnikiem przed siebie. Skrzyżowałam ręce na piersiach, czekając aż pierwszy zacznie.
-Katy.. Dobrze wiesz, że to nie tak, że Ci nie ufam. Czasem milczenie jest ochroną twojego bezpieczeństwa..- zaczął niepewnie, zerkając na mnie. Nie odezwałam się dając mu pozwolenie na kontynuowanie. 
-Powiem prosto z mostu, ale nie jestem pewien czy będziesz chciała wrócić do Nowego Jorku.- wciągnęłam łapczywie powietrze, próbując się odstresować.
-To, że uciekliśmy z tamtego miejsca z powodu mojej matki i zaczęliśmy zajmować się problemami z Ohio, wcale nie oznacza, że problemy z ciemnej strony Nowego Jorku zniknęły, rozumiesz- wypuścił powietrze, a na jego twarzy pojawiła się mina, mówiąca o wyrzutach sumienia.
-Zayn?- spojrzałam na niego z bólem. To było jak pytanie retoryczne. Oczywiście, że chodziło o Zayna, podziemie i finał, w którym Justin zostawił swoją grupę na lodzie, żeby nie był zmuszony do rywalizowania w tak brutalny sposób z osobą, którą kocha. To, co wtedy zrobił było najwspanialsza rzeczą, jaką ktoś zrobił właśnie dla mnie. Mimo, że wtedy szybko go osądziłam, źle zrozumiałam jego rozmowę, myślałam, że wszystkie słowa, który padły z jego ust to kłamstwa.. Okazało się, że to nieprawda i już na początku swojego planu, przywiązał się do mnie. Zakochał się. We mnie, rozumiecie? Mimo jak słodkie i cudowne to było, teraz mamy problem. Ludzie z podziemia to nie taka prosta sprawa. Oni nie odpuszczą.. Nie odpuszcza do póki nie odczujesz krzywdy na swojej skórze za to, co wcześniej im wyrządziłeś. Przez tamto posunięcie Justina, jego już była grupa jest na minusie całkiem sporą liczbę, ale nie tylko o pieniądze ta cała wojna. Poczuli się oszukani, zdradzeni i upokorzeni przez swojego własnego lidera. Nie mogli mu tego odpuścić, miałam z takimi ludźmi styczność kilka pieprzonych lat i wiem, że nigdy nie odpuszczają. Mimo, że sami nie grają czysto to gdy ktoś zagra nieczysto wobec nich, rozpętuje się istne piekło. Popieprzone, nie?
-Katy?- Justin potarł moje ramiona wyciągając mnie z głębokiego zamyślenia. Oh, pieprzyć moje życie.
-Mówiłeś coś wcześniej?- spytałam, bo tak naprawdę przestałam go słuchać gdy zaczęłam myśleć o tych chorych ludziach z tego chorego miejsca. To głupie, bo sama jeszcze się w to wliczałam, ale zawsze też byłam świadoma, że to miejsce i praca to nie bajka, a syf. Nic więcej.
-Zayn, nie odpuści, a moje zniknięcie z Nowego Jorku daje mu tylko więcej czasu, żeby pomyśleć nad zemstą. Kiedy się z nim spotkałem, gdy powiedziałaś, że to on Cię skrzywdził wtedy po twoim występie... Ledwo powstrzymałem się od tego, żeby nie zabić go na miejscu.- przełknął ślinę głośno, przejeżdżając dłonią po całej swojej twarzy. -Patrzyłem jak leży w kałuży krwi, moja złość brała nade mną górę. Znam tego chłopaka od dziecka, razem z nim budowałem pierwsze domki na drzewach, cholernie ciężko patrzy mi się an to jak się, mam ochotę jedynie powiedzieć "Stary, pamiętaj kim jesteś i co kiedyś było twoim priorytetem w życiu" ale kurwa to nie zadziała. Zmienił się i jestem pewny, że szykuję dla nas takie gówno, z którego ciężko będzie nam się podnieść..


**

 Ziewnęłam leniwie, podsuwając Jeremiemu kawę dosłownie pod nos. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie pogodnie, kiwając kulturalnie głową w podziękowaniu. Justin opierał się o blat zamyślony, nawet wiedziałam, co siedziało mu teraz w głowię. Od naszej ostatniej rozmowy o Zaynie mineły z dwie godziny, a ja dalej miałam jeden wielki bałagan w głowie. Z jednej strony wiedziałam, że mamy siebie, a co nas nie zabije to nas wzmocni, ale z drugiej.. Bałam się tego, co będzie gdy wrócimy, a kiedyś nadejdzie ten dzień.
-Przypominasz mi moją żonę, słoneczko.- uśmiechnął się ponownie w moją stronę, przyglądając mi się uważnie. Moja twarz w ciągu sekundy rozpromienił uśmiech. Justin z tatą wiele opowiadali mi o Pattie i mimo ostatnich ciężkich lat w ich rodzinie, mogę stwierdzić, że Pattie jest złotą kobietą, którą trzeba traktować jak skarb. Zrobiło mi się ogromnie miło, ponieważ przypominać komuś  taką osobę to zaszczyt. Moje policzki pewnie już były całe pokryte różowymi plamami, to żenujące. Justin zachichotał cicho i objął mnie w talii od tyłu.
-Ponoć każdy mężczyzna szuka kobiety, która przypominać mu będzie w jakimś stopniu jego matkę.- pocałował mój policzek, na co Jeremy zagruchał.
-Jesteście najsłodsi.- zaśmiał się upijając łyk kawy. -Nawet kawę robi tak samo dobrą! Justin, chłopie lepiej trafić nie mogłeś!- ponownie moje policzki zalała fala ciepła. Kuchnie wypełnił ich wspólny chichot. Czy oni śmieją się z tego, ze się rumienie? Oh, nie!
-Wy dwoje! Przysięgam, że gdyby nie to, że jestem taka drobna, skopałabym wam tyłki!- wskazałam na nich palcem, a oni zaczęli się śmiać jeszcze głośniej, jeśli to w ogóle możliwe. Cholera, to miało brzmieć jak groźba, a nie jak żart! Oh, ironio.
-Co jest takiego śmiesznego, hm?- uderzyłam żartobliwie ich obydwu w ramiona, na co oboje zaczęli pocierać żartobliwie te miejsca.
-Kochanie, nigdy więcej tego nie rób, bo czuje, że więcej nie poruszę tą ręką!- zaśmiał się Justin, zbijając z ojcem piątkę, za ten tekst. Spojrzałam na niego gniewnie, następnie razem z nimi wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
-Młodzi są szaleni, naprawdę.- Jeremy wytarł łzę, która najprawdopodobniej zakręciła się w kąciku jego oka przez to jak długo się przed chwilą śmiał. Moje relacje z nim zbaczały na całkiem inny tor. Lepszy tor. Był ojcem mojego chłopaka, a traktował mnie już jak swoją rodzinę, ani razu nie dał mi odczuć, że jestem tu zbędna, wręcz przeciwnie. Razem mogliśmy żartować, wygłupiać się czy rozmawiać na poważne tematy. Bardzo też cieszyło mnie jak Justin zaczął się z nim dobrze dogadywać. Ich relację były niesamowite, często razem się wygłupiali, a to ja na nich krzyczałam, mając wrażenie, że są dziećmi pod moją opieką, ale to dobrze. W końcu mają takie relacje jakie powinni mieć zawsze i mimo straconych lat, dalej potrafią traktować się jak rodzina.
-Justin?- chwilę ciszy przerwał Jeremy, a Justin od razu na niego spojrzał, zamieniając się w słuch. -Kiedy masz zamiar się oświadczyć tej pięknej dziewczynie, w końcu chyba nie chcesz dać uciec takiemu skarbu?- tym pytaniem całkowicie wybił mnie z tropu i mimo, że z Justinem wiele rozmawialiśmy na temat naszej wspólnej przyszłości, o zaręczynach nigdy nie było jakoś mowy.
-Wszystko dzieje się w niespodziewanym czasie, Tato.- uśmiechnął się do niego. -Prawda, księżniczko?- posadził mnie na swoich kolanach. Zawstydzona schowałam twarz w zgięciu jego szyi. Nie obchodziło mnie, że rumieniłam się jak mała dziewczynka, byłam wśród rodziny, bynajmniej czułam, że są dla mnie jak rodzina. Jeremy kilka razy jeszcze rzucił jakimś żartem, rozśmieszając nas do bólu aż nagle nasz wspólny czas przerwał telefon. Telefon, który był wyczekiwany przez nas już od miesiąca, bo tyle właśnie byliśmy w Ohio i tyle już Pattie leżała w śpiączce.
-Pan Bieber?- usłyszeliśmy z Jeremiego komórki, którą trzymał mocno ściśniętą w męskiej dłoni. -Z tej strony lekarz zajmujący się pańską żoną. Myślę, że chciałby Pan ją zobaczyć jak i reszta rodziny. Pani Pattie się obudziła.- tym zdaniem nagle przestałam nasłuchiwać ich rozmowy, ponieważ Justin podskoczył ze mną na rękach niewiarygodnie szczęśliwy tak samo jak i jego tato.
-Jedziemy do niej, rodzino!- wykrzyknął Jeremy, wsuwając szybko buty i wybiegając razem z nami w stronę zaparkowanego na podjeździe samochodu.


~*~

Cześć! Trochę dobrego w tym rozdziale, a trochę też złego, dobrze znacie historię podziemia, wiecie, że Ci ludzie nie odpuszczają, ale ale ale! Pattie w końcu się obudziła i pozna się z Katy! Cieszycie się?

Proszę komentujcie, za jakiś czas czeka na was niespodzianka, która mam nadzieje bardzo wam się spodoba, buźka!

much love xx

Obserwatorzy