czwartek, 12 lutego 2015

21. Earned it.




Katy's POV:

Położyłam klucze od domu na blacie w kuchni i głośno wzdychając, oparłam głowę o ścianę. Nie dochodziło to do mnie, nie chciałam wierzyć w to, co oni robili. Zawsze powtarzali, że jestem ich oczkiem w głowie, bo w końcu jestem najmłodsza i od początku naszej znajomości wariowali na punkcie mojego bezpieczeństwa, ale nigdy nie sądziłam, że posuną się do czegoś takiego. Mimo wszystko wiedzą, że Justin wiele dla mnie znaczy, bo Luke był świadkiem jednej sceny w szpitalu. Na pewno zdają sobie sprawę, że on dla mnie wiele znaczy, więc po co to wszystko? Kiedy oni byli obrażeni, Justin siedział ze mną dzień i noc w szpitalu, fakt byłam tam krótko, ale to nic nie zmienia. Nie zostawił mnie nawet na chwilę, a oni wymyślają na niego takie bzdury. Nawet przez chwile nie pomyślałam, że to prawda, bo to chyba jakieś żarty gdyby on teraz przez cały czas kłamał mi w żywe oczy, żeby rozwalić mój zespół. To głupie i naprawdę nie wiem skąd taki pomysł przeszedł im do głowy. Teraz wszyscy będą mnie zawodzić? No oczywiście oprócz Justina, który jest przy mnie i rozumie wszystko, co czuję. Mam nadzieję, że nie będzie bardzo wściekły, kiedy powiem mu co wymyślili na niego moi przyjaciele. On jest bardzo agresywny, często nie potrafi nad sobą zapanować, więc boję się jego reakcji. Mimo wszystko mam cichą nadzieje na to, że wszystko się ułoży, a oni się polubią.. Jestem bardzo naiwna, prawda?
Opadłam zmęczona na kanapkę, patrząc w jeden martwy punkt pustym wzrokiem. Po kilku minutach trwania w ciszy usłyszałam jak chłopak otworzył drzwi. Obróciłam się za siebie, pod jego prawym okiem znajdował się siniak.
-Co się stało?- zerwałam się z kanapy, podchodząc szybko do niego. Jego koszulka była pognieciona, z bliska dostrzegłam, że ma rozciętą wargę, a siniak wygląda naprawdę nieciekawie.
-Musiałem coś załatwić.- próbował mnie zbyć, obojętnie patrząc w lustro. Nie wierzyłam, że w ogóle się nie przejmował tym jak wygląda. Na jego dłoniach gdzieniegdzie znajdowała się czerwona ciecz.
-Justin?- zadrżałam lustrując go jeszcze raz wzrokiem. Cofnęłam się od chłopaka, patrząc na niego wyczekująco. Nie miałam pojęcia o co chodzi, ale wiedziałam, że zaraz wyciągnę to z niego siłą.
-Do cholery, mów!- podniosłam głos patrząc zmartwionym wzrokiem na szatyna.
-Katy, naprawdę nic mi nie jest, rozumiesz?- powiedział, ściągając swoje czarne supry.
-Justin, kurwa masz krew na rękach, a do tego twoja twarz..- urwałam, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
-Nic mi nie jest księżniczko, zaraz Ci wyjaśnię, tylko..- zatrzymał się patrząc na mnie chwilę. -Usiądź.- przełknął głośno ślinę. Cała się spięłam, ta sytuacja była taka dziwna. Wiedziałam, że musimy porozmawiać, ale cholera o co chodzi?
-Chciałaś ze mną porozmawiać, prawda?- sięgnął po szklankę z alkoholem.
-Justin jest trzynasta, a ty pijesz?- uniosłam do góry brew, patrząc na niego wściekła.
-O czym?- zignorował moją wcześniejszą uwagę i brnął dalej w swoje pytania.
-No nie wiem, może o moich przyjaciołach i o tym, co wymyślili? No chyba, że zapomniałeś, że w ogóle tam byłam.- rzuciłam oschle bawiąc się palcami. Między nami była niezręczna atmosfera. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, ale on był tak cholernie spięty. Czułam jego zdenerwowanie przez, co sama się stresowałam tym, co ma mi do powiedzenia.
-Katy, bo ja..- zaczął, ale urwał po chwili patrząc smutno w moje oczy.
-Ty co?- czekałam na to, co powie.
-Ty pierwsza.- nalegał, a ja jedynie wzruszyłam ramionami, było mi obojętne kto pierwszy powie, co ma do powiedzenia. Chciałam już pójść na górę i położyć się ze swoim chłopakiem, wiec mogliśmy mieć tą rozmowę za sobą.
-Byłam dzisiaj tam i było gorzej niż myślałam.- jego oczy pociemniały, kiedy mówiłam o tym, więc bałam się jak zareaguje na te kłamstwa na jego temat. -Wszyscy na mnie naskoczyli, Luke nigdy w życiu nie był dla mnie taki wredny, a dziewczyny nawet mnie nie broniły!- wyrzuciłam ręce w powietrze sfrustrowana.
-Może oni nie chcę nas zrozumieć.- patrzył na swoje dłonie, zamyślony.
-A wiesz, co było w tym wszystkim najgorsze?- zaczęłam śmiać się bez humoru, a do moich oczu cisnęły się łzy. -Oni nie próbują, nie chcą i nigdy nie zgodzą się na to, żebyśmy byli razem szczęśliwi. Posunęli się do takie świństwa, że na ten moment nie chcę z nimi rozmawiać..- kręciłam głową w śmiechu, ale tak naprawdę byłam rozdarta jak nigdy. Moi przyjaciele strasznie mnie zawiedli. Justin patrzył na mnie pustym wzrokiem, był smutny a siniak obok jego oka podkreślał to, że jest gotowy zabić, kiedy tyko ktoś go zdenerwuje.
-Wymyślili wszystko i myśleli, że ja tak po prostu Cię zostawię i w to uwierzę.. To jakaś bzdura!- wstałam zdenerwowana, chodząc po całym pokoju. Brwi szatyna się zmarszczyły w nerwach. Kręciłam dalej głową, nie wierząc w tą sytuację. -Powiedzieli, że zacząłeś się do mnie zbliżać, żebym Ci zaufała i opuściła się w treningach przed finałem. Miałeś "plan" żeby nie dopuścić mnie na deski parkietu rozumiesz?- śmiałam się bez humoru, to było takie żenujące, że musieliśmy tracić czas na takie gówno. -Nie wierzę, że można tak kłamać, po co oni to wymyślili? Nie znają Cię, ale ja znam i wiem, że nigdy w życiu byś mi tego nie zrobił. Kocham mnie i przecież Ty..- Justin mi przerwał, więc spojrzałam mu w oczy.
-Katy...- zaczął niepewnie, a mi przyśpieszyło bicie serca.
-Nie Justin, nie musisz tego komentować, jeśli będziesz chciał, żebym zerwała z nimi kontakt to nie ma sprawy. Wymyślili coś takiego i może Cię to denerwować, tylko spokojnie, ja wiem, że to nieprawd..- zacięłam się.
-Katy, stop!- dyszał głośno chowając twarz w dłonie. Nie wiedziałam o co mu chodzi, naprawdę, czy to aż tak go zdenerwowało? Może mogłam mu o tym nie mówić..
-Nie mów tak..- ciągnął za końcówki swoich włosów, co sprawiało mu na pewno ból.
-Przestań to robić, co się dzieje?- spytała, zabierając jego dłonie z głowy. Robił sobie krzywdę tylko wtedy kiedy coś go naprawdę męczyło. -Justin, spójrz na mnie..- drżącym głosem powiedziałam, podnosząc delikatnie jego podbródek. W jego oczach błyszczały łzy, przez co moje serce płakało z bólu i roztrzaskało się jak szkło na tysiące kawałków. Chłopak przetarł łzę, która w szybkim tempie spływała po moim policzku i ujął moją twarz w swoje duże dłonie.
-Przepraszam..- wydusił z siebie, a jego oczy przepełnione były bólem. Topiłam się czując jak wszystko wali mnie się pod nogami. Serce uderzało w niesamowicie szybkim rytmie, a powietrze stało się gęste..
-Za co Ty mnie przepraszasz..?- kręciłam głową, starając się wyrzucić z siebie wszystkie myśli.
-Katy, to prawda..- powiedział, a ja poczułam się jakby ktoś wbił nóż prosto w moje serce. Przymykając powieki, zrobiłam krok do tyłu. Oddech miałam nierówny i każda próba uspokojenia się kończyła się na niczym.
-O czym ty do cholery mówisz?!- podniosłam głos, patrząc w szoku na chłopaka. Łzy już spływały mi po policzkach bez przerwy, nie mogłam nad tym zapanować. Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie z całej siły w twarz.
-Nie ma niczego, co mnie usprawiedliwi, ale daj mi to chociaż wytłumaczyć..- zaczął chowając dłonie do kieszeni. Opierałam się o blat w kuchni, Justin stał kilka kroków dalej, jednak nie ruszał się z miejsca.
-Nasza znajomość zaczęła się od planu, miałaś polubić moje towarzystwo, zaufać mi, a ja miałem zrobić wszystko, żeby twoja grupa została zdyskwalifikowana. Nic do Ciebie nie czułem i wtedy nie myślałem w ten sposób o dziewczynie, byłaś mi obojętna jednak z każdym wyjściem to ja bardziej lubiłem twoje towarzystwo, coraz bardziej Ci ufałem i co do finału.. Przecież wiesz, że nic Ci nie zrobiłem, bo już dawno rzuciłem to gówno.- powiedział patrząc na mnie. Mój wzrok wlepiony był w jego oczy, które mnie zabijały. Tak cholernie nie wierzyłam, że mógł coś takiego wymyślić, ale z drugiej strony, żałował tego..
-Katy, błagam Cię, powiedz coś..- schował twarz w dłonie i wciągnął nerwowo powietrze. -Nie sądziłem, że tak wyjdzie, ale nie żałuje niczego. Gdybym nie zaczął tego planu, nigdy byśmy się nie poznali, a ja nigdy nie miałbym szansy kogoś pokochać tak jak pokochałem Ciebie, rozumiesz?- powiedział, a moje serce ściskało się z każdą sekundą bardziej.
-Nie chciałem Cię zranić, wiem, że to teraz boli, ale kiedy podejmowałem się tego planu, nawet się nie znaliśmy. Nie stawiłem się w podziemiu na finale, moja grupa została zdyskwalifikowana tylko i wyłącznie przeze mnie.- kontynuował, a ja mu przerwałam.
-Zdyskwalifikowana? Jak to?- spytałam uświadamiając sobie, że przecież nic nie pamiętam z tamtego wieczoru i nawet nie wiem kto wygrał.
-Nie przyszedłem, bo nie chciałem z Tobą rywalizować. Kocham Cię i chciałem, żebyśmy odpadli, bo cały mój zespół od początku oszukiwał, więc postanowiłem, żeby ponieśli konsekwencje. Wszyscy dalej myślą, że trzymam się planu, a nie pojawiłem się tam tylko dlatego, że coś mi wypadło. Twoi przyjaciele dowiedzieli się tego od Ryana, który nienawidzi mnie za to, bo stracił okazję na zarobienie dobrych pieniędzy. Nie brnę w to gówno od dawna, ale nie mówiłem nikomu, bo gdybym się przed nimi przyznał, mogliby zrobić Ci krzywdę. Już ją zrobili.- patrzył na mnie, robiąc krok w moją stronę.
-Jaką znowu krzywdę, o czym Ty mówisz?- pytałam ciekawa, nie rozumiejąc kilku rzeczy.
-Podczas finału byłaś jakaś osłabiona, co Ryan niestety wykorzystał. Domyślił się, że coś do Ciebie czuję i w ten sposób próbował się odegrać. Kiedy zeszłaś ze sceny, popchnął Cię, a ty upadłaś. Resztę historii znasz, bo obudziłaś się w szpitalu.- chłopak stał tuż przy mnie, nie odrywaliśmy od siebie wzroku. Nasze oddechy się mieszały, a ja składałam wszystko do jakiejś sensownej całości.
-Teraz wszystko wydaje się jasne.- powiedziałam, przełykając głośno ślinę. Szatyn w strachu patrzył na mnie, jakby zaraz bał się, że ucieknę i go zostawię. Westchnęłam głośno i nie chcąc trzymać go dłużej w napięciu, wspięłam się na palce i mocno w niego wtuliłam. Zdziwiony jęknął, jednak już po chwili odwzajemnił uścisk i spojrzał na mnie przenikliwie.
-Rozumiem to Justin. Otaczam się ludźmi z podziemia kilka lat i znam gorsze historię. Wytłumaczyłeś mi to i to jest najważniejsze, co prawda mogłeś powiedzieć o tym szybciej, jednak to nie zmienia tego, że Ci wybaczam..- potarłam jego ramiona opiekuńczo.
-Poważnie?- otworzył oczy zszokowany.
-Tak, Justin. Chyba nie myślałeś, że Cię zostawię i znienawidzę.- uśmiechnęłam się blado, starając zmyć w ten sposób smutek z twarzy.
-Tak właśnie myślałem..- przyznał, obejmując mnie swoimi silnymi ramionami.
-W takim razie źle myślałeś. Postąpiłeś źle, jednak chciałeś właśnie to dzisiaj mi to powiedzieć, prawda?- spytałam.
-Tak, jednak wyprzedziłaś mnie i tak jakoś wyszło. Miałem zamiar wyznać Ci prawdę po finale, jednak szpital i twój powrót do zdrowia był ważniejszy.- uśmiechnął się całując delikatnie mnie w czoło.
-Rozumiem to, za wiele dla mnie znaczysz, żebym po czymś takim tak po prostu odeszła. Kiedy miałeś wobec mnie złe zamiary, nie znaliśmy się, a to co innego i..- mówiłam patrząc na niego.
-Katy, ja i tak uważam, że na Ciebie nie zasługuje. Otaczają nas Ci sami ludzie i to samo niebezpieczeństwo, jednak nie powinnaś być tak blisko mnie. To w jaki sposób zarabiamy pieniądze nie jest jeszcze takie złe, jednak ludzie z jakimi współpracujemy.. To dziwny świat, Katy. Sam siedzę w tym po same uszy i chcę zrobić wszystko, żebyś była od tego jak najdalej, a to niemożliwe biorąc pod uwagę, że jesteś częścią mojego życia.
-Nie możesz trzymać mnie od tego jak najdalej, Justin.- pokręciłam głową przecząco. -Nie zapominaj, że to też moje życie i to, że jestem z Tobą nic nie zmieniaj. Zawsze byłam w niebezpieczeństwie, nawet przed chodzeniem do podziemia, jasne?- położyłam dłoń na jego policzku.
-Tak, ja wiem, ale..- przerwałam mu.
-Nie ma żadnego ale, Justin. Zasługujesz na mnie jak nikt inny na tym świecie i proszę Cię nie wątp w to mimo wszystko. Popełniłeś błąd, ale przyznałeś się do tego i dawno już zacząłeś to wszystko naprawiać, więc nawet nie mamy o czym mówić.- delikatnie musnęłam jego usta, byłam taka szczęśliwa mając go przy sobie. Nie wyobrażałam sobie nawet tego jak może wyglądać moje życie bez niego, on tak bardzo mnie uszczęśliwiał.
-Wiesz, że jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie i naprawdę nie wiem czym sobie na Ciebie zasłużyłem, ale nie spieprzę tego, obiecuję.- powiedział bawiąc się moimi włosami.
-Kocham Cię.- uśmiechnęłam się promiennie, jednak na mojej twarzy po chwili pojawił się grymas.. -A teraz..- zrobiłam pauzę patrząc na niego surowo. -Skąd te siniaki i krew?- patrzyłam na chłopaka wyczekująco.


Justin's POV:


-Katy to wszystko da się wyjaśnić i mimo tego, że będziesz zła, wiem, że to zrozumiesz..- zacząłem patrząc na dziewczynę, która wypchnęła w grymasie dolną wargę. Wyglądała tak uroczo, jej pulchne usta kusiły mnie jak nigdy, a do tego ubrała jedne ze swoich najlepszych jeansów no i.. Bieber, cholera skoncentruj się!
-To było tak..- zacząłem opowiadać brunetce zdarzenia sprzed kilku godzin.

*flashback*

Zaciągnąłem się powietrzem, wypychając spierzchnięte wargi przy tym. Zimny wiatr muskał moją rozgrzaną skórę, krew w żyłach płynęła w wyjątkowo szybkim tempie. Nerwowo rozglądałem się dookoła, zaciskając w dłoni kluczyki od samochodu. Wiązanka przekleństw cisnęła mi się na usta, kiedy kilka metrów przed sobą zauważyłem znaną mi postać. Ciągnąć za końcówki włosów, wyrzuciłem papierosa, wydmuchując przy tym ostatniego bucha. Złapałem się na zaciskaniu szczęki, co już zapowiadało awanturę. Starałem się zapanować nad emocjami, jednak to było bezsensu. Walka ze złością nigdy nie przychodziła mi łatwo. Poluzowałem pięści, które ozdobione były odrobiną krwi, która pojawiła się przez wcześniejsze uderzenia w ścianę. Przełknąłem głośno ślinę, zbierając wszystkie swoje myśli. Jego idiotyczny uśmiech, który zauważyłem już z daleka, wyprowadzał mnie z równowagi. Mieliśmy porozmawiać, wyjaśnić kilka spraw, jednak nie potrafiłem.. Nie potrafiłem rozmawiać z człowiekiem, który dotknął moją księżniczkę. On wyrządził jej krzywdę, był świadomy tego, co robi i gdyby nie szczęście.. To wszystko mogło skończyć się dla niej dużo gorzej.
-Co jest Bieber, gdzie twoja dziwk..- Ryan podchodząc do mojego auta, zaczął pierdolić, jednak nie dałem mu skończyć. Przyciągając go za szmaty, uderzyłem wielokrotnie o maskę swojego czarnego samochodu. Złość przejęła nade mną kontrole, nie dość, że krew buzowała w moich żyłach na sam widok tego idioty, on jeszcze źle podbił z gadką.
-Masz coś kurwa jeszcze do powiedzenia?- wysyczałem przez zęby, a w moich oczach Ryan mógł dostrzec ogromna wściekłość. Jego głupi uśmieszek zszedł z jego twarzy, kiedy przycisnąłem go jeszcze mocniej, dosłownie dusząc przy tym. Ten skończony dupek najwidoczniej uświadomił sobie do czego jestem w tej chwili zdolny.
-Albo skończysz pierdolić i mnie posłuchasz albo skończysz swoje życie w tym miejscu.- zagroziłem patrząc uważnie na bruneta, który przełknął głośno ślinę, kiedy tylko poluzowałem uścisk. Zacisnąłem mocniej szczękę, miałem ochotę go zabić, naprawdę. Nie zdawał sobie sprawy jak ważna dla mnie jest Katy i mimo, że byliśmy dla siebie jak bracia, nikt nie jest ważniejszy od niej i jej bezpieczeństwa. Popchnąłem chłopaka na ziemie, jego ciało uderzyło mocno o ziemie przez, co stracił ponownie siłę. Patrzyłem niego z mordem w oczach, a złość nie chciała mnie opuścić. Cofnąłem się o kilka kroków do tyłu, zaliczając przy tym kilka uderzeń w słup na środku parkingu. Ludzi na tak niebezpiecznej dzielnicy gówno obchodziły takie awantury, więc chociaż miałem spokój od ciekawskich spojrzeń i interwencji policji. Zaśmiałem się bez humoru, kiedy Ryan jak skończona pizda chwiała się o własnych nogach. Obserwując chwilę tą żałosną scenę, odpaliłem kolejnego papierosa, zaciągając się jak najmocniej to było dla mnie możliwe.
-Wiesz..- zacząłem obserwując błyszczącą maskę swojego samochodu, obok której znajdował się brunet. -Kiedyś byliśmy braćmi, przyjaciółmi.. Przechodziliśmy przez największe gówno razem, zawsze stawialiśmy siebie ponad wszystko i przysięgam, że byłem gotowy w kilka sekund oddać za Ciebie życie.- patrzyłem intensywnie w tęczówki chłopaka, który sprawiały, że odrobinę wirował mi obraz. -A teraz? Nie zawahałbym się wrzucić Cię pod koła samochodu.- warknąłem idąc w kierunku bruneta, który przełknął w strachu ślinę. -Możesz zgrywać kogoś wielkiego, możesz sprowadzać sobie najlepsze dziwki do mieszkania i pogrywać z najlepszymi narkotykami, ale wiesz, co Ryan? Jesteś tchórzem. Skończonym tchórzem, który zamiast mnie, skrzywdził nic niewinną dziewczynę. Zastanawiałeś się w ogóle, co się z Tobą dzieje? W drodze do bycia na szczycie w tańcu, pogubiłeś się i chcesz być na szczycie w całym Nowym Jorku, ale kurwa wiesz co? Osiągnij to, co postanowiłeś uczciwie, rozumiesz? Uczciwie i kurwa wspinaj się na sam szczyt, ale z dala od osoby, którą kocham, bo przysięgam, że Cię zabiję.- splunąłem, posyłając mu ostatnie spojrzenie. Otworzyłem drzwi i ruszyłem z piskiem opon, wszystko, co chciałem już mu powiedziałem, a mnie w ogóle nie obchodziło, co on ma do powiedzenia.

*end of flashback*  
 Skończyłem opowiadać dziewczynie, która wpatrywała się we mnie, uważnie słuchając. Sięgnąłem po butelkę wody, zerkając, co kilka sekund na nią. Wiedziałem, że nie jest zadowolona, bo po prostu ona nienawidzi przemocy, a do tego nienawidzi przemocy, której używam w jej obronie. Sam jestem za tym, żeby szukać innych rozwiązań, ale narkotyki i pieniądze wyprały Ryan'owi mózg. Do niego nie dotrze nic poza groźbami, on dobrze mnie zna i wie, że jestem zdolny naprawdę go zabić.
-Katy, proszę powiedz coś.- patrzyłem na nią, jej wzrok był pusty.
-Katy..-powtórzyłem...
-No co?- powiedziała cichym głosem. -Nie dziw się, że nic nie mówię, nie jestem na Ciebie zła, wiem, że zrobiłeś to, bo jesteś wściekły i chcesz mnie chronić, ale..- zacięła się, gubiąc we własnych myślach,
-Ale?- zachęcałem ją do powiedzenia tego, co przychodziło jej z trudem.
-Ale mam po prostu już tego wszystkiego dość, wiesz? Wszyscy stoją nam na drodze, a ja chcę być po prostu szczęśliwa z Tobą, nikim innym..- jej głos łamał się a pojedyncze łzy przywitały jej zarumienione policzki.
-Wiem, kochanie wiem..- głaskałem ja opiekuńczo po głowię, po czym złożyłem krótkiego buziaka na jej czole. -Będzie dobrze, słyszysz?- spytałem, odgarniając na bok jej kosmyki włosów.
-Obiecujesz?- spytała, łapiąc mnie mocno za rękę.
-Obiecuję.- szepnąłem, zamykając ją w mocnym uścisku, który miał dać jej poczucie bezpieczeństwa, które zamierzałem jej dawać każdego dnia.


hejka, wydaje mi się, że nie muszę nic tutaj pisać
liczbę komentarzy pod ostatnim rozdziałem jestem w stanie opisać jednym słowem: żenada.
staram się, piszę, dodaje rozdziały mimo, że macie w dupie moje prośby, a wy nie zamierzacie oczywiście nic zmienić:) od teraz rozdziały będę dodawała kiedy mi się zachcę, chciałam, żeby były w każdą sobotę/niedziele, ale wy najwidoczniej tego nie chcecie.
strzałka.
(nie sprawdzałam rozdziału, nie mam ochoty poprawiać błędów ani nic, 
bo NIE MAM MOTYWACJI, dziękuje)



niedziela, 8 lutego 2015

20. Tak wiele mogłeś starcić.


Katy's POV:

Posłałam chłopakowi delikatny uśmiech, krojąc kolejnego pomidora. Przygotowywałam nam pożywne śniadanie, bo przecież w szpitalu jadłam jakieś gówno zamiast jedzenia. Skupiona na robieniu kanapek, przecięłam sobie palec. Niezdarna Katy.
-Cholera..- zaskomlałam, przemywając palec zimną wodą.
-Chyba nie jestem zaskoczony.- zaśmiał się Justin, rozciągając leniwie na kanapie.
-Słucham?- zmarszczyłam brwi, wiedząc do czego zmierza.
-Kochanie, jesteś niezdarą i dobrze o tym wiesz.- pojawił się przy mnie po sekundzie, składając na moim policzku delikatny buziak. Wzruszyłam ramionami, nie chciałam się z nim kłócić po tej cudownej nocy tym bardziej, że miał trochę racji. Kiedy tańczyłam byłam pewna siebie i bardzo się na tym koncentrowałam jednak w codziennych czynnościach odpływałam i błądziłam gdzieś myślami, więc zdarzały mi się małe potknięcia. Schowałam kosmyk swoich włosów za ucho, starałam się zrobić najlepsze śniadanie na świecie, żeby bardziej umilić nasz poranek. Było kilka minut po dziewiątej, ale ja byłam gotowa na to, że ten dzień będzie dla mnie bardzo ciężki. Przewróciłam oczami na myśl mojego spotkania z przyjaciółmi, tęskniłam za nimi, ale wiedziałam, że mnie nie zrozumieją. Mają już pewnie swoją wersję na to wszystko i nie dadzą mi nawet dojść do słowa. Justin jest naszą konkurencją, ale to nie powód, żeby go nienawidzić. Zakochałam się w nim, a serce nie wybiera, czy coś takiego. Małymi kroczkami zbliżałam się do przyznania przed sama sobą, że zepsułam coś, co było dla mnie jeszcze kilka miesięcy temu najważniejsze. Stawiałam swoich przyjaciół ponad wszystko, ale gdy pojawił się Justin, stałam się egoistką. Zakochana, nie wiedziałam czy robię dobrze czy źle, a do tego bałam się ich reakcji. Nie wiem w sumie, co chciałam tym wszystkim osiągnąć skoro to wszystko wyszło i teraz mam kłopoty.
-O czym tak myślisz?- spytał Justin, a ja od razu wróciłam na ziemie.
-O niczym ważnym.- zbyłam go, bo po prostu nie chciałam psuć też jego dnia. -Smacznego.- uśmiechnęłam się delikatnie podsuwając pod jego nos talerz z kanapkami i kawą.
-Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko?- zaskoczył mnie, zaczynajac jesc swoje śniadanie.
-Justin, wiem to..- zaczęłam niepewnie. -Stresuje sie tylko dzisiejszym wyjściem z moimi przyjaciółmi, a głownie z Luke'iem..- przyznałam zrezygnowana. Szatyn spiął sie po tym jak wspomniałam o Luke'u, a ja przewróciłam oczami. Wiedziałam, ze był zazdrosny, ale gdybym chciała byc z Luke'iem to po prostu bym zostawiła Justina, jednak to jego kocham i nikt nie moze tego zmienić.
-Możesz przestać?- warknelam, kiedy chłopak zaciskał pieści i szczękę. Nienawidziłam go, kiedy był taki agresywny i zazdrosny, to nie ma sensu.
-Przestać co?- powiedział chłodnym tonem, którego nigdy nie używał w moim kierunku. Zasłoniłam twarz dłońmi, głośno wzdychając.
-Przestań byc o niego zazdrosny.- powiedziałam cicho, wiedziałam, ze to dla niego trudne, ale nie moze za każdym razem, kiedy tylko o nim wspomnę w ten sposob reagować. Ludzie nigdy nie rozumieją tego, ze to moje życie, jakbym chciała byc z Luke'iem to bym była, ale nie chce. Tylko Justin sie dla mnie liczy i nie mam zamiaru tłumaczyć mu tego każdego dnia, to bardzo męczące.
-Wiesz, ze to nie takie proste..- westchnął głośno, łapiąc mnie za rękę.
-To jest proste, Justin. Musisz sie tylko postarać i pamietać, ze jestem tylko twoja.- powiedziałam patrząc w głąb jego karmelowych tęczówek. Dominowała w nim złość i smutek, przez co moj brzuch ścisnął sie nieprzyjemnie.
-Będziesz pamietać? Kocham Cie.- ujęłam jego ciepła twarz w swoje dłonie, patrząc na jego pulchne wargi.
-Postaram sie opanować złość, ale robie to tylko dla Ciebie.- powiedział, rozluźniajac sie pod moim dotykiem.
-Jestes najlepszy.- pocałowałem go w kącik ust i juz po chwili znalazłam sie przy blacie w kuchni. Musiałam posprzątać po naszym śniadaniu i zacząć sie szykować, bo Justin miał mnie podwieźć do Jake'a. Wybrałam szybko jakiś luźny sweter, założyłam leginsy, a włosy spięłam w niechlujnego kucyka. Nie miałam ochoty na mocny makijaż, więc użyłam jakiegoś delikatnego podkładu i wytuszowałam rzęsy. Wszystko wydawało mi się takie dziwne. Pobyt w szpitalu wyrwał mnie z mojej rzeczywistości, bardzo dużo muszę sobie jeszcze poukładać i mimo, że z Justinem wszystko jest dobrze i nie mam żadnych wątpliwości, coś mnie męczy. Czuję jakby było coś jeszcze, coś co wszyscy ukrywają lub coś o czym najzwyczajniej w świecie zapomniałam. Na sekundę męczy mnie tysiąc myśli, noce w szpitalu były bardzo ciężkie, ponieważ dręczyła mnie bezsenność. Obraz oczu mojego ojca wirował w mojej głowie, nienawiść, która dosłownie buchała od niego w moim kierunku, raniła moje serce. Złe wspomnienia wracały z podwójną siłą w każdy wieczór i mimo tego jak bardzo chciałam zapomnieć, nie potrafiłam. Rodzina to tak ważny temat w życiu każdego człowieka, a mnie każdego dnia boli fakt, że ja tej rodziny nie mam. Oni mnie nienawidzą, jedynie mój brat, który powinien mieć do mnie największy żal, tęskni za mną. To bardzo długa historia, więc nie ma czasu teraz o tym szczególnie rozmyślać, ale prawdą jest to, że mimo tego, że uciekłam ze swojego rodzinnego miejsca, dalej wracam tam myślami. Kiedy byłam mała, każdy poranek wydawał się taki monotonny, po prostu nudny... ale teraz oddałabym wszystko, żeby móc spojrzeć na swoich rodziców, odpoczywających przed telewizorem. Nigdy nie powiedzieli mi w twarz, że mnie nienawidzą, ale wiem, że tak jest. Do tego nie potrzeba słów, dlatego uciekłam, zabrałam swoje rzeczy jako nastolatka i po prostu wyszłam z domu. Nie wróciłam tam ani razu, jedynie kilka razy spotkałam się z Jasonem, bo to w końcu mój młodszy brat. Przeze mnie będzie miał problemy do końca swojego życia, nie upilnowałam go, byłam młoda i głupia. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jakie zło otaczało mnie i Jasona na tak niebezpiecznej dzielnicy, w której mieszkaliśmy. Byłam za głupia na to, żeby myśleć o konsekwencjach, wolałam zajmować się pieprzonym telefonem zamiast swoim dwunastoletnim bratem. Teraz ma on szesnaście lat, zachowuje się jak dorosły, prawdziwy mężczyzna, bo tak wychował go mój ojciec. Jest porządnym człowiekiem, jednak jak byłam młodsza, byłam na niego często wściekła. Był on oczkiem w głowie moich rodziców, uwielbiali chwalić go przy reszcie rodziny, zawsze uczestniczyli w jego meczach, bo Jason uwielbia sport, a ja? A ja zawsze byłam gdzieś z boku, wychodziłam z telefonem i słuchawkami, szukając swojego miejsca. Ludzie nie doceniali mnie, nazywali się moimi najlepszymi przyjaciółmi, jednak nie znali mnie. Nikt nie zdawał sobie sprawy jak się czuję, jak tańczę, co kocham robić i jakie mam marzenia. Wszystkich gówno to obchodziło. To ja wszystkich gówno obchodziłam. Z każdym dniem bolało mnie to coraz bardziej, dostawałam po dupie od życia codziennie. Zmierzałam się z problemami, których normalna nastolatka nie doznała w najgorszych koszmarach. Przeżyłam porwanie swojego młodszego brata i do dzisiaj nosze na swoich plecach ciężar tego zdarzenia. Przez rok mój braciszek był w rodzinie, która traktowała go jak pieprzonego sługę. Ludzie w tym syfie znęcali się nad nim, a na jego powrót czekałam każdego dnia. Nie mogę wybaczyć sobie tego, że nie upilnowałam go, pozwoliłam jakimś chorym psychopatą zabrać go w swoje obleśne łapy. Nienawidziłam tych ludzi, jednak najbardziej nienawidziłam za to wszystko samej siebie. Nigdy nie będę mogła z ręką na sercu powiedzieć, że jest u mnie idealnie, bo wiem, co czuję mój brat. To gówno odbiło się na nim i będzie mieć uraz do końca. Gdybym mogła, zrobiłabym wszystko, żeby zamienić się z nim miejscami. Gdyby tylko była wtedy możliwość, żeby Ci ludzie porwali mnie, nie jego. On do cholery nic nie zrobił. Był dobrym dzieckiem, rodzina go uwielbiała, mama z tatą obserwowali jak rośnie i rozwija się każdego dnia. Gdyby to mi się przydarzyło, wszystko byłoby inne. Rodzice zapomnieliby o mnie i wszystko poszłoby z górki. Nie musieliby się męczyć przez rok i zastanawiać gdzie jest Jason. To wszystko moja wina, nie mam im za złe tego, że mnie nienawidzą, bo sama mam do siebie obrzydzenie. Nie oczekuje, że za kilka lat przyjmą mnie z otwartymi ramionami, wiem, że umarłam w ich oczach i nie znaczę już nic. Nie wiedzą nic, nie mają pojęcia gdzie jestem i z pewnością nic ich to nie obchodzi. Nienawidzę użalać się nad sobą, ale jeśli chodzi o ten temat to ciężka sprawa, w końcu rodzice w życiu każdego człowieka są najważniejsi. Moje serce zawsze będzie już w kilku kawałkach, dzięki Justinowi jestem szczęśliwsza, jednak nie ma możliwości, żeby poskładać mnie i moje poczucie winy do jakiejś sensownej całości. To nigdy się nie uda. Moja przeszłość jest czymś czego boję się najbardziej, boje się mówić o niej głośno, bo myślę, że ludzie z mojego teraźniejszego życia również mnie znienawidzą. Czasami chciałabym tak po prostu cofnąć czas i żyć inaczej, może wtedy nie popełniłabym tylu błędów? Cholera, miałam o tym nie myśleć. Taylor był moim chłopakiem, zaczęliśmy być razem przed tym jak Jasona porwali. Ten chłopak wiele dla mnie znaczył, starał się mi pomóc, ale nie rozumiał mnie tak jak reszta. Okazał się skończonym dupkiem i mimo tego, że wiedział jak bardzo cierpię, zadawał mi kolejny ból. Byłam wykończona, chciałam skończyć ze sobą i tym całym gównem. Chciałam tylko, żeby mój brat wrócił cały i zdrowy, a Taylor dał mi spokój. Ale w sumie, czego ja się spodziewałam? Oczekiwałam księcia na białym koniu w takiej dzielnicy jak tamta? Chłopak, który mówił, że mnie kocha miał i ma dalej problemy ze swoją głową. Zadawał mi ból nie tylko psychiczny, ale także fizyczny. Bałam się jego każdego ruchu i mimo, że chciałam odejść, wiedziałam, że nie mogę, bo zrobiłby mi krzywdę, której nie zapomniałabym do końca życia. To wszystko może brzmieć oklepanie, ale tak niestety wygląda to, co przeżywałam kilka lat temu. Przeżyłam wypadek samochodowy, który spowodował Taylor i to jest powód, dla którego boję się szybkiej jazdy. Człowieka psychika jest jak kartka papieru, jeśli ją zgnieciemy, a później będziemy starali się wyprostować.. To może się udać, ale ta kartka już nigdy nie będzie idealnie prosta. Wiele rzeczy w moim życiu odbiło się na mnie z ogromnym echem, ale staram stawiać się pewne kroki i iść ciągle do przodu. Ciągle popełniał błędy, ale widzę, że uczę się na nich i jestem świadoma tego, że muszę podnieść się z nich silniejsza. Ukrywanie prawdy przed moimi przyjaciółmi było ogromnym błędem, więc teraz będę dążyć do tego, żeby naprawić to, co sama zawaliłam. Nie ma w tym wszystkim miejsca na zastanawianie się, oni byli przy mnie, kiedy uciekłam z domu i zostałam całkiem sama. To dzięki nim zaczęłam zarabiać pieniądze i jakoś stanęłam na nogi. Justin w tym wszystkim jest czymś, o czym nawet nie śniłam. Budzę się rano, patrzę na jego delikatny uśmiech i się boję. Po prostu cholernie nie chcę go stracić, on jedyny rozumie mnie tak dobrze i kocham go. To jest coś czego nie mogę zepsuć, bo jeśli to się stanie.. Wszystko straci znowu sens. Nie potrafię już bez niego funkcjonować, to działa na mnie jak narkotyk. Pragnę go więcej, bardziej i częściej. Nie potrafię opisać uczucia, kiedy jego serce bije, opieram swoją głowę o jego klatkę piersiową, on zamyka mnie w swoich silnych ramionach i razem trwamy w takim uścisku kilka minut. Mogłabym tak bez żadnej przerwy, ja po prostu wiem, że to jest ten właściwy. Jestem tak cholernie młoda, ale nie wyobrażam sobie rąk innego chłopaka na swoim ciele. Nie chciałabym widzieć nikogo oprócz szatyna, który śpiąc uchyla wargi i uśmiecha się przez sen. Ten widok to coś najlepszego, to nigdy mi się nie znudzi. Oh, za dużo myśli na sekundę, widzicie? 
Przejrzałam się kolejny raz w lustrze i kucnęłam, żeby zawiązać sznurówki od swoich czarnych conversów. Lubiłam wyglądać w ten sposób, to nie było nic specjalnego, jednak taki miałam styl. Zwykły luźny sweter, leginsy, trampki, kucyk i delikatnie pomalowane oczy to taki mój "ulubiony wygląd".
-Czy moja dziewczyna jest gotowa?- zaśmiał się szatyn, bawiąc się kluczami od samochodu.
-Zależy na co.- jęknęłam, a na mojej twarzy od razu pojawił się grymas. Chłopak spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Wsiedliśmy w ciszy do samochodu, zapięłam pasy i sprawdziłam czy Justin również to zrobił. To dla bezpieczeństwa, nie mam żadnej paranoi. Chyba.
-Kochanie, pamiętaj, że jesteś dla nich ważna i mimo, że są źli, zrozumieją Cię.- Justin przerwał ciszę, przez co wróciłam na ziemie i odwróciłam głowę od okna, żeby spojrzeć na jego profil.
-Wiem, ale żałuję tego, co zrobiłam.- przyznałam, spuszczając wzrok.
-Żałujesz tego, że zaczęłaś spotykać się z konkurencją?- spytał, patrząc pustym wzrokiem przed siebie przez, co pękło mi w sekundę serce.
-Nie o to mi chodziło, Justin. Przecież wiesz, że tego nie żałuję.. Chodzi o to, że ukrywałam przed nimi to, wiedząc, że im się to nie spodoba. Byłam tchórzem.- wytłumaczyłam się, patrząc na chłopaka. Nie chciałam, żeby myślał, że żałuję tego, co stało się między nami, bo tak nie było. On jest najlepszym, co mi się przytrafiło i mimo konsekwencji, wiem, że to jest tego warte.
-Nie ma rzeczy, z którą nie damy sobie rady, jasne?- położył dłoń na moim kolanie, uśmiechając się do mnie. -Z Tobą po prostu wszystko jest lepsze i łatwiejsze, jesteś silna, masz mnie... Nie ma rzeczy teraz niemożliwych, okej? Nie wiadomo jak wielki problem przed sobą mamy, razem się z nim zmierzymy.- powiedział zerkając to na mnie, to na drogę. Uśmiechnęłam się, myśląc nad tym, co właśnie powiedział. Miał rację, kiedy był obok wszystko wydawało się możliwe. Razem byliśmy bardzo silni i wiem, że z jego wsparciem, naprawię to.
-Kocham Cię, naprawdę.- kręciłam głową, uśmiechając się jak jakaś idiotka. Byłam taka szczęśliwa mając go obok siebie, sprawiał, że czułam się po prostu dobrze.
-Ja mocniej.- cmoknął zabawnie ustami, śmiejąc się ze mną z samego siebie.
Uwielbiam tego idiotę, zabijcie mnie.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, widziałam, że Justina pochłonęły myśli, a ja również starałam skoncentrować się na rozmowie, która miałam przeprowadzić z przyjaciółmi. Chłopak myślał nad czymś intensywnie i mimo, że nie lubiłam wyciągać z niego informacji, musiałam wiedzieć.
-O czym myślisz?- patrzyłam na niego wyczekująco. Szatyn spojrzał na mnie i oblizał nerwowo usta, patrząc ponownie na drogę. Nie mógł mnie tak po prostu zignorować.
-Hm?- zwróciłam na siebie jego uwagę ponownie, czekając na jego odpowiedź.
-Jest kilka spraw, które mnie martwią.- przyznał wyprzedzając kilka samochodów. Przełknęłam głośno ślinę, wbijając się w fotel. Naprawdę nie lubiłam szybkiej jazdy.
-Przepraszam.- spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a ja tylko pokiwałam głową. Nie miałam mu za złe, że zapomniał, że boję się szybko jeździć, bo on po prostu nie był do tego przyzwyczajony.
-Ryan wie o nas?- spytałam patrząc na rozmywający się obraz za oknem.



Justin's POV:


Spiąłem się słysząc imię tego idioty. Zacisnąłem dłonie na kierownicy, starając się opanować swoją złość. Ona była taka bezbronna w tym wszystkim, nie potrafiłem wybaczyć sobie tego, co się stało. Coraz bardziej chciałem powiedzieć jej prawdę, chciałem wyjaśnić jej od czego zaczęła się nasza znajomość i w jaki sposób doszło do wypadku podczas finału. Ryan zemścił się na niej, dlatego, że się tam nie zjawiłem, ale cholera, co ona ma z tym wspólnego? To nie jej pieprzona wina, że wybraliśmy ją jako cel tego gównianego planu. To, co się wydarzyło to najgorsze, co mogłem zrobić, jednak dzięki temu poznałem kogoś takiego jak Katy. Nie wyobrażam sobie niczego bez niej, wszystko bez jej uśmiechu wydaje się takie szare. Nie chcę tego zepsuć, ale nie potrafię też ciągle ją okłamywać i udawać, że nic mnie nie męczy. Kocham ją, naprawdę, ale cholera, co jeśli ją stracę? To dla mnie za wiele, a Ryan nie powinien nawet jej dotykać palcem. Domyślił się, że zaczęła coś dla mnie znaczyć, znamy się od dziecka i to kiedyś był naprawdę dobry chłopak, ale kurwa nie teraz. Co z nim się stało, stary Ryan stawiał na moje szczęście, a nie na pieniądze. On kiedyś nawet nie myślał o tym, żeby zrobić jakiejś dziewczynie krzywdę, ale widzę, że wszystko się zmieniło. To podziemie dosłownie zmieniło go w innego człowieka i nie wiem, co robić, żeby było inaczej. To tak cholernie popieprzone, patrzę na swojego starego przyjaciela i widzę jak się toczy, ale nie ma sposobu chyba, żeby to zatrzymać. Katy znaczy dla mnie wszystko i mimo, że Ryan kiedyś był dla mnie jak brat, nie daruję mu tego. Nie odpuszczę mu, on widział, że była jakaś osłabiona podczas występu, a mimo to zadał jej ból. On tak po prostu ją popchnął, straciła równowagę i przez brak siły, upadła. Kurwa. Mogło jej się stać coś poważnego, mogła wyjść z tego z jakimś gównem, a tego idiotę gówno to obchodzi? Za mocno ją kocham, żeby pozwolić na coś takiego. Nie mogę znieść myśli, że moja księżniczka wylądowała w szpitalu przeze mnie. Ryan tylko pogorszył sytuacje, ale gdyby nie mój plan, gdyby nie to, że mnie poznała.. Byłaby bezpieczna. Cholernie boję się, że coś jej się stanie, moja grupa jest pełna nienawiści, oni nie zrozumieją tego, co do niej czuję. Za wszelką cenę będą dążyć do tego, żeby się na niej zemścić i zrobić jej krzywdę, a tego nie przeżyję. Budzę się ciągle w nocy i patrzę jak śpi, bo chce mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Nie zniósłbym tego jakby ponownie stała jej się krzywda. Jestem gotowy ponieść konsekwencje za to, co zrobiłem, bo wiem, że ona może mnie za to znienawidzić. Na początku zbliżyłem się do niej tylko przez plan, ale później stała się dla mnie tak cholernie ważna. Chciałem przebywać z nią w każdej wolnej minucie, przytulać ją i patrzeć jak się śmieje. Polubiłem ją od razu, jednak odrzucałem to od siebie tłumacząc sobie, że to prosty interes. Teraz wiem, że na ludziach nie da się zarobić i nie można ich oszukiwać. Katy może mnie znienawidzić, ale ja nie mam zamiaru się poddać, chcę powiedzieć jej prawdę i pokazać, że to, co teraz robię jest prawdziwe. Zakochałem się w niej naprawdę i kocham ją, więc nie pozwolę jej odejść. Nigdy nie spotkam drugiej takiej dziewczyny i przez jeden głupi błąd, nie chcę płacić do końca życia, utratą jej.
-Chyba odpłynąłeś.- powiedziała trochę zirytowana. Miała racje, odpłynąłem zapominając o jej obecności i jej pytaniu.
-Przepraszam.- powiedziałem cicho, modląc się o to, żeby nie ciągnęła dalej tematu Ryana, bo to chciałem jej wyjaśnić dużo później. Nie będę jej przecież okłamywać, że wie i wszystko jest dobrze. Dziewczyna pokiwała głowa, przymykając powieki.
-Jesteś zmęczona, księżniczko? Jest dopiero jedenasta rano.- zaśmiałem się cicho, myśląc o tym, że gdyby mogła to pewnie poszłaby spać. Leniuch.
-Na samą myśl o tym dniu, mam ochotę zapaść się pod ziemią.- jęknęła niezadowolona, a ja westchnąłem. Miała rację, ten dzień nie wyglądał za ciekawie, a to nie koniec złego. Ona nie jest świadoma, że mam zamiar dzisiaj z nią porozmawiać. Czeka ją poważna rozmowa z przyjaciółmi, a potem ze mną.. Jestem najgorszym chłopakiem na świecie.
-Pamiętaj, że jak tylko zadzwonisz, przyjadę od razu.- ucałowałem ją w czoło. -Dobrze?- spytałem.
-Wiem, dziękuje.- uśmiechnęła się blado, nienawidziłem smutku w jej oczach.
-Dasz sobie radę.- pocieszałem ją, zatrzymując auto blisko domu Jake'a, który wskazała mi brunetka.
-Chyba tak.- westchnęła myśląc nad czymś. Wiedziałem, że wolałaby, żebym poszedł tam z nią, ale razem zdecydowaliśmy, że to musi być rozmowa tylko pomiędzy nią, a nimi.
-Powodzenia, kochanie.- pożegnałem się z nią, posyłając pocieszający uśmiech. Patrzyłem jak brunetka kierowała się w stronę drzwi i dopiero, kiedy weszła do środka, odjechałem z piskiem opon kierując się tam, gdzie powinienem stawić się już dużo wcześniej.


Katy's POV:



Lily otworzyła mi drzwi, a jej mina nie zdradzała żadnych emocji. Postawiłam pierwsze kroki w mieszkaniu Jake'a i już czułam się jak intruz. Mój żołądek skręcał się ze stresu. Wiedziałam, że w salonie siedzi reszta, a zawiedzenie wymalowane mają na twarzach. Oddychałam nierówno, starając się opanować swoje emocje. Skręciłam w długi korytarz, który prowadził do salonu. Czułam na sobie przenikliwe spojrzenie Lily, która nie odezwała się do mnie nawet słowem. Mimo wszystko byłam w szpitalu, powinni się chyba cieszyć, prawda? Schowałam dłonie do kieszeni, nie wiedziałam, na którym z nich zatrzymać wzrok, bo wpatrywali się we mnie intensywnie. Miałam wrażenie, że zaraz zrobią mi dziurę w głowię, więc schowałam twarz w dłonie i wciągnęłam spokojnie powietrze. Zdenerwowana, oblizałam usta patrząc chwilę pustym wzrokiem w oczy Luke'a. Chłopak siedział podparty na łokciach, jego wzrok był pusty. Wszyscy zachowywali się tak jakby moja obecność była im obojętna. Przygotowali się na to i w ten sposób chcą wywołać u mnie jak najgorsze wyrzuty sumienia.
-Jeśli myślicie, że jestem z siebie dumna i w ten sposób chcecie sprawić, żebym poczuła się źle, dajcie spokój. Czuję się jak gówno, więc nie wysilajcie się tylko przejdźmy do rzeczy.- powiedziałam oschłym tonem, wiedziałam, że są na mnie źli, ale miałam swoje powody, żeby ukrywać to przed nimi. Wiedziałam, że będziemy się kłócić, a do tego wszystko działo się strasznie szybko, nawet nie zdążyłam dobrze tego przemyśleć.
-O czyli jednak zmądrzałaś i dałaś sobie z nim spokój?- spytał Luke, a ostatnie słowa, które wypowiedział wypełnione były jadem.
-Nie dam sobie z nim spokoju, nigdy.- powiedziałam bez zastanawiania się nad tym. W pokoju zrobiła się jeszcze gorsza atmosfera, powietrze wydawało mi się gęste, więc każdy oddech sprawiał, że czułam się okropnie.
-To chyba nie mamy o czym rozmawiać.- kontynuował Luke.
-Tak?- zaśmiałam się bez humoru. -Nie mamy o czym rozmawiać, bo wybrałam jego nie Ciebie czy nie mamy o czym rozmawiać, bo jest on nasza konkurencja?- złość brała nade mną górę. Brunet zacisnął pięści, a reszta obserwowała nas w milczeniu.
-Jakoś kurwa nie słyszę ich, tylko ty masz największy problem i rozmowę ze mną zaczynasz od bycia skończonym dupkiem.- rzuciłam ostro, wyrzucając ręce w powietrze.
-Gówno wiesz.- odpyskował mi Luke.
-Skoro gówno wiem, nie mamy chyba o czym rozmawiać.- rzuciłam mu ostatnie spojrzenie i odwróciłam w stronę wyjścia, nie mając ochoty nawet żegnać się z resztą. Nie oczekiwałam, że rzucą mi się na szyję, ale oni nawet nie przerwali tej ostrej wymiany zdań. Dziewczyny wiedziały jak bardzo nienawidzę kiedy ktoś nie daje mi się wytłumaczyć, a nie przerwały tego, co zaczął Luke.
-Katy, czekaj..- zatrzymał mnie Mike, odwracając w swoją stronę. -Zaciśnij zęby, porozmawiaj z nami i nie zwracaj uwagi na chamskie zachowanie Luke'a.- dodał szeptem tak, żebym tylko ja mogła to usłyszeć. Kiwnęłam głową i starając się opanować, usiadłam na jednej z kanap, patrząc na grupę wyczekująco.
-Więc? Co chcecie mi powiedzieć, bo ja już chyba nie mam szansy się wytłumaczyć.- rzuciłam, patrząc na nich smutnym wzrokiem. Luke prychnął pod nosem, ale od razu zgarnął kilka wściekłych spojrzeń i odpuścił. Przewróciłam oczami, wiedząc, że jest po prostu zazdrosny.
-Chcemy dla Ciebie jak najlepiej, rozumiesz? Nie możesz się wściekać za to, że jesteśmy źli, bo to ty nas oszukiwałaś. Do cholery jesteś świadoma kim jest ten człowiek?- Jake mówił, a jego ton głosu przerażał mnie. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez całe moje ciało, przełknęłam głośno ślinę.
-Ona gówno wie, może jej powiedz, co zrobił jej ukochany!- prychnął Luke, złość ogarnęła go całego. -Ciekawe czy dalej będzie taka pewna.- dodał ciszej. O czym oni do cholery mówią?
-Jak długo miałaś zamiar nas okłamywać? Powiedziałabyś nam, że spotykasz się z konkurencją czy nie miałaś tego w planach, a wszystko wyszło na jaw przez pieprzony wypadek?- naskoczyła na mnie Nicole.
-Ty też jesteś przeciwko mnie?- warknęłam, łzy cisnęły mi się do oczu. -Nigdy się nie zakochałaś? Nigdy do cholery nie zależało wam na kimś tak bardzo, że pieprzyliście wszystkie konsekwencje? Jakie znaczenie ma to, że Justin jest w innym zespole..- nie skończyłam zdania, ponieważ Luke mi przerwał.
-Jakie ma znaczenie? Może kurwa takie, że mogła stać Ci się pierdolona krzywda, a my nie wiedzielibyśmy nawet gdzie Cię szukać?- wstał krzycząc w moim kierunku. Serce biło mi w niesamowicie szybkim tempie, nie pamiętam nawet, kiedy byłam tak zdenerwowana.
-Nie znasz go.- warknęłam, złość ogarniała mnie cała, a w żyłach wybuchła adrenalina.
-Sama go nie znasz, kurwa! Ile to niby trwa? Miesiąc?!- krzyczał mi prosto w twarz Luke.
-Gówno powinno Cię obchodzić ile to trwa, to moja pieprzona sprawa.- syknęłam zaciskając pieści. Brunet prowokował mnie, nie wiedziałam jak długo jeszcze będę wstanie dusić w sobie tą masę negatywnych emocji.
-No jasne, lepiej nie mów, chyba nie chcę wiedzieć jak długo Cię już pieprzy.- splunął.
Otworzyłam w szoku usta, wymierzając Luke'owi policzek.
-Jesteś skończonym dupkiem! W tym wszystkim udajesz najbardziej poszkodowanego, stawiasz mnie i jego w najgorszym świetle, tłumaczysz, że mogła stać mi się krzywda, a wiesz co?- zrobiłam pauzę. -To właśnie Ty ranisz mnie najbardziej.- rzuciłam ostrym tonem, patrząc prosto w pełne złości oczy chłopaka. Wszyscy siedzieli w milczeniu obserwując każdy mój ruch. Miałam w dupie czy zaakceptują to, że jesteśmy razem, naprawdę gówno mnie to obchodziło. Chciałam im to wszystko wytłumaczyć i jakoś się z nimi pogodzić, ale nie... Nie będę dawała traktować się jak kawałek gówna.
-Nie znasz całej prawdy.- na jego twarzy pojawił się grymas, a ton jego głosu się zniżył. Zachowywał się jakby uderzyło w niego to, co przed chwilą powiedziałam i w sumie to bardzo dobrze. Niech będzie świadomy, że cierpię przez jego brak zrozumienia i przez jego słowa. Justin nie zrobił mi nic złego i mimo, że bywało pod górkę, jestem pewna, że mnie kocha.
-A jaka jest prawda, przyjacielu?- zrobiłam duży nacisk na ostatnie słowo. -Może taka, że pracuję w burdelu, bo przecież jestem dziwką.- syknęłam wypominając mu jego słowa z imprezy. Chłopak wciągnął gwałtownie powietrze i oblizał wargi nerwowo. -Pytam się kurwa, jaka jest prawda i czego się jeszcze dowiem.- obojętnie spojrzałam na cały pokój, nie zatrzymując nawet na chwile wzroku na swoich przyjaciołach, którzy zachowywali się jak skończeni idioci.
-Taka, że twój kochany Bieber wykorzystał Cię dla swojego planu.- głos za moimi plecami odwrócił moją uwagę. Obróciłam głowę dostrzegając Mike'a, który wpatrywał się we mnie pustym wzrokiem.
-Mieliśmy powiedzieć jej o tym delikatnie..- cichy głos Lily, która pierwszy raz się odezwała odbił się w mojej głowie.
-Jakiego planu?- brzmiałam cicho i niepewnie.
-Jesteśmy konkurencją, miałaś mu zaufać i polubić jego towarzystwo, dzięki czemu miałby nad tobą sporą kontrolę. Opuściłaś się przez to w treningach przed samym finałem i do tego byłaś słaba. Możesz mu pogratulować, gdyby nie to, że wypadło mu coś bardzo ważnego.. Pewnie nie dotarłabyś nawet na deski parkietu.- rzucił Luke, a każe słowo przychodziło mu z niesamowitą łatwością.
-Jak możesz..- zaczęłam patrząc na niego, łzy spływały bezradnie po moich policzkach. Nie miałam siły ich kontrolować. -Jak wy możecie mi to robić.. Jak możecie tak kłamać!- krzyknęłam patrząc na każdego z nich. Wszyscy siedzieli w milczeniu, oddychałam nierówno myśląc nad wszystkim poważnie.
-Katy, musisz nam uwierzyć, bo..- zaczął Jake, ale nie miałam zamiaru dać mu skończyć.
-Nie!- wykrzyczałam. -Nienawidzę was!- zaczęłam kierować się w kierunku wyjścia, usłyszałam za sobą kroki, więc przyśpieszyłam. Nie miałam zamiaru dłużej słuchać tych kłamstw na jego temat, on nigdy w życiu by mi tego nie zrobił. Wybiegając z mieszkania na ulice tej pieprzonej dzielnicy, ruszyłam przed siebie, że znaleźć się jak najdalej. Ludzie posyłali mi ciekawskie spojrzenia, ale naprawdę nie dbałam o to w takim momencie. Łzy wypływały z moich oczu niekontrolowanie, a złość mieszała się z żalem. Nienawidziłam ich za to i nie wierzyłam w to, że za wszelką cenę chcieli zniszczyć to, co miałam z Justinem. Oddychałam głośno, pochłonięta własnymi myślami, które po chwili przerwał dźwięk mojego telefonu.
-Justin?- przeczytałam na głos napis. Po co miałby teraz do mnie dzwonić? Wyrzucając na chwilę z siebie wszystkie myśli, przesunęłam palcem po wyświetlaczu.
-Tak?- starałam się mówić opanowanym głosem, co niestety wychodziło mi kiepsko.
-Kochanie, coś mi wypadło, więc nie mogę przyjechać teraz ani za godzinę, dasz sobie radę? Potem Ci wyjaśnię. -usłyszałam jego opanowany głos, który uspokajał mnie z każda sekundą. Tak bardzo chciałam być już przy nim, chciałam wtulić się w niego i poczuć się bezpiecznie. Nienawidziłam swojego życia bez niego, po prostu nie potrafiłam funkcjonować.
-Tak, jasne, wszystko okej, mam klucze.- rzuciłam szybko, uświadamiając sobie, że to zdanie nie miało za bardzo sensu.
-Katy, wszystko gra?- pytał zmartwiony.
-Tak, wszystko w porządku, wróć jak najszybciej. Musimy porozmawiać.- powiedziałam, a chęć wyżalenia się mu rosła. Nie mogłam się doczekać tego jak usiądziemy razem na kanapie, powiem mu wszystko, co leży mi na sercu, a on to zrozumie, jak zawsze. Przecież to chore, żeby moi przyjaciele wymyślali takie gówno na jego temat..
-Tak, musimy porozmawiać..- zaczął cicho.- Do później.- pożegnał się i zanim zdążyłam coś powiedzieć, usłyszałam pikanie.
Justin chcę ze mną o czymś porozmawiać? Ale o czym? No i co ma takiego do załatwienia, że nie może mnie zabrać ze sobą?
Pieprzone pytania i brak odpowiedzi.. Nienawidzę tego.


~*~

No i jak wrażenia? W końcu zaczyna się coś dziać, prawda?
Czyżby Jaty miała niedługo mały problem? Justin chcę jej powiedzieć od czego zaczęła się ich znajomość? Gdzie tak w ogóle pojechał i co załatwia?
Swoje przypuszczenia piszcie w komentarzach, z wielką chęcią poczytam, co tam sobie wymyśliliście! No i oczywiście, co myślicie o jej kłótni z przyjaciółmi? Nie wydaje wam się, że trochę zbyt agresywnie zareagowali? Skąd w ogóle wiedzą o sekrecie Justina?
Ajajaj, zostawiam was z tyloma pytaniami, na które odpowiedz dostaniecie w następnych rozdziałach! Mam taką wenę na pisanie, a tak mało czasu.. Ale spokojnie!
Chyba wprowadzę dodawanie rozdziału w każdy weekend, co wy na to?
Komentować kochani, proszę :*
Przepraszam za błędy, ale nie mam siły tego czytać, wiec poprawię kiedy indziej.

much love x

Obserwatorzy