poniedziałek, 29 grudnia 2014

17. I knew you were trouble..


Misie przeczytajcie notkę pod rozdziałem, bo to ważna sprawa, miłego czytania! :*
 
 
 
Nobody's POV:
 
 
 
   Dziewczyna ze złamanym sercem wydawała się słaba. Z każda sekundą samotny człowiek czuje się coraz gorszy, odczuwa cholerną pustkę z każdym dniem bardziej. Samotni ludzie to cudowni ludzie, jednak pytanie jest jedno... Czym zasłużyli sobie na takie życie? Dlaczego nie mogą mieć przy sobie całego świata i cieszyć się tym codziennie? Każdego ranka? Przecież ponoć uśmiech kogoś, kto często w oczach ma łzy jest najpiękniejszy, więc to znaczy, że najmocniej kocha ten, który nie jest kochany. Mam rację? Czujecie to pieprzone ukłucie w sercu? W głowie pojawia się coraz więcej pytań, a serce z nerwów bije szybko. Bije, ale nie wiemy jak długo, dla kogo i po co. To zabija. Brak odpowiedzi na wszystkie pytania dosłownie robi nam w głowie tornado. Katy była samotna i zakłopotana. Nie wiedziała jak udźwignie to wszystko, bała się myśleć o tym czy sobie w ogóle poradzi. Nie chciała wracać do swojego mieszkania, bo wiedziała, że jest ono puste, pozbawione życia. Nie chciała spać na swoim łóżku, na którym kochała się z chłopakiem, który jej jednak nie kocha. Pokręcone to wszystko, prawda? Oh, ironio, życie jest popierdolone.
-Podnieście ją!- krzyczał chłopak, klęcząc z łzami w oczach nad brunetką. Nikt nie wiedział, kiedy i jak Katy upadła na ziemią. Jej przyjaciele usłyszeli jedynie jakby coś ciężkiego uderzyło z całą siłą o ziemie. Coś? Dokładniej jej głowa. Wystraszeni i dosłownie sparaliżowani, wybiegli niosąc ją na swoich rękach. Musieli zadzwonić po pogotowie, ale nie mogli zrobić tego w środku, jeśli tylko inne grupy by coś usłyszały, plotki rozniosłyby się z prędkością światła. Nikt oprócz nich nie widział, co się stało. Taką mieli bynajmniej nadzieję... W tamtym momencie jednak liczyło się najbardziej dla nich jej zdrowie. Biedna Katy nie zdawała sobie sprawy ile dla nich znaczyła. Tyle razy miała wszystkiego dość, tyle razy chciała ze sobą skończyć. Nie wiedziała o tym, że dla nich jest tak cholernie ważna. Luke i reszta, położyli nieprzytomną dziewczynę na ławce na dworze, wykonując jakieś czynności, które miały w śmieszny sposób ją im przywrócić. Odwracali głowy, szukając wzrokiem karetki, która już była w drodze. Oni nie zdawali sobie sprawy z tego jak słaba była i mimo, że wiedzieli, że się źle czuję to nie byli w stanie wyobrazić sobie tego jak jej obraz się rozmywał, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Była wykończona, zmęczona całym dniem, który ponownie przewrócił jej chore życie do góry nogami.
Luke płacząc w jej włosy, co kila sekund podnosił głowę rozglądając się za pomocą.
-Jak mogłem do tego dopuścić..- kręcił głową, w jego głosie było można usłyszeć pogardę. On dosłownie gardził sobą, nie mógł wybaczyć sobie tego, że pozwolił jej wejść na scenę. Kochał ją całym sobą. -To niemożliwe, to nie miało mieć miejsca..- dalej płakał, a reszta razem z nim. -Kurwa, wszyscy, ale nie ona!- krzyczał, szarpiąc z całej siły za końcówki swoich włosów.
-Nic jej nie będzie, słyszysz?! Nie może!- krzyczał Jake, jednak brzmiał jakby sam w to nie wierzył.
-Nie będzie? Kurwa słyszałeś ten huk?! To jej głowa, jej głowa uderzyła tak mocno, że aż podłoga pod nogami mi się zatrzęsła!- krzyczał, próbując wyładować wszystkie emocję.
Dziewczyny płakały, głaszcząc jej zimne policzki. Była blada, wyglądała jakby za chwile miała być martwa. Nie wierząc w to wszystko, Mike zadzwonił ponownie po pogotowie, jednak po kilku sekundach usłyszeli syreny karetki, która wyjechała z niesamowitą prędkością z zakrętu.
-Szybko!- krzyczał Mike, kiedy mężczyźni wyskoczyli z samochodu. Czas jakby przyśpieszył, wszystko działo się niesamowicie szybko.
-Jesteś jej rodziną?- zapytał siwy mężczyzna, zamykając prawie Lukowi drzwi przed nosem.
-Narzeczonym.- skłamał, próbując dostać się jak najbliżej, Katy.
-Dobrze, wsiadaj. Reszta musi dojechać do najbliższego szpitala na własną rękę.- powiedział i wskakując do samochodu, ruszyli z piskiem opon.
 
Katy zapadła w słodki sen..
-Justin?- zachwiałam się, biegając beztrosko po kolorowej polanie.-Justin?- powtórzyłam, szukając mężczyzny swojego życia. Kiedy chłopak nie odpowiedział, usiadłam smutna na starym pniu, wiercąc się nerwowo.
-Tęsknie.- powiedziałam cicho do siebie, rozglądając się za chłopakiem. Dalej nic. Potarłam swoje zmęczone oczy i westchnęłam smutno, miałam wrażenie, że zniknął na zawsze. Po krótkiej chwili silne ramiona, które kochałam oplotły moje drobne ciało, przyciągając je do siebie.
-Wołałaś mnie, księżniczko.- spytał zachrypniętym, pełnym tajemnicy głosem.
-Myślałam, że znowu mi Cię zabrali.- obróciłam się w jego stronę, lustrując go wzrokiem.
-Już nigdy Ci mnie nie zabiorą.- odparł do mojego ucha.
-Obiecujesz?- spytałam jak mała dziewczynka, która chciała, żeby tata zabrał ją wieczorem do wesołego miasteczka.
-Na wszystko, co mam.- musnął delikatnie moje wargi.
-Ale ty przecież masz tylko mnie.- powiedziałam, marszcząc brwi.
-I to jest wszystko, czego potrzebuje.- delikatnie się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam gest i kiedy złączyłam nasze usta, przerwał nam grzmot z nieba. W kilka sekund rozpętała się straszna burza. Wszyscy mieszkańcy kolorowej polany uciekli do lasu, a ja zostałam sama. Widziałam jedynie jak postać chłopaka, którego kochałam całą sobą, oddala się.
-Obiecałeś!- płakałam, nie wierząc, że znów zostałam samotna i smutna. Słońce zaszło, a mnie ogarnęła przerażająca ciemność. Bałam się.
-Gdzie ja jestem..- szlochałam, nie potrafiąc ruszyć żadną częścią swojego ciała. Czułam się jakbym została wrzucona do wody, a jedyne, co mnie unosiło to powietrze, które w małej ilości miałam w sobie..
 
-Doktorze, czy ona z tego wyjdzie?- pytał Luke, biegnąc za ciałem Katy, które było na noszach. Wyglądała tak bezbronnie i niewinnie. Wszyscy się o nią martwili, jednak ona nie była niczego świadoma, jedynie śniła o chłopaku, który nawet nie wiedział, co z nią się działo.
-Teraz zabieramy ją na prześwietlenie. Przykro mi, musimy czekać.- powiedział lekarz, zamykając drzwi od jakiejś okropnej sali.
-Nienawidzę tego.- rzuciła ostro Nicole, siadając na podłodze przy drzwiach.
-Musimy czekać...- powtórzył słowa lekarza, Jake.
 Wszyscy usiedli pod salą z minami, które naprawdę przerażały. Ogarnął ich smutek, nie wiedzieli w jakim stanie ona jest i co dokładniej jej się stało przy tym uderzeniu. Jednak wiedzieli jedno.. To zapowiadało się kiepsko. Miny lekarzy, którzy wychodzili z sali, zbywając ich uśmiechami, które miały dodawać otuchy, zdradzały to, że było źle. Zależało im na niej i tego nie dało się ukryć. Może nie interesowali się jej życiem dokładnie, bo mieli swoje, ale dalej byli jej najlepszymi przyjaciółmi.. Jej jedyną rodziną. Katy przeszła naprawdę wiele i każdy o tym doskonale wiedział, byli pewni, że jest silna, jednak każdemu spływały łzy po policzkach. To strach zawładnął ich umysłem. Przypominali sobie jak dzisiaj się zachowywała, jak płakała w samochodzie, jak słaba przed występem była.. Nikt z nich nie mógł wybaczyć sobie tego, że tak po prostu pozwolili jej wystąpić. Gdyby odpowiednio się nią zainteresowali i zajęli, nie doszłoby do tego wszystkiego. Lily kręciła ciągle głową, nie wierzyła w to jak wszystko szybko się działo. Jej przyjaciółka była na jakimś cholernym prześwietleniu, które miało odpowiedzieć na pytania lekarzy. Mieli podjąć oni konkretne kroki, jak pomóc brunetce, która leży teraz nieprzytomna na łóżku, na którym umierało wcześniej tylu ludzi.. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł po plecach Lily, starała się ona wyrzucić ze swojej głowy najgorsze scenariusze, jednak to było trudne biorąc pod uwagę całą tą chorą sytuację. Ludzie w szpitalu patrzyli na grupkę znajomych smutnym wzrokiem, bił od nich po prostu smutek, bo jedna z nich leży taka bezbronna.. niczego nieświadoma.. martwa? NIE NIE NIE.
Ich myśli dosłownie biły się ze sobą. Kiedy ktoś uderzy głową naprawdę mocno i nie ma przy tym szczęścia.. to może się skończyć tragedią, a wiecie na czym polegają tragedię, prawda?
-Dziewczyny może odwiozę was do domu?- podniósł się, Jake. -Nie wydaję mi się, żeby coś się teraz zmieniło, wiec po prostu zawiozę was do mnie i tam wszyscy przenocujemy.- dokończył brunet.
Wszyscy go słuchali i przemyśleli w głowie kilka razy jego pomysł. Wszyscy oprócz Luke'a. On dosłownie toczył walkę w swojej głowię. Nie mógł darować sobie tego, że zachował się tak lekkomyślnie i jego ukochana może na tym tyle stracić...
-Luke?- spytał go Jake, chcąc w ten sposób poznać jego zdanie.
-Cokolwiek.- rzucił niedbale i ruszył przed siebie. Luke przeżywał to wszystko najbardziej, bo czuł do niej coś więcej od reszty przyjaciół.
-Dajcie mu pobyć samemu.- zatrzymała chłopaków, Nicole. -I ja jestem za tym, żebyśmy pojechały teraz do mieszkania. Nic tu po nas, chyba nie zniosę tego wszystkiego, a jak coś się zmieni to po nas wrócisz, Jake.- powiedziała podnosząc się. W jej oczach dominował smutek, była zmęczona i zestresowana tak samo jak reszta.
-Jasne.- powiedział chłopak obejmując opiekuńczo, Lily. -Zaraz wrócę, Mike.- powiedział chłopak, kierując się z dziewczynami do samochodu.
 
**
 
 
Luke's POV:
 
 
 
  Siedziałem na szpitalnym krześle, a ukłucie w sercu nie dawało mi spokoju. Byłem na siebie tak okropnie zły, nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo źle się czuła. Widziałem, że była słaba, ale byłem wcześniej przekonany, że to przez stres i rywalizacje, której ona nienawidziła. Nie dawała sobie z tym wszystkim rady, coś w jej życiu się zawaliło, widziałem to po jej oczach, a mimo wszystko nie zaopiekowałem się nią odpowiednio. Poniosła mnie ta cała zabawa w podziemiu, przecież ważniejsze jest nasze zdrowie i szczęście. Miałem wrażenie, że czas dosłownie stanął w miejscu. Ludzie przechodzili na korytarzu przyglądając mi się z zaciekawieniem. Pewnie w ich głowach pojawiały się pytania, co mi się stało i dlaczego tu jestem. Nie obchodziło mnie już nic poza jej zdrowiem, od takiego uderzenia można nawet odejść, ale to już najgorszy scenariusz. Splotłem dłonie i w głowię powtarzałem modlitwę, tak cholernie bałem się o to, co będzie.. Ona tyle w życiu już przeszła, ma tylko osiemnaście lat, a została znienawidzona przez swojego ojca. Przeżyła porwanie swojego brata, za które się cholernie obwinia. Gdyby tylko był jakiś sposób, żeby zabrać od niej ten cały ból, gdybym mógł to wszystko, co złe wziąć na siebie...
-Coś się wydarzyło?- wrócił z napojami Mike, a za nim od razu przybiegł zdyszany Jake.
-Nic. Kompletnie nic.- pokręciłem głową, patrząc w jakiś martwy punkt.
-Cholera, przecież muszą nam coś powiedzieć!- wybuchł Jake, w jego oczach rozbłysły łzy.
-Teraz najważniejsze są badania, prześwietlenia i to wszystko, co ma jej jakoś pomóc.- starałem się być spokojny, ale tak naprawdę w środku krzyczałem, mając po prostu dość.
Chłopacy zrezygnowani opadli na krzesła obok mnie, wzdychając głośno i niespokojnie, co kilka minu
-Co z dziewczynami?- przerwałem ciszę, martwiąc się o swoje przyjaciółki.
-Chyba to samo, co z nami. Są załamane, zapłakane i roztrzęsione, ale obiecałem, że będę dzwonił, kiedy tylko będzie coś wiadomo.- odpowiedział mi Jake.
-Rozumiem.- pokiwałem głową. -Za pół godziny do nich zadzwonimy, żeby spytać czy wszystko okej, bo może będą czegoś potrzebować.- odparłem myśląc nad jedną sprawą.
-Co masz na myśli?- spytał Mike.
-Wiesz..-zacząłem niepewnie. -Uciekliśmy z podziemia od razu po występie, czyli dalej bierzemy w tym udział i nasz występ będzie brany pod uwagę, kiedy będą ustalać kto wygrał..- kontynuowałem, ale Mike mi przerwał.
-Kurwa, co masz na myśli.- przetarł twarz i pociągnął nerwowo za końcówki swoich włosów.
-To, że dalej jesteśmy tak jakby w niebezpieczeństwie. Jeśli wygramy, inne grupy będą chciały się zemścić, a sami wiecie do czego zdolni są Ci idioci.- schowałem twarz w dłonie, martwiąc się dosłownie o wszystko w jednym czasie.
-Kurwa.- rzucił pod nosem Jake i wyciągnął po chwili telefon, wybierając jakiś numer. -Lily? Zamknijcie wszystkie okna, drzwi i najlepiej pospuszczajcie rolety. Nie pytaj dlaczego, po prostu zrób to dla mnie, będę spokojniejszy. Dziękuje.- mówił, a ja widziałem, że stara się być jak najbardziej opanowany. Nie chciał ich dodatkowo stresować, ale jakoś musieliśmy zadbać o ich bezpieczeństwo. Ludzie z podziemia, przegrywając z nami, są zdolni do wszystkiego. Ogarnia ich jakiś chory szał i nienawiść bierze nad nimi górę. Tak to chore.
Zapadła okropna cisza. Już żaden z nas nic nie mówił. Siedzieliśmy razem, bijąc się z myślami. Przegryzałem swoją wargę nerwowo, stukając palcem w wyświetlacz swojego telefonu. Nie potrafiłem tak po prostu siedzieć i czekać, kiedy dziewczyna, którą kochałem leżała za ścianą.
-Ty jesteś narzeczonym, pacjentki?- podszedł do mnie siwy mężczyzna, jego plakietka mówiła, że na nazwisko ma Smith. Spojrzałem na jego twarz, która nie pokazywała dosłownie żadnych emocji.
-Tak.- ponownie skłamałem, ale nie miałem innego wyjścia, tylko w taki sposób mogliśmy się dowiedzieć, co się dzieje. Katy nie ma kontaktu ze swoją rodziną, więc ciężko byłoby nam to wszystko załatwić. -Co z nią? Wyjdzie z tego? Czy mogę tam wejść?- zrzuciłem na lekarza mnóstwo pytań, stojąc przed nim załamany.
-Jest nieprzytomna.- wypuścił powietrze, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. -Niby wszystko jest w porządku, ale to od niej zależy, kiedy się wybudzi..-patrzył mi w oczy. -To nie jest pora na odwiedziny, ale mogę zrobić wyjątek.- westchnął. -Mogę dać panu trzydzieści minut.- spuścił wzrok. Wiedziałem, że to nie od niego zależy, takie po prostu były przepisy.
-Dziękuję.- rzuciłem krótko, wymijając go. Otworzyłem drzwi od sali i wchodząc niepewnie, zauważyłem ją. Dziewczynę o najpiękniejszych oczach, uśmiechu i włosach. Leżała nieprzytomna, nieświadoma i poobijana, na końcu pomieszczenia. Przykryta była jakąś szpitalną kołdrą. Przyśpieszyłem, idąc w jej stronę. Kiedy usiadłem na krześle tuż obok jej łóżka, łzy od razu zebrały mi się do oczu.
-Już jestem.- szepnąłem do nieprzytomnej brunetki, łapiąc jej zimną dłoń. Zadrżałem, ona była bez żadnego czucia. Jej ręka luźno leżała pod moją, nie poruszyła się chociaż przez chwilę.
-Katy, proszę obudź się.- wydukałem przez łzy. Kompletnie nic się nie wydarzyło. Siedziałem tam, tracąc już poczucie czasu. Jej policzki były zimne, a twarz była pozbawiona jakiegokolwiek uśmiechu czy w ogóle życia.
-Dlaczego ty..- szepnąłem, obwiniając się cholernie za to wszystko. -Dlaczego byłaś taka słaba? Dlaczego płakałaś w aucie, dlaczego nic nie powiedziałaś?- kręciłem głową. -Teraz będę musiał sam dowiedzieć się, co wydarzyło się w twoim życiu. Musze wiedzieć, co Cię tak złamało.- postanowiłem.
-Pan Grey?- do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
-Tak?- spytałem, patrząc ponownie na Katy.
-Przykro mi, ale musi pan już wyjść.- spojrzała na mnie smutno.
Bez słowa podniosłem się, pochyliłem nad jej drobnym ciałem i pocałowałem jej czoło.
-Trzymaj się, kochanie.- uśmiechnąłem się tak jak robiłem to zawsze, kiedy byłem obok niej. Wychodząc, chłopacy spojrzeli na mnie, podnieśli się i od razu zaczęli zadawać mi mnóstwo pytań.
-Jest nieprzytomna, mówiłem do niej przez cały czas, trzymałem ją za rękę i...- zatrzymałem się. -I nic. Dosłownie. Jakby jej nie było.- ostatnie zdanie wypowiedziałem cicho.
-Musimy czekać, niestety. Teraz tylko to nam zostało.- przetarł swoją zmęczoną twarz, Mike.
-Chodźcie.- kiwnął głową w stronę wyjścia, Jake. -Katy musi wyzdrowieć, ma tutaj dobrą opiekę, a my teraz musimy wrócić do dziewczyn. -wiedziałem, że ma tą cholerną rację, ale za nic nie chciałem jej zostawić.
-Luke..- zaczął Mike, wiedząc, że nie chcę stąd wychodzić. -Musimy im to przekazać, a ty wiesz najwięcej.- przekonywał mnie.
-Dobrze, ale jutro z rana tu wrócę.- spojrzałem przez szybę, jednak ciało Katy zasłoniła mi ta pielęgniarka, która podłączyła jej już kroplówkę. -Wrócę do ciebie.- powiedziałem, patrząc dalej w tamtą stronę. Po chwili biorąc się trochę w garść, ruszyłem za chłopakami, wiedząc, że tak trzeba.
 
 
 
Justin's POV:
 
 (czas- jeszcze przed finałem, Katy z Justinem rozstali się pod jej mieszkaniem)
 
Pożegnałem się z Katy, wyglądała tak uroczo, kiedy się złościła, szkoda tylko, że nie wiedziałem na co. Tak nagle straciła humor. Tłumaczyłem sobie, że to wszystko przez to, że dzisiaj miał być ten cały finał. Martwiłem się o nią i tak naprawdę to najbardziej chciałem pójść tam z nią i ją bronić przed spojrzeniami wszystkich dupków z podziemia. Rzuciłem ten cały swój plan w momencie, w którym uświadomiłem sobie, że naprawdę ją kocham. Kiedy całe te gówniane występy się skończą, wszystko jej wyjaśnię. Zdaję sobie sprawę, że moja grupa mnie znienawidzi, ale nie dbam o to, bo ona stała się dla mnie najważniejsza w tak krótkim czasie. Mało kto to rozumie, ja sam bym tego nie zrozumiał jeszcze kilka miesięcy temu, ale nie teraz. Teraz jestem zakochany, ona sprawia, że wariuję i z każdą sekundą pragnę jej bardziej. Nigdy nie czułem czegoś takiego do dziewczyny i mam zamiar to wykorzystać i starać się jak tylko mogę, żeby jej nie stracić. Naprawdę ją kocham. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko dzieje się tak szybko, że byłem dla niej dupkiem, ale chcę to zmienić. Wcześniej odrzucałem od siebie wszystkie możliwe uczucia, nie chciałem się przyznać przed samym sobą, że ona coś dla mnie znaczy. Brałem pod uwagę tylko ten cholerny plan, na którym teraz w ogóle mi nie zależy. Nie chcę mieć udziału w takim chorym oszustwie, bo pieniądze to nie wszystko. Jeśli Ryanowi aż tak zależy na wygranej, niech poszuka sobie innego przyjaciela, bo ja nie mam zamiaru już wpieprzać się w życie innych i robić tam bałaganu. Mam  tego dość i chcę skupić się na swojej dziewczynie, która jest warta mojego czasu. Wiem, że jest cudowna i też mnie kocha, a ja na nią nie zasługuję, ale będę starać się być ciągle lepszy.
Bo ona jest tego warta jak cholera.



Wsiadłem do samochodu, ruszając z piskiem opon. Było po dwudziestej, finał miał się zacząć za niecałe dwie godziny. Mój zespół był przekonany, że ja dalej kontynuuje to chore gówno, że zatrzymam Katy i ona ze swoją grupą wylecą, ale nie.. Nie ma szans. Nie są oni dla mnie tak ważni jak ona, nigdy nie byli. Jedynie szkoda mi Ryana, on się w tym wszystkim pogubił. Znamy się tyle lat, a on pozwolił się wciągnąć cały w to gówno. Ja też prawie się w tą wkręciłem, ale na szczęście pojawiła się Katy, która pokazała mi, że pieniądze, władza i rywalizacja to nie wszystko. Jest jeszcze coś takiego jak miłość i przygoda, którą mam zamiar z nią przeżyć. Może pierdole teraz jak jakaś pizda, ale takie jest życie. Wszyscy ludzie na świecie chcą być kochani, a to, że to od siebie odrzucamy jest tylko chwilowe. Nie da się oszukać samego siebie, możemy odrzucać od siebie swoje uczucia, ale w końcu wybuchniemy.
Zerknąłem na wyświetlacz swojego telefonu.
-Alexis..- jęknąłem niezadowolony widząc wiadomość od tej suki.
 
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, a później się zabawimy.
 
wysłano: 20:34
 
Czy ona kiedyś da mi pieprzony spokój? Nic nie pójdzie zgodnie z planem, bo cały ten plan rzuciłem. Wiem, że ona tego nie rozumie, bo nie jest nic warta i jej jedynym zajęciem jest puszczanie się. Katy taka nie jest. Ona potrafi poprawić mój humor w kilka sekund. Jej jeden uśmiech sprawia, że mam lepszy dzień, jednak martwiła mnie jej przeszłość. To jak bała się szybkiej jazdy i to jak mówiła o całym tym wypadku.. Wielu rzeczy się bała..
Chciałem pokazać jej, że przy mnie może być spokojna, taka bezpieczna. Nie chciałem, żeby bała się ludzi i żeby tak przejmowała się tym całym podziemiem. Gdybym tylko mógł ją z tego wyrwać, pokazać jej, że jakoś sobie poradzimy bez zarabiania pieniędzy na czarno.
Zawsze możesz jej to pokazać, Justin. Możesz udowodnić jej, że przy Tobie wszystko będzie lepsze.- podpowiedział mi głos w mojej głowie. Taki właśnie miałem zamiar.
Olałem kompletnie tą żałosną wiadomość od Alexis, nie miałem zamiaru rozmawiać z tą skończoną suką. Żałowałem każdej chwili spędzonej z nią. Zaparkowałem samochód i wyciągnąłem kluczyki od swojego domu. W głowie miałem ciągle brunetkę. Myślałem o jej pięknych oczach, cudownym uśmiechu i wszystkim, co było jej. W duchu gratulowałem sobie, że to właśnie mnie nazywa swoim chłopakiem, nie wierzyłem, że aż tak mi się poszczęściło. Zawsze życie dawało mi w kość, jednak ona była tym, co mi się udało. Zatrzymałem się przy barku pełnym alkoholu. Obróciłem kilka razy w dłoni napełnioną szklankę, myśląc poważnie nad tym. Za kilka
-Nie dzisiaj.-pomyślałem. Za kilka godzin mam zamiar odebrać ją z finału. Zdaje sobie sprawę, że przeze mnie moja grupa zostanie zdyskwalifikowana, ale naprawdę o to nie dbam. Chcieli oszukiwać, dałem się w to wciągnąć, ale teraz gówno mnie to obchodzi. Kiedy nie ma chociaż jednego członka zespołu- drużyna od razu wypada. Cieszyłem się, że dam im nauczkę i może coś do nich dotrze, bo do mnie dotarło. Wiedziałem jak to jest przegrywać, ale często byłem zwycięzcą. Uczucie tego jak stajesz na podium było nie do opisania, ale wcale nie równało się z uczuciem bycia z dziewczyną, którą darzy się takim potężnym uczuciem. Wyciągnąłem telefon, próbując się do niej dodzwonić. Wiedziałem, że się szykuje i tak dalej, ale byłem pewny, że uda jej się ode mnie odebrać, jednak kilka połączeń i nic. Cisza. Zaczynałem się powoli martwić, ale później przypomniałem sobie, że jej grupa nie odchodzi od niej nawet na krok, bo jest na to wszystko najmniej odporna. Cieszyłem się, że ma takich przyjaciół, jednak nie dało się ukryć mojej zazdrości. Ten cały Luke zachowywał się jakby coś do niej miał. Głupie teksty, odwożenie pod sam dom i dzwonienie z kontrolą czy wszystko w porządku było moją rolą, nie jego. Niech sobie lepiej to przyjmie do serca, bo może być z nim źle. Zastanawiałem się też nad tym w jaki sposób ona chce im o nas powiedzieć, ale byłem pewny, że razem to obgadamy i podejmiemy jakąś słuszną decyzje. Jeszcze kilka godzin, a ona będzie tylko moja. Będziemy mogli ponownie leżeć w łóżku i rozmawiać na każdy możliwy temat. Ona była dziewczyną, którą mogłem traktować jak swoją przyjaciółkę i kobietę swojego życia w jednym. Dziwiło mnie to w jaki sposób wszystko się u mnie zmieniło. Traktowanie dziewczyny tak poważnie nie należało do moich zwyczajów, ale cóż. Mówią, że kobiety potrafią nieźle zawrócić w głowie, prawda? Godziny mijały, a ona dalej nie odbierała. Ignorowałem natarczywe połączenia od Ryana i innych członków swojej grupy. Nie chciałem z nimi teraz rozmawiać, bo to nie był czas na pieprzone tłumaczenia. Ryan tak się w to wszystko wciągnął, że mimo, że przyjaźnimy się od lat, wątpię, żeby zrozumiał tą sytuację. Nigdy nie czuł niczego poważnego do dziewczyny, tak jak ja wcześniej. Liczą się dla niego tylko imprezy i dobre sumy, więc o czym my w ogóle mówimy? U niego nie istnieje coś takiego jak miłość, nie oszukujmy się. Jedno połączenie, drugie, piąte, dziesiąte i nic. Nie odbierała. Zdenerwowany ruszyłem do swojego samochodu, coś w moim brzuchu wywijało co kilka minut podwójne fikołki ze stresu. Martwiłem się. Martwiłem się jak cholera.
Odpaliłem samochód i przekraczając prędkość, ruszyłem w stronę podziemia. Liczyłem, że chociaż tam się czegoś dowiem lub chociaż ją znajdę. Skupiony na drodze, jęknąłem kiedy moje myśli przerwał telefon. Spojrzałem na ekran z nadzieją, jednak to był tylko Ryan.
-Czego?- warknąłem do słuchawki, mając w dupie go i nasze sprawy.
-Gdzie ty kurwa byłeś, jak Cię nie było, co?- syknął, wiedziałem, że jest wkurwiony.
-Nie mogłem tam być, chcesz coś jeszcze?- starałem się opanować nerwy.
-Poza tym, że zjebałeś cały plan i nawet nie raczyłeś się tam pojawić, wszystko kurwa spoko!- darł się mi do słuchawki.
-Miałem ważniejsze sprawy na głowie.- rzuciłem, uchylając okno i wypuszczając przy tym gęsty dym z fajki.
-Jest coś w ogóle ważniejszego od finału? Jest coś ważniejszego od planu, który był genialny, a Ty odpuściłeś tak łatwo tej suce?- jego głos był przepełniony nienawiścią. Sposób w jaki mówił o Katy, doprowadzał mnie do szału, miałem ochotę mu tylko za to wyjebać.
-Nie mów tak o niej, kurwa.- wycedziłem przez zęby, czując jak złość bierze nade mną górę.
-Oh, popatrzcie kurwa, Bieber się zakochał.- zaśmiał się. -Ciekawe czy twoja ukochana z tego wyjdzie.- rzucił krótko i się rozłączył.
Przepełniony złością uderzyłem z całej siły w kierownicę. Wyprzedzałem auta na nowojorskich drogach, słysząc za sobą jedynie trąbienie zdenerwowanych kierowców.
-Pierdolcie się.- wysyczałem, kierując się do mieszkania tego pieprzonego idioty. 
**
W kilkanaście minut znalazłem się pod jego drzwiami. Nie dbałem dosłownie o nic, znałem go i wiedziałem, że imprezuję. Nie starając się nawet zapukać, wparowałem do jego mieszkania, rozglądając się na boki. Ryan siedział na kanapie, a wokół niego tańczyło przynajmniej pięć dziwek.
-Wypierdalać, koniec imprezy.- warknąłem, zbliżając się do chłopaka. Jego zdezorientowana mina aż mnie rozśmieszyła. Dobrze wiedział do czego jestem zdolny, ale pewnie nie spodziewał się, że dotrę do niego w tak szybkim czasie. Pól nagie kobiety, wyleciały z mieszkania, zbierając po drodze swoje dziwkarskie ubrania. Podszedłem do niego, moje mięśnie były napięte, adrenalina wystrzeliła w moich żyłach i oczywiście poddałem się złości.
-Co miałeś kurwa na myśli, mówiąc, że ciekawe jest to czy z tego wyjdzie.- krzyczałem, podnosząc go za szmaty do góry.
-No popatrz, w podziemiu nie było po tobie śladu, ale tutaj stawiłeś się w kilka minut.- zaśmiał mi się prosto w twarz, przez co straciłem kontrolę. Wymierzając pięścią w jego twarz, również zaśmiałem mu się ironicznie, ściągając z jego twarzy ten głupkowaty uśmieszek.
-Lepiej się pośpiesz.- zagroziłem mu, moja szczęka zaciskała się z nerwów.
-Nic.- wzruszył obojętnie ramionami, nie był świadomy tego ile ona dla mnie znaczy. -Jest słabą suką, to tyle.- w jego oczach wybuchło rozbawienie. Był naćpany. Przez to jak ja nazwał, ponownie straciłem kontrole, popchnąłem go na ścianę, kucając po chwili przy jego obolałym ciele.
-Masz kilka sekund, jeśli nie powiesz gdzie jest i co się z nią stało, skończę z Tobą.- wycedziłem, podnosząc go ponownie do góry. Zachwiał się na swoich nogach i kiedy na mnie spojrzał, wiedziałem, że uzyskam odpowiedź. Doszło do niego, że jestem śmiertelnie poważny.
-Nie dotrzymałeś słowa. Zjebałeś cały plan, a do tego nie pojawiłeś się tam gdzie powinieneś. Zespół nie mógł wystąpić przez twoje pieprzone sprawy, więc postanowiłem się odegrać.- patrzył pusto w ziemię. -Była słaba, co było widać już podczas jej występu, ja tylko pomogłem jej upaść, nie moja wina, że trafiła do szpitala.- zaśmiał się. Popchnąłem go ponownie z całej siły na ścianę i już w kilka sekund znalazłem się przy aucie. Dowiem się wszystkiego, a on zapłaci za to odpowiednią cenę, ale nie teraz. Ruszyłem i kierowałem się do szpitala, który znajdował się najbliżej od podziemia. Wszystko działo się tam, więc musieli zabrać ją właśnie tam gdzie myślę. Często tam trafiałem po jakiś bójkach, które kilka lat temu były u mnie na porządku dziennym. Biegłem prosto do środka, serce biło mi w niesamowitym tępię.
-Gdzie ona leży?- wydukałem będąc w szoku, ręce aż trzęsły mi się ze stresu. Nie mogłem znieść tego, że nie wiedziałem, co dokładniej się stało i w jakim jest stanie. Zjebałem, ponownie.. Powinienem być ciągle przy niej..
-Proszę się uspokoić.- powiedziała pielęgniarka, która stała przy biurku pełnym papierów. -Mogę prosić nazwisko?- spytała obracając się w stronę komputera.
-Jones. Katy Jones.- wydukałem, nie mogąc się uspokoić.
-Pokój dwieście trzydzieści na drugim piętrze.- powiedziała po chwili, pokazując dłonią stronę.
Wypuszczając powietrze, które na kilka minut wstrzymałem, biegiem ruszyłem na drugie piętro. Serce biło mi głośno, dłonie się pociły i nieprzyjemny ucisk w brzuchu dawał o sobie znać. Przegryzając zestresowany wargi, rozglądałem się za pokojem, w którym miała leżeć moja dziewczyna. Nie wiedziałem w jakim jest stanie, co dokładniej się stało i w sumie to... Nie wiedziałem nic. Chowając zrezygnowany dłonie do kieszeni, westchnąłem, wszystko wydawało mi się takie bezsensowne. Jak to mogło się stać? Katy była słaba? Nie wierzę.. Spuszczając głowę, myślałem jak znaleźć ten pieprzony pokój. Ten szpital był ogromny, a to zadanie wydawało się z każdą sekundą bardziej niemożliwe.
-Kochanie, gdzie jesteś.- powiedziałem cicho do siebie, a na swoim ramieniu poczułem czyjąś dłoń.
-Pomóc w czymś?- spytała mnie starsza ode mnie pielęgniarka.
-Szukam pokoju..- zacząłem, starając się zebrać swoje myśli. -Tam leży moja dziewczyna.- potarłem twarz.
-Jaki to pokój?- patrzyła na mnie współczującym wzrokiem. Zdawała sobie sprawę, że potrzebuję chwili, żeby pomyśleć. Najwidoczniej wyglądałem na naprawdę roztrzęsionego, bo kobieta stała cierpliwie przede mną.
-Pokój dwieście trzydzieści.- powiedziałem po chwili, na co ona jedynie kiwnęła głową i skręciła w prawo. Ruszyłem szybko za nią, rozglądając się dalej.
-Jest noc, nie powinnam Cię wpuszczać, ale myślę, że mogę przymknąć na to oko.- powiedziała stając przed właściwymi drzwiami. Posłałem jej jedynie blady uśmiech, dziękując za to i kiedy zostawiła mnie już samego, złapałem niepewnie za klamkę. Kiedy wszedłem do środka, poczułem się jakby ktoś wbił nóż w moje serce. Katy leżała przypięta do różnych urządzeń. Jej oczy były zamknięte, twarz blada i jedyne, co wyglądało tak jak zawsze to jej włosy. Ułożone w idealne fale przykrywały delikatnie jej policzki.
-Kochanie..- powiedziałem cicho, mając nadzieję, że się przebudzi.
-Jest nieprzytomna, nie wiemy, kiedy się obudzi.- powiedziała pielęgniarka, zaskakując mnie. -Przepraszam, ja tylko na chwilę.- powiedziała zajmując się kroplówką. Kiwnąłem głową, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą powiedziała. Nie odrywałem wzroku od swojej dziewczyny, która mimo swojego stanu była dla mnie najpiękniejsza.
-Co się stało, kiedy nie mogłem być przy Tobie.- po moim policzku spłynęły łzy. Sam nie pamiętałem, kiedy ostatnio płakałem, ale to było naprawdę dawno.
-Musisz się obudzić..- kręciłem głową, wtulając się w jej szyję. -Musisz, bo ja bez Ciebie nie dam rady.- mówiłem, a łzy same cisnęły mi się do oczu.
-Bez Ciebie jestem nikim, rozumiesz? Nie możesz mnie tak zostawiać. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile się zmieniło. Kiedy Cię poznałem dosłownie wszystko u mnie pozmieniałaś. Zmieniłaś nie tylko mnie, ale także moje nastawienie do wszystkiego. Pokazałaś mi, że można być szczęśliwym bez tego całego gówna. Nie potrzebuje niczego ani nikogo oprócz Ciebie, kochanie.. Tak strasznie nie mogłem się doczekać końca finału, chciałem wyjaśnić Ci to całe zamieszanie. Kłamałem swoich przyjaciół nawet przez telefon będąc u Ciebie, żeby tylko dali nam święty spokój, wiesz? Już w ogóle mnie nie obchodzi, co myślą.. Nie mogłem pilnować Cię podczas tego, bo nawet nie chciałem tam przychodzić. Nie chciałem rywalizować z dziewczyną, którą kocham. Tak, kocham Cię. Naprawdę, Katy.- powiedziałem, trzymając jej dłoń i patrząc to na jej twarz i na jej klatkę piersiową, która unosiła się spokojnie do góry, a po chwili opadała.
-Ty też mnie kochasz, prawda? Kochanie, powiedz, że mnie kochasz.- pocałowałem jej dłoń, a Holter* pokazał, że bicie jej serca przyśpieszyło.
 
~*~

 
Kochani, dodaję ten rozdział ze względu na to, że was kocham i to chyba tyle, bo ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem, trochę mnie zawiodła, przyznaję..
Liczę, że zepniecie tyłki i przyjmiecie wyzwanie:
 
Jeśli ten rozdział będzie miał 50 komentarzy, a tutaj na pewno jest tylu czytelników- rozdział następny dodam bardzo szybko, bo mnie ogromnie zmotywujecie.
Nie chcę was zmuszać do komentowania, ale wy naprawdę nie zdajecie sobie sprawy, jak to co piszecie poprawia mi humor. Jeśli wasz komentarz jest o tym, co wam się podobało w rozdziale, piszecie o tym, co najbardziej lubicie, co myślicie o tym jak zachowuje się Luke, Justin, co będzie z Ryanem- będę zadowolona.
Ja piszę rozdział kilka godzin, wiecie? Zastanawiam się czy będziecie zadowoleni i czy to ktoś w ogóle czyta. Nie wiem ile tak naprawdę mam czytelników, więc proszę- niech ten rozdział będzie takim, który skomentuje każdy! 
 
Justin również każe Ci to skomentować!
 
 
 
 
*Holter to jest urządzenie służące do całodobowego monitorowania rytmu serca.
much love <3









 


wtorek, 23 grudnia 2014

16. Final.








Katy's POV:




Przywitałam się z przyjaciółmi, przyklejając przy tym sztuczny uśmiech na twarz. Nie chciałam głupich pytań, nie chciałam się nikomu zwierzać. Sama ledwo potrafiłam złożyć swoje myśli w jakąś sensowną całość. Wszystko wyparowało, szczęście i nadzieja na lepsze jutro poszły się jebać. Jeszcze kilka godzin temu, gdyby ktoś powiedział mi jak będzie.. nie uwierzyłabym. Szczypałam skórę na swoim udzie i powtarzałam "To tylko zły sen, przecież wszystko będzie dobrze. Obudź się, Katy." i nic. Nie obudziłam się, nic nie było dobrze i to wcale nie był sen. To pieprzona rzeczywistość, życie, które nigdy nie traktowało mnie ulgowo. Zawsze miałam problemy, a najczęściej w sprawach sercowych. Zawsze byłam najgorsza i zawsze to na mnie Bóg testował najgorsze scenariusze. Nienawidzę swojego życia. Przegryzłam wargę, byłam dosłownie wściekła. Chciałam krzyczeć, a następnie rzucać wszystkim, co znajdowało się obok. Chciałam obserwować jak szkło pęka wokół mnie... Pęka tak jak ja pękłam w momencie, w którym to usłyszałam.. Nie wierzyłam w to, co on zrobił, bynajmniej nie chciałam wierzyć. Nie można mnie tak okłamywać, nie można patrzeć komuś w oczy i mówić, że się go kocha! NIE MOŻNA.
Jak on mógł to wszystko zniszczyć, stworzyliśmy swoją bajkę, historię, w której zamykałam tylko jego, swój świat. Nienawidzę go. Nienawidzę... Pokręciłam głową, a po moich policzkach spłynęły łzy, schowałam twarz we włosach, naprawdę nie chciałam, żeby ktoś pytał, co u mnie i jak się z tym czuję. Zdawałam sobie sprawę, że moi przyjaciele się martwią i naprawdę jestem im wdzięczna za to, że są przy mnie mimo wszystko, ale potrzebowałam spokoju. Jadę na ten pieprzony finał tylko ze względu na nich. Chcę tam pójść i chcę zepsuć ten cały jego plan. Wykorzystał mnie, nie mam zamiaru się tak łatwo poddać i wyjść na ofiarę tej całej gry. Zastanawiałam się w jak brutalny sposób chciał zatrzymać mnie przed występem. Chłopak, którego oczy kochałam i oddałam się mu cała jeszcze kilkanaście godzin temu, jest oszustem. Pieprzonym oszustem, w ogóle nie obchodzi mnie to, że zatrzymałby mnie przed głupim występem. Nie dbam o to, gówno mnie obchodzi czy to wygramy. Chodzi tylko o jedno. On mnie tym zniszczył. Nie pomyślał, że jestem człowiekiem, że mam uczucia i że tym całym udawaniem może doprowadzić do tragedii. Uwierzyłam w to co mówił, to wydawało się wiarygodne i naprawdę byłam szczęśliwa. Byłam gotowa na to, żeby oddać mu całą siebie,
a on to wszystko zepsuł. 
Ciągnęłam za swoje włosy dyskretnie, próbując przy tym zadać sobie ból. Nie chciałam tego, nie chciałam, żeby Katy sprzed kilku lat wróciła. Justin był jedyną osobą, która poprawiała każdy mój dzień, tylko on wiedział jak sprawić, żebym zapomniała o wszystkim, co w moim życiu złe. Niestety teraz on zaliczał się do tych złych przygód.
-Wszystko w porządku?- spytała Nicole, wycierając łzę z mojego policzka. W jednej chwili poczułam na sobie spojrzenia wszystkich swoich przyjaciół, od razu zadrżałam i jedynie wymusiłam blady uśmiech. 
-Tak, dlaczego pytasz?- udawałam głupią.
-Oh, Katy przecież wszyscy to widzimy.- wskazał no moje mokre policzki, Jake. Otarłam zmieszana łzy ze swojego policzka i zamrugałam energicznie, próbując w ten sposób pozbyć się ze swoich oczu smutku, co było niestety niemożliwe.
-Wybaczcie, wiecie, że zawsze przejmuję się tymi finałami.- powiedziałam i szybko przełknęłam ślinę, myśląc nad kolejnym kłamstwem. -Nie znoszę tej rywalizacji, to dla mnie spora presja i po prostu czasami mam tego dość, stąd te łzy.-dodałam na jednym tchu.
Wszyscy w samochodzie przyglądali mi się uważnie, dopiero po chwili westchnęli cicho i zajęli się sobą. Jedynie Jake spojrzał na mnie, szukając w tym wszystkim kłamstwa. Zatrzepotałam rzęsami, które były posklejane przez słone łzy. Brunet był kiedyś bardzo zraniony, dziewczyna, która była dla niego całym światem oszukała go, zdradziła i zostawiła. Patrzył na mnie podejrzliwie, nie mogłam znieść tego jak mi się przeglądał, więc odwróciłam głowę w drugą stronę. Chłopak naprawdę mnie zaskoczył, oplótł mnie opiekuńczo ramieniem jak starszy brat i przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego ramię i cicho pociągnęłam nosem. On jedynie pogłaskał mnie po głowię i czułam, że się domyślił. On wiedział. Zdawał sobie sprawę, że te łzy nie są spowodowane jakimś głupim podziemiem, rozumiał mnie i dziękowałam mu w duchu, że o nic nie pytał. Po prostu był, jak prawdziwy przyjaciel. Gdy zatrzymaliśmy samochód na tyłach tego dobrze znanego mi budynku, coś mnie tknęło. Nagle nogi odmówiły posłuszeństwa, ręce zaczęły drżeć, a coś w brzuchu nieprzyjemnie się wykręciło. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na Luke'a który stał teraz z dłońmi w kieszeniach. Jego kciuki wystawały, co wyglądało cholernie dobrze. Ale to dalej nie był Justin, mam rację?- dogryzł mi złośliwy głos w moje głowię. Przyjaciel zorientował się, że naprawdę nie chce tam iść, więc podszedł do mnie i obejmując mnie, dosłownie pociągnął mnie w stronę drzwi. Przewróciłam jedynie dyskretnie oczami i cicho westchnęłam. Naprawdę się bałam.
Przełknęłam głośno ślinę, wchodząc do środka gorące powietrze, zapach alkoholu i narkotyków uderzył nas w twarz. Muzyka jak zwykle była za głośna, a pijanych ludzi nie dalibyśmy rady zliczyć. Przewróciłam oczami ponownie, czując na sobie spojrzenia innych osób. Luke prowadził mnie za kulisy, tam mieliśmy przygotować się do finału. Finału, w którym Justin chciał wygrać, oszukując i wykorzystując mnie przy tym. Byłam naiwną idiotką, nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się stało. On tak po prostu udawał, kłamał, wszystko zaplanował, a ja uwierzyłam jak mała dziewczynka. Byłam zaślepiona, nie widziałam w nim tego chłopaka, o którym szeptało same negatywne rzeczy, pół miasta. Widziałam w nim Justina, który ma najcudowniejsze oczy. Justina, którego kocham i który potrafi kochać.. Pojedyncza łza bezsilności spłynęła bezbronnie po moich policzku.
To wszystko to były kłamstwa. Kłamstwa, które złamały moje serce i
 nie wiem czy jest możliwość zebrania go do całości. Przegryzłam nerwowo wargę zdając sobie sprawę, że ten sam chłopak, z którym dzisiaj rano brałam prysznic jest gdzieś w tym budynku. Obraz jego słodkiego wyrazu twarzy przemknął mi przed oczami, pokręciłam głową próbując odrzucić od siebie każdą myśl związaną z nim. Niestety nie potrafiłam. Nie mogłam tak po prostu go wymazać po tym wszystkim, on stał się ważny dla mnie w tak cholernie krótkim czasie. Nie mogłam uwierzyć, że wszystko obróciło się przeciwko mnie i ponownie będę tą samą smutną Katy. Byłam dziewczyną z czerwonymi oczami od płaczu.. dziewczyną, która zerkała na swoje nadgarstki ozdobione bliznami sprzed kilku lat. To właśnie przez Justina, ta beznadziejna część mnie wróci, a raczej wróciła. Wszystko dosłownie się zawaliło. Chciało mi się śmiać z czystej bezsilności, niby w jaki sposób wszystko mogło się tak zmienić? Justin kłamał, oszukiwał mnie przez ten cały czas, a ja tego nie zauważyłam, pokochałam go. Jak mogłam sobie to zrobić.. Powinnam wyrzucić go ze swojej głowy już od razu, przecież słyszałam o nim tyle złych rzeczy. Dlaczego się w to wpakowałam?
Katy, zakazany owoc smakuje najlepiej, pamiętasz?
Nie chciałam pamiętać tych wszystkich złych rzeczy, które mi się przytrafiły w przeszłości...
 Taylor, wypadek, rodzice, mój brat i moja ucieczka.. 
Chciałam o tym wszystkim zapomnieć, dosłownie wymazać to jak jakiś nieudany rysunek. Do tej długiej listy moich niepowodzeń życiowych, już w swojej głowie dopisałam "Justin". Wierzchem dłoni wytarłam swój mokry policzek, pociągnęłam nosem i chowając twarz w dłonie, policzyłam do dziecięciu. Po chłopaku nie było ani śladu, ale wiedziałam, że będzie mnie szukał, w końcu sam powiedział "Dopilnuje, żeby nawet nie doszła na scenę". Jęknęłam smutno, siadając przed toaletką za kulisami. Muzyka grała, słyszałam doping tancerzy, a adrenalina rosła. Wiedziałam, że wszyscy na to czekają. Każdy przyszedł tu, żeby oglądać zaciętą bitwę. Bitwę na taniec. Takie bitwy między zespołami kończyły się różnie. Większość sobie myśli "przecież to tylko taniec" w sumie może i tak, ale nie w podziemiu. Tutaj każdy walczy o uznanie, pieniądze i sławę. Praktycznie każdy chciał to mieć i był gotów zrobić wszystko, żeby osiągnąć swój cel. Gra między zespołami była nieczysta. Mało kto był na tyle odważny, żeby zmierzyć się tylko i wyłącznie pokazując swoje zdolności. Większość grup napadała na siebie, urządzała jakieś żenujące bójki lub tak jak Justin.. snuł plan zdyskwalifikowania przeciwników. Osobiście uważałam to za chore, moja grupa nigdy nie pogrywała w ten sposób, a mimo to, często wygrywaliśmy. Całe gówno w podziemiu zaczęłam tylko i wyłącznie przez brak pieniędzy, zostałam sama, bez pomocy rodziny i musiałam dać sobie radę. Okropnie żałuję, może gdybym nigdy nie odwiedziła podziemia to nie poznałabym Justina. To byłoby mniej bolesne.- pomyślałam i poprawiłam swoje włosy.
Pociągnęłam ostatni raz eyelinerem po swojej powiece i zatrzepotałam rzęsami. Przyglądałam się sobie dokładnie, szukając jakiś niedoskonałości. Westchnęłam zamyślona i obróciłam się za siebie. Siedziałam sama przy toaletce, reszta grupy szykowała się w swoich garderobach. Jedynym plusem podziemia były dobre warunki, ale co tu się dziwić, skoro ludzie tutaj mają tyle pieniędzy. Na czarno zarobionych pieniędzy, oczywiście. Przegryzłam wargę, byłam świadoma, że każdy w tym momencie może tutaj wejść, zatrzymać mnie, zrobić mi krzywdę.. Tak, zdecydowanie się bałam. Starałam się zachować chociaż odrobinę spokoju, zerknęłam na swój telefon, żeby sprawdzić godzinę. Było piętnaście po dwudziestej pierwszej. Miałam trochę czasu, więc postanowiłam wrócić na miejsce naszej grupy, żeby zacząć się rozgrzewać. Otworzyłam niepewnie drzwi i wychodząc, ruszyłam w stronę sali treningowej. Słyszałam muzykę i krzyk ludzi, którzy bawili się na największej sali. To właśnie tam miał odbyć się finał, a od tego dzieliło mnie jeszcze kilkanaście minut.
Ciągle czułam się obserwowana.
Przepychając się przez inne grupy, które posyłały mi złowrogie spojrzenia szłam w kierunku bardziej bezpiecznego miejsca. Wiedziałam, że jestem skończoną idiotką, ponieważ już dawno powinnam o planie Justina powiedzieć swoim przyjaciołom, ale nie mogłam. Nie potrafiłam się przyznać, że przez ten cały czas, w którym dla nich nie było miejsca byłam z nim. Z chłopakiem, który kłamał w żywe oczy, zrobił mi nadzieje i pozwolił ponownie się zakochać. Po całej nieprzyjemnej historii z Taylorem, którą kiedyś może poznacie, zwątpiłam w miłość. Dosłownie zwątpiłam w to, że kiedykolwiek będę zdolna kochać, uśmiechać się z byle jakiego gestu i czuć stado wybuchających w moim brzuchu motyli. Naprawdę w to nie wierzyłam, a później pojawił się Justin. To z nim uśmiechałam się ciągle, pokochałam bardzo szybko, a motylki odczuwałam na samą myśląc o nim. Wszystko, co czułam do niego było potężne, ważniejsze i lepsze od moich wcześniejszych historii. Aż wstyd się przyznać, ale ja wierzyłam, że on jest tym jedynym, że jest moją prawdziwą miłością. Pomyliłam się. Bo wszystko to była jedna wielka scena, w której zagrałam główną rolę. Jedno wielkie oszustwo, w które dałam się wkręcić. Jednak jedno trzeba mu przyznać.. Był dobrym aktorem, bo uwierzyłam we wszystko. Nawet smutek i żal w jego oczach podczas naszych kłótni był wiarygodny.. Pokręciłam głową nie wierząc, że to wszystko się tak potoczyło, że on jest gdzieś tu i liczy, że mnie zatrzyma, wygra ogromne pieniądze i zostawi moją żałosna osobę jak zabawkę, która tylko pozwoliła mu osiągnąć jakiś chory cel. Wytarłam szybko kilka łez, które bezsilnie spłynęły po moich policzkach i przyśpieszyłam. Czułam jakby wszystko wirowało, dosłownie. Zakręciło mi się w głowię, przez chwile nie mogłam złapać powietrza, więc oparłam się o ścianę i prawie nieprzytomna zjechałam po niej na podłogę. Ludzie mijali mnie, zajęci sobą i przepełnieni nienawiścią. Nie obchodziło ich nic poza czubkiem własnego nosa, to pieprzeni egoiści. Schowałam twarz w dłonie, dysząc z gorąca. Wszystko w kilka sekund stało się niewyraźne, nie słyszałam już muzyki, krzyków ani żadnych rozmów. Słyszałam tylko jego głos. Słyszałam wyraźnie każde słowo, przypomniał mi się cały ten dzień. Dzień, który zostanie w mojej pamięci do końca.


*flashback*

Czułam jak mi się przyglądał i czułam to jak bardzo mnie pragnął, bo miałam tak samo z nim. Chłopak schował pojedynczy kosmyk moich włosów za ucho i mruknął bardzo cicho.
-Kocham Cię, Katy.- wyszeptał nie chcąc mnie obudzić. Zamarłam. Wiedziałam, że byłam dla niego ważna i on również wiedział kim był dla mnie, ale pierwszy raz wypowiedział te dwa słowa na które tak czekałam. Kąciki moich ust mimowolnie się uniosły ku górze, udawanie się skończyło, nie potrafiłam już powstrzymać tego jak szczęśliwa byłam. Pierwszy raz usłyszałam, że mnie kocha i mimo, że myślał, że śpię- to nie miało znaczenia. Wiedziałam, że to było naprawdę szczere, mówił dokładnie co czuję, Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, był zdziwiony, otworzył delikatnie swoją buzię i cicho jęknął uświadamiając sobie, że udawałam. W jego oczach dominowało szczęście, jednak po dłuższej chwili ciszy, nasze spojrzenie stało się bardziej intensywne. W jego karmelowych tęczówkach błysnął jakiś znak niepewności. Byłam pewna, że bił się z myślami. Szepnął, że mnie kocha, słyszałam to i nie odpowiedziałam. Poprawka- jeszcze nie odpowiedziałam. Położyłam dłoń na jego rozgrzanym policzku i tak jak on wcześniej, przejechałam po nim delikatniej kciukiem.
-Ja Ciebie też kocham, Justin.- powiedziałam cicho, ale tak, że mógł usłyszeć wyraźnie każde słowo. W jego oczach ponownie zauważyłam mnóstwo iskierek szczęścia. Kąciki jego ust, na których głownie się skoncentrowałam, uniosły się. Chłopak przybliżył się do mnie jeszcze bardziej i odgarniając ponownie kilka moich kosmyków, musnął moje wargi.
 
*the end of flashback*


Jęknęłam cicho z czystej bezradności. Czas uciekał, a ja nie miałam sił się podnieść. Nigdzie nie widziałam żadnej przyjaznej, znajomej mi twarzy, więc byłam zdana na siebie. Pociągając nosem, starałam się podnieść. Brakowało mi sił, żeby w ogóle normalnie oddychać, więc nie było mowy o podniesieniu się. Pocierając kilkakrotnie swoje czoło wierzchem dłoni, westchnęłam smutno. Wszystko uderzyło we mnie z podwójną siłą. Uświadomiłam sobie co straciłam. Łzy spływały po moich policzkach cały czas, a ja nawet nie starałam się ich zatrzymać. Nie widziałam w tym sensu, nie miałam po co oddychać, nie miałam dla kogo. Straciłam go, on kłamał, a ja go kochałam mimo to. Byłam gotowa wskoczyć za niego w ogień, oddać mu wszystko, co miałam.. Słyszałam bicie swojego serca, które samo pewnie zastanawiało się dla kogo to robi. Nie miałam kochającej rodziny, przyjaciele też nie ucierpieliby bardzo gdybym odeszła, a Justin? Nie kochał mnie.
-Chcę umrzeć.- zaczęłam szlochać i zwijać się w kącie jakiejś starej sali, do której udało mi się doczłapać. Brzuch bolał mnie ze stresu, a myśli o tym wszystkim dosłownie zabijały mnie od środka. Czułam potrzebę zadania sobie bólu fizycznego, bo z psychicznym już nie dałabym sobie rady. Musiałam jakoś zapomnieć, skupić się na czymś innym. Ogarnęła mnie chora potrzeba, której nienawidziłam, bo ja po prostu.. po prostu nie chciałam już tu być. Nikt nie zrozumiałby tego jak się teraz czułam. Nikt nie wiedział jakim uczuciem go darzyłam. W całym Nowym Yorku znalazłam akurat jego i akurat on skradł moje serce. To brzmi tandetnie i może kiedyś ktoś o tym napisze książkę, ale wiecie co? W życiu przychodzi moment pustki. Możecie nie rozumieć o czym mówię, weźcie mnie za wariatkę, ale tak to była cholerna pustka. Nie widziałam sensu w podnoszeniu się z tej zimne ziemi, nie chciałam wycierać swoich łez i uśmiechać się, udając przy tym, że wszystko u mnie dobrze. On odszedłby gdyby tylko wykonał swoją robotę. Traktował mnie jak misję, pracę, którą musi odwalić, żeby zarobić. Zabawił się moim sercem, rozkochał w sobie, sprawił, że zaufałam mu bezgranicznie i po tym wszystkim chciał mnie zostawić. Robił to wszystko świadomy, że zostanę sama, bezradna, roztrzęsiona i co najgorsze.. ze złamanym sercem. Jakim potworem trzeba być, żeby tak postępować? Kręciłam głową nie chcąc pamiętać jego cudownych, karmelowych oczu, które patrzyły w moje. Zamknęłam swoje powieki, które zdawały się okropnie ciężkie, od zasłabnięcia dzieliły mnie sekundy, jednak ta sytuacja to przerwała. Serce prawie wyrwało się z mojej piersi, dłonie zaczęły drżeć, a oczy w kilka sekund napełniły się kolejnymi łzami.
-Cholera..- warknął pod nosem znajomy głos i podnosząc się z podłogi wytrzepał spodnie. Zadrżałam ze strachu niepewna i w ciemnym pomieszczeniu zauważyłam tylko jego. Chłopak wyciągnął w moją stronę rękę i przechylił głowę zdezorientowany. Już po mnie...
-Katy, co się dzieje.- Luke kucnął przy mnie, a ja wystraszona jak małe dziecko podczas burzy, wtuliłam się w niego i rozpłakałam jeszcze bardziej. Myślałam, że to Justin, że przyszedł po mnie i zostanę w tym ciemnym i zimnym pokoju sama..
-J-Ja nie pamiętam..-wydukałam i poczułam jak stoję, oczywiście z jego pomocą.
-Wiesz jak się martwiliśmy? Szukamy Cię od pół godziny, zaraz zaczyna się fin..-nie skończył, patrząc na moje dłonie. -To ty to zrobiłaś?-spojrzał smutno w moje oczy, po czym ponowie spuścił wzrok na zakrwawione piąstki.
Zakłopotana i smutna, spuściłam wzrok i zrobiłam krok, starając się złapać równowagę. Potrzebowałam jakiegoś bólu, chciałam zapomnieć i jedynym rozwiązaniem jeszcze kilka minut temu było uderzanie w ściany z całej siły.
-Przepraszam..-cicho powiedziałam.
-Nie przepraszaj mnie.- powiedział i dając rękę pod moje kolana podniósł mnie i ruszył za kulisy sceny. Przegryzłam wargę czując ciepło, które od niego biło. Luke naprawdę mnie kochał, martwił się i był gotowy obronić mnie przed wszystkim. Kochał mnie, naprawdę to robił.. Nie kłamał i nie chciał dla mnie źle, a mimo wszystko moje serce należało do tego dupka.
-Musimy wypisać się z tego całego gówna.- powiedział surowo Luke, kiedy moi przyjaciele zmartwieni kucnęli tuż przy moim drobnych, zziębniętym ciele.
-Oczywiście, idę załatwić to z organizatorami.- powiedział Mike, biorąc się do roboty.
-Dobrze, ja zajmę się odwołaniem efektów specjalnych.- pośpieszyła Lily.
Siedziałam cicho na czarnej kanapie, patrząc jak ludzie, którym naprawdę na mnie zależy odpuszczają coś tak ważnego dla mnie i mojego zdrowia. Posłali mi pocieszające spojrzenia i zaczęli wszystko odwoływać. Wzruszona tym, co dla mnie robią podniosłam się, odzyskując trochę siły.
-Nie.- powiedziałam stanowczo.
-Co nie?- powiedzieli w tym samym czasie, patrząc na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
-Nic nie odwołujemy, rozumiecie? Nie po to tyle pracowaliśmy i do tego..- Luke nie dał mi skończyć.
-Nie, Katy. Nie ma szans, żebym pozwolił Ci wyjść na scenę, ledwo stoisz na nogach!- krzyknął przejęty całą sytuacją. Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego torsie.
-Kochasz mnie?- spytałam i zauważyłam od razu jak się spiął.
-Kocham.- odpowiedział bez chwili zastanowienia.
-To proszę zaufaj mi.- powiedziałam błagalnym tonem. Widziałam w jego oczach smutek, strasznie się martwił, ale musiał mi zaufać. Ja nie mogłam pozwolić na to, żeby cała nasza praca poszła na marne. Nie chciałam, żebyśmy odpuścili i tak po prostu się poddali, a to wszystko przez Justina. To przez niego zrobiło mi się słabo i to przez niego straciłam siły, jednak nie chciałam się poddać. Po prostu nie mogłam na to pozwolić, to nie mogło się tak skończyć. Luke wypuścił głośno powietrze, które wcześniej wstrzymał i spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, jednak wiedziałam, że nie przyszło mu to łatwo.
-Dobrze. Przygotujcie się, zaraz zaczynamy.- wydał rozkaz, a ja wtuliłam się w niego, dziękując za to, co właśnie dla mnie zrobił.
-Jeśli będzie coś nie tak, po prostu się zatrzymaj i zejdź ze sceny, dobrze? -mówił pocierając moje plecy. -Musisz mi to obiecać.- powiedział i brzmiał jakby miał się zaraz rozpłakać. Martwił się.
-Obiecuję.- posłałam mu blady uśmiech, a on pocałował mnie jak starszy brat w czoło. Dziewczyny zaczęły szybko poprawiać mój makijaż, ciuchy, które miałam na sobie były czyste mimo tego, że leżałam na podłodze dobre czterdzieści minut.
-Gotowa?- spytała Lily, patrząc na mnie z Nicole.
-Wydaję mi się, że tak.- przegryzłam nerwowo wargę, przeglądając się swojemu odbiciu. Ubrałam strój, który wcześniej całą grupą wybraliśmy. Każdy z nas miał swoje ciuchy, które miały się w jakiś sposób wyróżniać. Ja ubrałam czarną, koszykarską bluzkę, krótkie spodenki i do tego wybrałam swoje ulubione timberlandy. Włosy ułożyłam w idealne fale.
-Wyglądasz cudownie.- powiedziała Nicole z uśmiechem.
-Wy również tak wyglądacie. - posłałam im delikatny uśmiech i przytuliłam swoje przyjaciółki.
-Dziewczyny zaczynamy.- powiedział Mike, stojąc w drzwiach.
Ruszyłyśmy za brunetem, oddychałam ciężko zestresowana. Gdyby nie to, że zasłabłam i Luke jakoś mnie znalazł, Justin pewnie zamknąłby mnie w tym okropnym pomieszczeniu. No chyba taki był plan, prawda?
Stanęliśmy koło siebie. Ja, Luke, Nicole, Jake, Mike i Lily. Moja grupa. Moi najlepsi przyjaciele, którzy byli zawsze i mimo wszystko. Wykonaliśmy między sobą te dziwne okrzyki, które miały chyba przynosić nam szczęście. Dalej źle się czułam i nie miałam dalej siły, rany na pięściach aż prosiły się o jakieś plastry i w sumie jedyne o czym marzyłam to długi sen. Kręciło mi się w głowie, jednak nie mogłam się poddać. Nie chciałam, żeby nas zdyskwalifikowali, bo to pozwoliłoby Justinowi wygrać. Chwiejnym krokiem weszłam na scenę. Wszystkie reflektory błądziły po naszych ciałach, widziałam jedynie cienie ludzi z widowni, wszyscy wpadli w szał, alkohol wziął nad nimi górę. Słyszałam dziwne westchnięcie i wiązankę przekleństw zza kulis. Możliwe, że była to grupa Justinie, niesamowicie zdziwiona i rozczarowana tym, że jego plan się nie powiódł. Ups?
Zacisnęłam pięść i syknęłam z bólu, jednak po chwili ustawiłam się we właściwym miejscu i próbując się ogarnąć, zacisnęłam zęby i przypomniałam sobie słowa mojego ojca sprzed kilku lat. On mnie nienawidził.

*flashback*


Skuliłam się na swoim łóżku, przepełniona żalem, smutkiem i strachem. Słyszałam jego kroki, zdenerwowany chodził po domu szukając mojego młodszego brata. Płakałam głośno, trzęsłam się i dosłownie czułam jak wariuję. Chowając głowę pod poduszkę, próbowałam złapać oddech. Po kilku minutach on wpadł w jeszcze większy szał. Dosłownie wleciał do mojego pokoju, rzucając wszystkim po ścianach. Kawałki szkła z ramek, w których były nasze rodzinne zdjęcia, znajdowały się dosłownie wszędzie. Ojciec uderzył w ścianę obok mojego łóżka, krzycząc przy tym rzeczy, których nie chciałam słyszeć.. Naprawdę nie chciałam..

-Jak mogłaś, suko!- krzyczał patrząc na mnie. Płakałam coraz głośniej, nie wierząc w to jak wszystko zepsułam i jak ich zawiodłam.

-Nienawidzę Cię, rozumiesz? Powinnaś być na jego miejscu!- wykrzyczał mi w twarz, kiedy odrzucił poduszkę na bok. Patrzyłam na niego, bojąc się o to czy mi coś zrobi. Skulona, szlochałam modląc się, żeby to wszystko się już skończyło.

-Jesteś niczym, rozumiesz?! Nic w życiu Ci nie wyszło, nawet własnego brata nie potrafiłaś upilnować i co? Gdzie on teraz kurwa jest?!- krzyczał łapiąc mnie za ramiona, podnosząc w ten sposób do pionu. Zachwiałam się i w strachu wydukałam kilka razy jakieś żałosne przepraszam.

-Głupia suka! Jesteś za słaba, żeby udowodnić kiedyś, że jesteś coś warta!- wykrzyczał mi w twarz. Mój własny ojciec..

*the end of flashback*


Powstrzymałam łzy i jedyne, co po tym wspomnieniu pomyślałam to.. Tato, skoro uważasz, że jestem taka beznadziejna to patrz. Patrz jak ledwo stoję na nogach przez złamane serce, patrz na krew, która się sączy z moich dłoni i patrz gdzie jestem. Patrz jakie pieniądze zarabiam i gdzie tańczę. Spójrz, jestem w finale, a tuż obok mnie tancerze z całego pieprzonego świata. Dużo rzeczy mi nie wyszło, ale w tym nie jestem taka beznadziejna i mimo że ledwo stoję. Zatańczę. Dam radę.
Przegryzłam wargę, czekając na muzykę, dzięki, której ja i mój zespół mieliśmy pokazać innym naszą choreografię, naszą miesięczną, naprawdę ciężką pracę. Publiczność zaczęła skakać, wszyscy unieśli ręce w górę i zaczęli równocześnie odliczać do samego początku finału.
-Trzy... Dwa... Jeden... - krzyczeli, a po chwili w całym podziemiu rozbrzmiał długi gwizd, który oznaczał tylko jedno. Początek. Początek finału, w którym miałam dać z siebie wszystko, mimo tego jak się czułam. Nie obchodziło mnie w takim momencie, co będzie ze mną, gdy zejdę ze sceny. Ja po prostu musiałam udowodnić im wszystkim, że nie jestem taka beznadziejna.

Bo nie jestem, prawda?

Nasza muzyka dosłownie rozniosła to miejsce, zajebiste brzmienie tego wszystkiego pozwoliło mi się trochę rozluźnić. Każdy mój mięsień stawał się taki lekki, wszystko robiłam jak najlepiej. Ludzie wpatrzeni w nas z otwartymi ustami, dodawali ogromnej pewności siebie. Skupiona na wszystkim, starałam się nie upaść. Mimo wszystko czułam jakby coś ciągnęło mnie w dół, a tą głośną muzykę po chwili zaczął zagłuszać głos Justina. To wszystko działo się w mojej głowie, ja wariowałam, czułam, że odpływam, ale od końca dzieliły mnie tylko sekundy. Nie pomyliłam się mimo wszystko, ale to pewnie dlatego, że znałam wszystko w tym układzie idealnie. Zaskakując publiczność ostatnimi zajebistymi ruchami, sprawiliśmy, że oni aż głośno jęknęli z zachwytu, a ja się delikatnie uśmiechnęłam, czując się już zwycięzcą.
-Dziękujemy, ta grupa zaczęła finał, ale kto go wygra? To się jeszcze okażę! Pokażcie jak bawi się podziemie!- powiedział z podekscytowaniem czarnoskóry prowadzący. Zbiegaliśmy już ze sceny dochodząc już do kulis. -Zapraszamy na scenę grupę Justina Biebera!- wykrzyczał z jeszcze większym podekscytowaniem prowadzący, a mój obraz się rozmył, kolana ugięły i nagle zrobiło mi się okropnie gorąco. Ktoś szarpnął za moje ramie.

Zasłabłam, uderzając się przez to strasznie mocno w głowę.
 
~*~
 
Cześć Wam!
Na początku chciałabym podziękować za 23 tysiące wyświetleń i liczbę komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Jesteście cudowni, naprawdę! <3
Liczę, że pod tym rozdziałem będzie tych komentarzy jeszcze więcej,
Nawet nie wiecie jak wiele dla mnie to znaczy! Ten rozdział to taki prezent pod choinkę, więc mam nadzieje, że bardzo wam się spodoba i napiszecie w komentarzu, co o tym wszystkim myślicie!
Ogólnie to mam wenę i rozdział 17, w którym wydarzy się naprawdę dużo może być dodany nawet za kilka dni, ale to też zależy od was i od tego jak mocno kopniecie mnie w tyłek, haha :*
 
Wesołych Świąt!
 
 
Co będzie z Katy?
Dlaczego Justin ją tak okłamał? Dlaczego mówił, że ją kocha?
O co chodzi z przeszłością Katy? Za co aż tak nienawidzi jej ojciec?
Czy Luke ma jakieś szanse?
Co myślicie?

TWITTER na który wrzucam zawsze jakieś spojlery itd :) dawajcie follow, misie :*
JEŚLI PISZECIE COŚ O MOIM FF TO OZNACZAJCIE TO #BOTDfanfiction
 

NAPRAWDĘ POLECAM: we-love-somebody.blogspot.com
 
Much love.


niedziela, 7 grudnia 2014

15. Break up.




Justin's POV: 



Patrzyłem w jej oczy, trochę niepewny. Ona była niewinna, taka czysta i nieświadoma, a ja naruszyłem to piękno. Byłem na siebie zły, powinienem najpierw wyjaśnić jej to wszystko, poczekać i zobaczyć jak zareaguję... właśnie, powinienem, ale tego nie zrobiłem, cholera. Nie potrafiłem się oprzeć, była cudowna, sposób w jaki mnie dotykała i przegryzała wargi, chętna do bycia niegrzeczną na tą gorącą noc. Oddała mi się, pozwoliła mi być jej pierwszym i już do końca życia będzie o tym pamiętać. Czułem się jakby z jednej strony to też był mój pierwszy raz, bo pierwszy raz robiłem to z dziewczyną, do której coś czułem. Katy była inna, kochałem jej sposób bycia i naprawdę mi na niej zależało. Martwiłem się o nią, starałem się być naprawdę delikatny i mam nadzieję, że ta pewność w jej oczach utrzyma się już do końca. Mimo popełnionych przeze mnie błędów, ona dalej myśli, że wszystko jest w porządku, a ja nie wiem, co robić. Leżę teraz obok niej, jej drobne ciało wtulone we mnie i wszystko wydaję się perfekcyjne. Dziewczyna taka jak ona ze mną? To wydaję się niemożliwe. Sapnąłem głośno i musnąłem jej gorący policzek. Nie chciałem o tym teraz myśleć, chciałem zapomnieć i cieszyć się chwilą. Przypominałem sobie naszą bliskość, to jak mi zaufała i pozwoliła mi doprowadzić się do pierwszego orgazmu. Czułem się cholernie dobrze, że byłem u niej pierwszy we wszystkim. Nie chciałem nawet myśleć, że jakiś inny facet mógłby ją dotykać. Nie mogłem o tym myśleć, musiałem się odprężyć.
-Jak szybko zwróciłaś na mnie uwagę?- spytałem.
Dziewczyna trochę zdezorientowała spojrzała na mnie i uniosła jedną brew. -W jakim sensie?- spytała i podniosła głowę górując nade mną.
-No wiesz, tamtej nocy w podziemiu.- podrapałem się niezręcznie w kark.
-Byłeś dupkiem, więc szybko.- zaśmiała się, a ja przewróciłem oczami.
-Nie prawda.- zawtórowałem jej i musnąłem jej usta, uwielbiałem to jak smakowała.
-Kochanie, puszczałeś mi bezczelnie oczko podczas własnego występu, a potem pytałeś czy tęskniłam.- śmiała się głośno. -Byłeś dupkiem.- pokiwała głową, przekonana, że tak było.
-Byłaś wystraszona, skarbie. Ciesz się, że nic Ci się nie stało.- zmrużyłem na nią oczy.
-Nie byłeś w stanie mi zrobić krzywdy.- spojrzała na mnie podejrzliwie, jakby w to nie wierzyła do końca.
Zamilkłem. Wtedy była mi obojętna, jak każda inna laska, więc nie miała racji. Wtedy byłem zdolny do wywiezienia jej z miasta, gdyby tylko się stawiała.
Przejechałem nerwowo po swojej twarzy i spuściłem wzrok.
-Nie..-pokręciła głową. -To nieprawda..- wmawiała sobie, a ja nie potrafiłem kłamać.
-Katy, byłaś mi obojętna, a wiesz jakie kłótnie powstają między zespołami, które rywalizują ze sobą.- wypuściłem głośno powietrze.
-Dalej ze sobą rywalizujemy, nie zapominaj.- spojrzała na mnie, a w jej oczach mogłem dostrzec smutek.
Patrzyłem na nią kilka sekund, jednak po chwili postanowiłem zrobić coś nowego, coś czego nigdy nie robiłem z dziewczynami, bo gówno mnie obchodziło jak się czują.
Wtuliłem ją mocno w siebie, jej drobne ciało się rozluźniło i usłyszałem tylko po chwili jak niespokojnie oddycha.
-Kochanie, to nie jest tak..-gładziłem ją po włosach i całowałem w czoło.
-A jak?- podniosła głowę i ponownie ujrzałem jej smutne i przepełnione żalem oczy.
-Proszę, nie bądź smutna.-złapałem jej podbródek. -Cholernie nie lubię, gdy jesteś smutna, rozumiesz?- zamknąłem oczy i wypuściłem głośno powietrze.
-Jesteś dla mnie ważna, wiesz? Cholera, Katy, żadna dziewczyna nie była dla mnie ważna. Jesteś pierwszą i tą jedyną, jasne? Nie mógłbym zrobić Ci krzywdy.. Wtedy byłem do tego zdolny, ale nie teraz. Za dużo dla mnie znaczysz.- patrzyłem jej prosto w oczy, chciałem, żeby w to uwierzyła, bo to była sama prawda.

Krzywdy? Justin, a co z twoim planem?- odezwał się głos w mojej głowie, automatycznie miałem ochotę uderzyć się w twarz. Kurwa, Justin nie myśl o tym.
-Wierzę Ci..-jej cichy głos wypełnił pokój.-Naprawdę wierzę i przepraszam, że w to zwątpiłam.- spuściłam wzrok jakby było jej głupio.
Cicho się zaśmiałem i od razu w jej oczach zapanował inny nastrój.
-Dlaczego, kiedy się zaśmiałem, delikatnie się uśmiechnęłaś i się tak, um rozluźniłaś?- spytałem trzymając ją na kolanach.
-Bo kocham twój uśmiech.- wzruszyła ramionami.-Ale pewnie każda Ci to mówiła, więc..-ponownie wzruszyła ramionami. Była urocza.
-Ale każda to nie jesteś Ty.- powiedziałem, a w jej oczach pojawił się jakiś błysk.
-Jesteś wszystkim, co się dla mnie liczy, nie ma nic pomiędzy.-dodałem i objąłem jej twarz w dłoniach.
-Kto by pomyślał, że Justin Bieber ma uczucia.- zaśmiała się i podrapała po brodzie w stylu nie-spodziewałam-się-tego-po-tobie.
-Jesteś jedyną osobą, której te uczucia pokazuję, bo są prawdziwe.-wytłumaczyłem się.
-Na początku i tak mnie odrzucałeś.- przegryzła wargę jakby było jej z tym źle.
-Jednak podobałaś mi się od pierwszego spotkania.-wyszeptałem jej do ucha i przegryzłem delikatnie jego płatek. Brunetka uśmiechnęła się zadziornie i odsunęła, żeby na mnie spojrzeć.
-Coś nie tak, shawty?- uśmiechnąłem się łobuzersko.
-Nie prowokuj mnie Bieber, bo obiecuję, że będziesz miał dość mnie nagiej w łóżku do końca roku.- przegryzła wargę pochylając się nade mną, dając mi przy tym idealny widok na jej piersi.
-Nigdy nie będę miał dość.-mruknąłem i złączyłem nasze usta.

**


Katy's POV:


Obudziły mnie promienie słoneczne. Podniosłam się z uśmiechem odwracając głowę w prawo. Szatyn spał z lekko uchylonymi ustami, roztrzepanymi włosami i nagim torsem. Byłam gotowa, żeby oglądać go takiego każdego ranka. Podniosłam się leniwie z łóżka i podreptałam w samych majtkach i jego bluzce do okna. Uchylając je pozwoliłam, żeby o moją rozgrzaną skórę uderzyło wrześniowe powietrze. Przeciągając się, sięgnęłam po paczkę z papierosami i wychylając się na zewnątrz, odpaliłam jednego. Zaciągnęłam się zachłannie. Co kilka sekund obracałam się za siebie, nie mogąc napatrzeć się na swojego chłopaka. Przetworzyłam to jeszcze raz w głowie i automatycznie się uśmiechnęłam. Mój chłopak. Tylko mój. Gasząc fajkę, zamknęłam okno zasłaniając roletę, żeby promienie słońca nie obudziły szatyna. Chciałam, żeby odpoczął, należało mu się to po naszej cudownej nocy, której nigdy nie zapomnę. Sprawił, że czułam się wyjątkowa, tylko i wyłącznie jego. Wierzyłam w każde słowo, widziałam, że mówi prawdę, że jestem pierwszą dziewczyną, która tak się dla niego liczy, że jestem ważna. Westchnęłam cicho przypominając sobie wydarzenia z nocy, uwielbiałam jego sposób bycia. Nic więcej nie potrzebowałam do szczęścia. Naprawdę. Cicho wzdychając, wgramoliłam się pod kołdrę, Justin dalej słodko spał, ale kiedy położyłam się nieco bliżej zaczął szukać mnie swoją ręką. Jeżdżąc kilka razy po białej pościeli, w końcu natrafił na moje drobne ciało i przyciągnął mnie do siebie. Był uroczy, schowałam głowę w zgięcie mojej szyi i spał dalej. Potrzebował mnie obok tak samo jak ja potrzebowałam jego. Spanie z nim w jednym łóżku, przytulanie go i całowanie kiedy tylko chciałam to coś, co mogłam robić do końca życia. Wystarczyło, że był. Rysowałam różne wzorki na dłoni Justina która znajdowała się na moim nagim brzuchu. Czułam bijące od niego ciepło, wsłuchiwałam się w bicie jego serca i porównywałam do tego swoje. Zatraciłam się w tym. Zatraciłam się w jego dotyku i zapachu, traciłam grunt pod nogami, kiedy tylko był w pobliżu, jego jedno spojrzenie wystarczyło, a w moim brzuchu wybuchało stado motyli. Chłopak zaczął powoli się przebudzać, więc postanowiłam udawać, że dalej śpię. Poczułam jak jego rzęsy na mojej szyi delikatnie mnie połaskotały, więc byłam pewna, że otworzył oczy. Oddychając spokojnie, wydęłam trochę dolną wargę. Szatyn obrócił mnie delikatnie, w swoją stronę, wiedziałam, że się nabrał. Byłam dobrą aktorką. Leżąc teraz przodem do niego, poczułam jego delikatne wargi na swoim czole. Złożył na nim krótki pocałunek, przechodząc coraz niżej. Całował linię mojej szczęki, pewny tego, że śpię. Jego ruchy były wyjątkowo delikatne, pewnie chciał, żebym spała dalej. Kładąc dłoń na moim policzku, przejechał po nim kciukiem, a następnie przejechał też kciukiem po mojej dolnej wardze, składając tam też krótki pocałunek. Sama nie wiedziałam jak udawało mi się dalej tak dobrze ukrywać to, że nie śpię, kiedy w moim brzuchu dosłownie wszystko się przewracało. Moje policzki z pewnością były całe czerwone, ale nie chciałam tego przerywać. Mimo, że miałam zamknięte oczy, czułam jego spojrzenie na sobie. Czułam jak mi się przyglądał i czułam to jak bardzo mnie pragnął, bo miałam tak samo z nim. Chłopak schował pojedynczy kosmyk moich włosów za ucho i mruknął bardzo cicho.
-Kocham Cię, Katy.- wyszeptał nie chcąc mnie obudzić. Zamarłam. Wiedziałam, że byłam dla niego ważna i on również wiedział kim był dla mnie, ale pierwszy raz wypowiedział te dwa słowa na które tak czekałam. Kąciki moich ust mimowolnie się uniosły ku górze, udawanie się skończyło, nie potrafiłam już powstrzymać tego jak szczęśliwa byłam. Pierwszy raz usłyszałam, że mnie kocha i mimo, że myślał, że śpię- to nie miało znaczenia. Wiedziałam, że to było naprawdę szczere, mówił dokładnie co czuję, Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, był zdziwiony, otworzył delikatnie swoją buzię i cicho jęknął uświadamiając sobie, że udawałam. W jego oczach dominowało szczęście, jednak po dłuższej chwili ciszy, nasze spojrzenie stało się bardziej intensywne. W jego karmelowych tęczówkach błysnął jakiś znak niepewności. Byłam pewna, że bił się z myślami. Szepnął, że mnie kocha, słyszałam to i nie odpowiedziałam. Poprawka- jeszcze nie odpowiedziałam. Położyłam dłoń na jego rozgrzanym policzku i tak jak on wcześniej, przejechałam po nim delikatniej kciukiem.
-Ja Ciebie też kocham, Justin.- powiedziałam cicho, ale tak, że mógł usłyszeć wyraźnie każde słowo. W jego oczach ponownie zauważyłam mnóstwo iskierek szczęścia. Kąciki jego ust, na których głownie się skoncentrowałam, uniosły się. Chłopak przybliżył się do mnie jeszcze bardziej i odgarniając ponownie kilka moich kosmyków, musnął moje wargi.
-Powtórz to.-mruknął i patrzył mi w oczy, szczęśliwy.
-Kocham Cię.-nie mogłam powstrzymać uśmiechu, miałam ochotę skakać ze szczęścia. Chciałam dosłownie zatrzymać czas.
-To dobrze się składa, bo ja Ciebie też.- zaśmiał się cicho i złączył nasze usta. Jego wargi na moich poruszały się z takim uczuciem jak nigdy. Czułam się idealnie, odwzajemniałam każdy jego gest. Szatyn muskał opuszkami swoich palców moje plecy, a ja bawiłam się jego włosami dalej go całując. Oderwaliśmy się na chwilę od siebie, żeby zaczerpnąć powietrza i ponownie wpił mi się z niewyobrażalnie silnym uczuciem w usta. Kochałam to, kochałam kiedy po prostu był i kochałam jego. Wszystko potoczyło się szybko, ale ja byłam tego pewna. Żaden chłopak nie działał na mnie tak jak on.


**


Spędziliśmy kilka przyjemnych godzin w łóżku, leniwie przewracaliśmy się po nim owinięci w kołdrę. Justin był szczęśliwy, tak samo jak ja. Przyznaliśmy się do tego, co oboje do siebie czujemy i nikt nie zdaje sobie sprawy jak bardzo chciałam, żeby tak zostało na zawsze. Tylko ja i on, zero kłamstw i ludzi, którzy będą chcieli zniszczyć to, co razem zbudowaliśmy. Nie chciałam tego. Nie chciałam, żeby coś nas zniszczyło. Wiedziałam, że będziemy silni, wiedziałam, że mnie kocha, a to liczyło się najbardziej, prawda? Nie chciałam myśleć o tym, co będzie później. Nie potrafiłam myśleć dłużej niż kilka sekund o tych wszystkich kłamstwach, którymi karmiłam swoich przyjaciół. Miałam cholerne wyrzuty sumienia, ale nie dbałam o to. Nie teraz, kiedy miałam przy sobie jego. Chłopaka, który ma najpiękniejsze oczy na świecie, najcudowniejszy uśmiech i poczucie humoru, którym potrafi zmienić cały mój dzień. Oczywiście, Justin miał ze sobą problem, nie panował nad wieloma rzeczami, ale byłam na to gotowa, bo on był wart wszystkiego. Nawet mojego cierpienia. To wydaję się śmieszne, jednak całkowicie prawdziwe. Czuje się jak w jakimś filmie, w bajce, która ma dla nas dobre zakończenie, jednak najpierw musimy przejść przez wszystkie przeszkody. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jak trudne to będzie, ale nie rozmyślam o tym. Chcę cieszyć się chwilą i pieprzyć konsekwencje. Poprawiłam swoją bluzkę i przerzuciłam włosy na prawe ramię. Justin stanął za mną i oplótł swoimi silnymi ramionami, moją talię. Przejechał delikatnie nosem po mojej rozgrzanej szyi, po czym złożył w kilku miejscach pocałunek. W jednym, czułym dla mnie miejscu, zatrzymał się chwilę dłużej, zostawiając tam malinkę. Kolana mi zmiękły, a on tylko uśmiechnął się z satysfakcją widząc ja na mnie działa. Posłałam mu groźne spojrzenie i odwracając się szybko, popchnęłam go z całej siły na ścianę. Chłopak zlustrował mnie wzrokiem, obserwując dokładnie każdy mój ruch. Podeszłam do niego szybkim krokiem, kładąc ręce pod jego luźną bluzkę. Przejechałam kilka razy po jego mięśniach, które napinały się pod moim delikatnym dotykiem. Chłopak jęknął podniecony i złapał za moja biodra przyciskając do siebie. Zadziornie podniosłam głowę i zaprzeczyłam.
-Teraz ja ustalam zasady.- szepnęłam mu do ucha. Kochałam się z nim droczyć i doprowadzać go do szaleństwa. Miał być świadomy tego, że nie tylko ja odpływam pod jego dotykiem, ale także on pod moim. Zagryzłam delikatnie jego usta i zaśmiałam się, czując jak chłopak nie wytrzymuje. Zjechałam rękoma tak nisko, że jedna wślizgnęła się pod jego bokserki.
-Nie bądź taki pewny siebie, Bieber.- szepnęłam, a moje usta stykały się z jego uchem.-Bo jestem pewna, że sprawię, że zaczniesz wariować.- przegryzłam delikatnie jego płatek, a na końcu go musnęłam.
-Katy...-jęknął podniecony.
-Tak, kochanie?- spytałam zadziornie, udając, że nie wiem o co mu chodzi.
-Chodź..-jęknął ponownie, ciągnąc mnie w stronę łóżka. Bez żadnego sprzeciwu, ruszyłam za nim. Chłopak stojąc do mnie plecami, zsunął z siebie spodnie, a kiedy się obrócił, otworzył szeroko buzię. Stałam przed nim w różowej bieliźnie, z przechyloną głową na bok i roztrzepanymi włosami. Sama nie wiem jak udało mi się tak szybko osiągnąć taki efekt, ale podziałał. Justin oblizał usta i podszedł do mnie pewnie, obejmując moją twarz w swoje gorące dłonie, kilka razy musnął namiętnie moje wargi. Odpływałam z każdą sekundą, chłopak tylko bawił się moimi ustami, przegryzając je, a ja już czułam jakbym miała dojść. Przejechał po moim całym ciele, sprawiając, że aż delikatnie podskoczyłam. Jego dłonie wcale nie błądziły, on wiedział, co robi i znał moje ciało, co sprawiało, że byłam jeszcze bardziej podniecona. Szatyn patrzył mi w oczy i zostawiając kilka pocałunków na linii mojej szczęki, podniósł mnie do góry. Oplotłam go swoimi nogami i przechyliłam głowę do tyłu, pozwalając mu przy tym na więcej. Miał idealny dostęp do mojej szyi i dobrze to wykorzystał, przegryzając gdzieniegdzie moją skórę. Dyszeliśmy pragnąc siebie nawzajem, nic dla mnie się nie liczyło oprócz tego, że był cały mój. Zatraciliśmy się w tym, chłopak położył mnie na łóżku i zsunął moją bieliznę, rzucając ją gdzieś na bok niedbale. Pociągnęłam go na łóżko, szybko ściągnął swoje bokserki i założył prezerwatywę. Oddychałam ciężko, a moja warga pulsowała od przegryzania jej. Jego gorące ciało dotknęło mojego, jęknęliśmy cicho w tym samym czasie, kiedy zaczął masować moje piersi. Oblizałam usta i kiedy tylko chciałam ponownie jęknąć chłopak musnął moje wargi. Bez żadnego zastanowienia pogłębiłam pocałunek, nasze języki walczyły zacięcie o dominacje, szarpałam za końcówki jego włosów pewna tego, że niedługo nie wytrzyma, co bardzo mnie cieszyło. Chciałam poczuć to ponownie, chciałam poczuć go w sobie i chciałam cieszyć się tym, jak idealni razem byliśmy.
-Kochasz mnie?- zapytał, a ja od razu pokiwałam głowa, jakby było to oczywiste dla całego świata. Szatyn przegryzł wargi lustrując mnie, a w jego karmelowych oczach wybuchło pożądanie.
-Jesteś idealna.- musnął moje wargi i spojrzał mi w oczy. -I tylko moja.-dodał, a ja rozchyliłam nogi, chcąc tego cholernie mocno.
-Tylko i wyłącznie twoja.- szepnęłam, a kiedy chłopak spojrzał na mnie pytająco, pokiwałam głową dając mu znak, że jestem gotowa. Wszedł we mnie bardzo delikatnie, jakby bał się, że stanie mi się jakaś krzywda. Doceniałam to jak się martwił i bał się, wiedząc, że ostatniej nocy straciłam dziewictwo i muszę przyzwyczaić się do jego wielkości. Poruszaliśmy się coraz szybciej, czułam tą pieprzoną perfekcję, którą tworzyliśmy, kiedy się kochaliśmy. Nie liczyło się nic, oprócz nas i kochałam każdą sekundę tego wszystkiego. Nasze głośne pojękiwanie wypełniło pokój, mieszkanie, kamienice, a może nawet i cały Nowy York. Miałam to gdzieś, nie obchodziło mnie nic oprócz jego i tego, co razem budowaliśmy.
-Justin..-pisnęłam wbijając paznokcie w jego plecy.
-Wiem, kochanie, jeszcze trochę..-jęknął, dysząc przy tym głośno.
Poruszaliśmy się w tym samym tępię, jednak w jednej chwili oboje przyśpieszyliśmy i napięliśmy wszystkie mięśnie. Czułam, że jesteśmy blisko. Jęcząc głośno, wplotłam palce w jego włosy i wygięłam plecy w łuk. Górowałam, całe moje ciało i umysł przejął orgazm. Justin poruszając się jeszcze kilka razy we mnie, również doszedł i opadł na mnie swoim gorącym ciałem, całując mnie przy tym namiętnie.
-Zamieszkaj ze mną.- wymamrotał w moje usta, które po chwili otworzyłam, przetwarzając to co powiedział.

**

music


Woda spływała po naszych ciałach, chłopak staranie wmasowywał mi czekoladowy szampon we włosy, mając przy tym niezłą zabawę. Zostawiał pianę na całym moim ciele, obserwując jak woda ją zmywała, odsłaniając moje piersi.
-Czasami jesteś jak dziecko.- zaśmiałam się, stojąc razem z nim pod wielkim prysznicem. Justin bawił się tą panią jak mały chłopiec.
-Dzieci nie robią takich niegrzecznych rzeczy.- powiedział seksownie, ściskając moje pośladki i wpijając się w moje usta. Mruknęłam podniecona, jednak po chwili to przerwałam. Miałam ponownie na niego ochotę, ale dopiero, co skończyliśmy, a ja musiałam się uszykować.
-No i oczywiście jesteś seksowny, a to oznacza, że jesteś mężczyzną, a nie chłopcem.- przegryzłam wargę, przejeżdżając po jego nagim ciele dłońmi w pianie.
-Ty też jesteś niczego sobie, Jones.- zachichotał.
-Niczego sobie?- podniosłam jedną brew pytająco.
-No tak, wiesz widziałem lepsze.- zaśmiał się, wiedziałam, że żartuję.
-Nie prowokuj mnie.- rzuciłam mu groźne spojrzenie. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i pocałował w nos.
-Jesteś najseksowniejszą kobietą na ziemi.- powiedział poważnym głosem.
Uśmiechnęłam się pewnie i porządnie spłukując pianę z włosów, wyszłam i otuliłam się puszystym ręcznikiem. Justin po kilku minutach zrobił to samo i zaczął ubierać jakieś nowe bokserki. Wyszłam z łazienki, zastanawiając się, co ubrać. Moje myśli zaczęły krążyć wokół tego całego finału. Nie wiedziałam czemu, ale z Justinem nie poruszaliśmy tego tematu. Bałam się tego wszystkiego i tak bardzo jak chciałam, żeby to mnie ominęło tak rzeczywistość uderzyła mnie w twarz. Dźwięk mojego telefonu z łazienki zabrzmiał mi w głowię. Justin przyniósł mi go czytając, kto to i zmarszczył poirytowany brwi. Niechętnie wyciągnął dłoń, podając mi go i stanął słuchając tego, co Luke miał mi do powiedzenia.
-Hej.- powiedziałam do słuchawki, przeczesując przy tym włosy.
-Cześć, Katy, za ile mamy po Ciebie przyjechać?- powiedział, a ja mogłam wyczuć w jego głosie podekscytowanie. Luke kochał rywalizację, dlatego mniej więcej był kapitanem, był na to gówno najbardziej odporny. Przewróciłam oczami, myśląc o dzisiejszym wieczorze.
-To gówno zaczyna się koło dwudziestej drugiej, więc wpadnijcie po mnie o dwudziestej.- odpowiedziałam, przeglądając się w lustrze.
-Jasne, mała, będę punktualnie.- powiedział, a ja się rozłączyłam i położyłam telefon na toaletce. Widziałam kontem oka jak klatka piersiowa Justina unosi się w górę i w dół. Nie lubił Luke'a i był o niego zazdrosny. Widział mnie z nim w aucie i szczerze mu się nie dziwie, jednak to jego kocham.
Podeszłam do niego i prawą ręką przejechałam po jego policzku. Złość w oczach chłopaka zmalała, jednak wiedziałam, że ciężko mu to przełknąć.
-To tylko Luke, okej?- powiedziałam spokojnie, patrząc mu w oczy.
-Mhm.- powiedział i odwrócił wzrok, westchnęłam i usiadłam przed lustrem, żeby zrobić makijaż. Chciałam dać mu chwilę, żeby się uspokoił, nie mógł być na mnie zły za taką bzdurę. Tuszując swoje rzęsy staranie, zatrzepotałam nimi i uśmiechnęła się sama do siebie. Rzadko maluję się tak mocno, ale na takie okazję raczej nie ma innego wyjścia. Podobał mi się sposób w jaki wykonałam makijaż oczu, wyglądałam naprawdę dobrze. Ubrałam czarne leginsy, biały crop top i bordowe trampki. Ciuchy do występu mieliśmy przygotowane w swoich garderobach, więc o to się nie martwiłam. Justin leżał na łóżku w jeansach i czarnej bluzce z telefonem w ręku. Cały czas pisał z kimś smsy, jednak nie chciałam mu przeszkadzać, żeby bardziej się nie denerwował. Kiedy usiadłam na łóżku obok, chłopak zlustrował mnie wzrokiem i delikatnie się uśmiechnął. Był spokojniejszy, ale nie to mnie martwiło. Wyglądał jakby nie obchodził go w ogóle dzisiejszy wieczór, co mnie dziwiło, bo mimo wszystko będziemy ze sobą rywalizować, może dojść nawet do jakiejś bójki, gdzie poleje się krew. Podziemie to gówno, z którego ciężko wyjść, wszyscy się znają, jednak nienawidzą. Westchnęłam zirytowana, kiedy zadzwonił jego telefon, bez słowa wstał i ruszył do innego pomieszczenia. Patrzyłam chwilę w sufit czekając na niego, jednak po chwili ciekawość zaczęła zżerać mnie od środka i podeszłam do uchylonych drzwi od pokoju, w którym znajdował się mój chłopak.
-Wszystko jest załatwione.-powiedział cicho. -Kurwa nie pouczaj mnie, mówiłem, że we wszystko uwierzy i wygramy ten finał. Kilka minut przed jej występem dopilnuję, żeby nawet nie doszła na scenę. Nie mogę gadać, jestem teraz u niej, siema.- kontynuował.
Szybkim krokiem ruszyłam do łazienki, łzy spływały po moich policzkach niekontrolowanie. Czułam się jak skończona idiotka, nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Przetworzyłam w głowię wszystko jeszcze raz, od samego początku. Nagle jakby wszystko wróciło i uderzyło mnie w twarz. On od początku dziwnie się zachowywał, od pierwszego spotkaniu w podziemiu. Ale dlaczego ja? Dlaczego mnie musiał wykorzystać do swojego planu? Dlaczego mnie okłamał, powiedział, że mnie kocha, że jestem idealna... A to wszystko dla głupiej wygranej i pieprzonych pieniędzy? Puściłam wodę w kranie, próbowałam zagłuszyć swój płacz. Justin nie wie, że podsłuchiwałam,
nie wie, że ja o wszystkim już wiem. 
-Dlaczego wszystko prysło jak bańka..-powiedziałam do siebie, płacząc jak nigdy wcześniej. -Uwierzyłam w każde jego słowo, oddałam mu całą siebie.- ciągnęłam za swoje włosy zadając przy tym sobie ogromny ból. Kręciłam głową nie wierząc w to wszystko. Ten oszust siedział za ścianą, nieświadomy tego, że wiem. Kłamał, nie był sobą, a to wszystko teraz wyszło na jaw. Niestety, dopiero teraz. Zakochałam się, pozwoliłam mu na tyle.. Jak mogłam być taka naiwna. Przemyłam twarz wodą i starannie zmyłam makijaż, oczy miałam czerwone od płaczu, moja klatka piersiowa unosiła się w górę i w dół, a ręce drżały. Chciałam, żeby teraz ktoś potrząsnął moje ramię i powiedział "Katy, obudź się, to tylko zły sen". Wiedziałam jednak, że to nie sen. To pieprzona rzeczywistość, w której możesz liczyć tylko na siebie. Pokochałam go, pokochałam kogoś kto nie istnieje, Justin stworzył kogoś kogo pewnie nawet nie przypomina, a to wszystko, żebym mu uwierzyła, żeby mógł mnie wykorzystać.. Nie wierzyłam w to wszystko, ale nie miałam zamiaru się poddać. Mimo tego, że nie byłam w ogóle silna, a łzy spływały mi już niekontrolowanie, miałam plan. Dla niego najważniejszą rzeczą było wygrać, oszukiwał mnie tylko po to, żeby moją drużynę wyrzucili z finału przez brak jednego członka. Opowiadał mi bzdury, karmił kłamstwami, mówił, że kocha patrząc mi w oczy. Jakim potworem trzeba być? Rozdarta, leżałam na zimnych kafelkach w łazience. Próbowałam poskładać kawałeczki swojego serca, które zostało rozbite niczym szkło. Z każdą minutą chciałam coraz bardziej odejść, nie wierzyłam w to, co mi zrobił. Uwierzyłam we wszystko, nawet w to, że chcę ze mną zamieszkać. Byłam idiotką. Jestem idiotką. Płakałam cicho nie potrafiąc zebrać ani jednej optymistycznej myśli do kupy. Wszystko nagle straciło sens. Nie miałam nikogo oprócz swoich przyjaciół, aż w końcu pojawił się on. Chłopak z najcudowniejszym uśmiechem, tylko szkoda, że ten uśmiech nie był szczery. Wszystko było zaplanowane, ale ja nie pozwolę im na wygraną. Mam pomysł i nie zrealizuję go dla pieniędzy, władzy czy przyjemności. Zrealizuję go, żeby ratować swoją żałosną dupę, z której i tak pewnie cały jego zespół się śmieję. Wyszłam na skończoną kretynkę, ale mimo tego, że nie mam siły, nie pozwolę im wygrać. Nie dam im tej pieprzonej satysfakcji i będę grała tak samo jak Justin. Po finale skończę z tym gównem i wyjadę. Nie chcę go znać i nie chcę pracować w podziemiu nigdy więcej. To mnie zniszczyło.
Pokochałam potwora..

**

Poprawiłam swój makijaż, dłonie dalej mi drżały, a łzy cisnęły się do oczu, jednak wiedziałam, że muszę się pilnować i nie rozklejać. Płakać będę mogła nawet kilka miesięcy, ale to dopiero po finale. Nie teraz, kiedy muszę udawać, że nic nie wiem, a on nie może nic podejrzewać. Brzydziłam się nim, brzydziłam się tego, że z nim spałam i był moim pierwszym. Nienawidziłam siebie za to, że dałam się tak nabrać. Wyszłam z łazienki i unikając spojrzenia Justina wzięłam swoją torebkę i podniosłam klucz od mieszkania.
-Musimy wychodzić.- powiedziałam starając się brzmieć normalnie, jednak gula w moim gardle rosła. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Przypominałam sobie jak szczęśliwi byliśmy i co razem zaczęliśmy budować, ale po chwili ocknęłam się. Katy, to było zaplanowane. Miałaś mu tylko zaufać.-powiedział jakiś głos w mojej głowię. Posłuchałam się go i automatycznie wymazałam obraz uśmiechu Justina, którego kochałam z głowy.
-Coś się stało?- spytał podnosząc mój podbródek i zmuszając mnie do patrzenia w jego oczy. Jego spojrzenie było intensywne, szukał czegoś nienaturalnego w mojej postawię, jednak ja nie miałam zamiaru dać po sobie czegokolwiek poznać.
-Wszystko okej, stresuje się, to tyle. Możemy już iść?- powiedziałam oschle, a on tylko pokiwał głową. Uwierzył mi.
Wyszliśmy z mieszkania, kiedy mieliśmy skręcić na parking, zatrzymałam się. Chłopak zmarszczył brwi i oblizał usta.
-Oni już na mnie czekają, nie mogą zobaczyć nas razem.- rzuciłam zirytowana.
-Jasne, masz rację.- podszedł do mnie i pocałował mnie krótko. Kolana mi zmiękły, zaczęłam zatracać się w tym pocałunku, jednak w mojej głowie rozbrzmiał jego głos.. "Kurwa nie pouczaj mnie, mówiłem, że we wszystko uwierzy i wygramy ten finał. Kilka minut przed jej występem dopilnuję, żeby nawet nie doszła na scenę. Nie mogę gadać, jestem teraz u niej, siema." i przerwałam pocałunek.
-Widzimy się w podziemiu.- powiedziałam oschle nie wysilając się przy tym na żaden uśmiech.
-Ta, do zobaczenia.- powiedział, wyminęłam go i ruszyłam w stronę parkingu.
-Dupek.-powiedziałam cicho będąc już daleko od Justina. Wsiadłam do samochodu przyjaciół.




~*~

Cześć Kochani, dziękuje za 19 tysięcy wyświetleń, jesteście najlepsi!
Rozdział 16 będzie rozdziałem, który tak naprawdę jest sensem całego tego opowiadania. Myślę, że dogadamy się, co do tego jak szybko go dodam, ale jest jeden mały warunek. Pod ostatnim rozdziałem jest 16 komentarzy, co mnie zawiodło, nie ukrywam. Liczba osób wchodzących na bloga maleje, tracę motywację, która wy mi dajecie. Jeśli chcecie, żebym kontynuowała historię Jaty, napisze mi to w komentarzu, polećcie znajomym, cokolwiek. To dla mnie ważne, wcześniej czerpałam wiele z tego bloga, a teraz mam wrażenie, że nikt tego nie czyta. Jest mi strasznie przykro.


Pytania:
  • Czy jest tu jakaś osoba, która lubi naprawdę moje opowiadanie i chciałaby prowadzić konto z cytatami, itd? :)
  • Twitter, na który będę wrzucała spojlery, proszę zróbcie shotout i obserwujcie (zawsze fback)

  • Jeśli piszecie o moim ff proszę oznaczcie: #BOTD

Pomożecie mi, czy jestem w tym wszystkim sama? :(


"Ty nazywasz to obsesją, a ja miłością. 
Pamiętaj, że to on był, kiedy nikt z was nie pomógł mi stanąć prosto."




Obserwatorzy