Katy's POV:
Usiadlam przy drobnym ciele kobiety, przygladajac sie dokładnie rysą jej twarzy. Justin był tak strasznie podobny do swojej rodzicielki. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, gdy dostrzegłam bukiet czerwonych róż na jej szafce szpitalnej. Nigdy nie oczekiwałam zbyt wiele od życia, zawsze chciałam świetego spokoju i osoby, która dawałaby mi szczęście, nadzieje i miłość. Gdy tylko z Justinem odetchnęliśmy, myśląc, ze kłopoty sie skończyły, jego mama została postrzelona... To wszystko jest takie popieprzone. Nie znam jej, nigdy nie miałam okazji porozmawiać z nią nawet telefonicznie, ponieważ Justin nigdy nie mówił za wiele o swojej przeszłości i rodzinie, a ja po prostu nie pytałam. Nie chciałam naciskać. Teraz siedzę przy jej łożku w szpitalu obserwując wszystkie maszyny, do których jest podłączona zamiast przywitać sie z nią jak najlepsza synowa pod słońcem. Wiem, ze jestem dziewczyna Justina, żadna tam ze mnie narzeczona, do tego pewnie jeszcze daleko, ale mimo wszystko czuje jakieś ciepło bijące od jego rodziców. Pattie jest nieprzytomna, mimo to mam wrażenie, że cieszy sie z naszych odwiedzin i wspiera w tych ciężkich chwilach, Justina i Jeremiego. Tak bardzo chciałabym zastąpić im chociaż na chwile brunetkę. Starałam sie nawet ugotować dobry obiad, ale to z pewnością nie to samo, chodź widać, ze to doceniają. Wprowadziliśmy sie z Justinem do jego pokoju, staramy sie jak możemy zając czas jego ojca. Mężczyzna gdyby tylko mógł, nie odstępowałby Pattie na krok, ciagle czekamy na jakieś wiadomości, ale do tego potrzeba czasu. Minął prawie tydzień od kiedy jego mama tu trafiła i w sumie wiemy tyle ile na samym początku. Nic. Lekarze nic nie chcą mówić, ciagle coś ustalają, badają, sprawdzają.. Jestem cierpliwa osoba, jednak już mnie to meczy, wiec jestem w stanie wyobrazic sobie co czuje mój chłopak z tata. Ona jest im najbliższa, mimo, ze kontakt matka-syn zerwał sie kilka lat temu z głupich przyczyn, to nie ma znaczenia... Mama zawsze będzie najważniejszą osoba w jego życiu, to przecież ona dała mu życie. Nie każdy miał możliwość wychowywać sie u boku swoich rodziców, nie każdy miał kochająca matke, ale jednak każdy ja ma, bo niemożliwością jest to, żeby jej nie było. To naprawdę istotna rzecz w życiu każdego człowieka i każdy z nas powinien doceniać, co ma, bo mógłby nie mieć dosłownie nic. To naprawdę przykre, ze każdego ranka wychodzimy z domu, znudzeni monotonia, ale tak naprawdę każdy taki ranek powinien być początkiem czegoś nowego, niezwykłego. Każda minuta moze być ostatnia, wiec trzeba cenić ja jak ostatnia.
-Pattie...- jeknelam odgarniając jej ciemnobrązowe włosy, które lśniły. Justin rozmawiał tuż za szklana szyba z lekarzem, który zajmował sie jego matka od samego początku. Nie słysząc go, mogłam tylko domyślić sie jak jego ton głosu zmienia sie w ten chlodny, nieprzyjemny. Był tak strasznie wściekły i niecierpliwy, ale czy ktoś mu sie dziwi? W kilka dni zawalił sie mu świat pod nogami, a świadomość, ze rodziców ma jednych i w każdej chwili moze ich stracić uderzyła go w twarz jak skończona suka. Cholera. Tak bardzo chcialabym, zeby byl szczesliwy w pełni.
-Pattie, nawet nie wiesz jak bardzo wszyscy tu za Tobą tęsknią. Nigdy nie miałam przyjemności z Tobą porozmawiać, ale wiem, że mnie słyszysz. Wiem, że czujesz miłość, którą dażę twojego syna, po prostu to wiem!- wybuchnęłąm głośnym płaczem. Byłam słaba, nie wiedziałam już jak mam pocieszać Justina i wszystkich jego bliskich. Tak bardzo bali się o jej życie, a nadzieja w naszych sercach, codziennie gasła.. Żadnych postępów, stan się albo pogarszał albo był stabilny na chwilę. Nie mogę znieść tego, że jesteśmy bezsilni, kurwa nie zniose tego! Łzy coraz szybciej spływały po moich policzkach, zostawiając po sobie czarne smugi od tuszu do rzęs.
-Jeszcze jakiś czas temu, również byłam nieprzytomna. Czułam się jak duch, niezdolny do poruszenia swoim ciałem, ale wiesz.. Wszystko słyszałam. Czasem wyraźne głosy, a czasem zakłucane przez nieprzyjemny szelest. Jestem przekonana, że Ty również mnie słyszysz, jednak twoje serduszko nie jest jeszcze zdolne do samodzielnej pracy, ale wiedz, że ma dla kogo bić. Pattie musisz wrócić, wszyscy Cię tu potrzebują! Mam dość wysłuchwiania historii na twój temat, chcę żebyś była, chcę Cię poznać, razem z Tobą gotować, żartować i te historię przeżywać, nie wysłuchiwać!- zanosiłam się płaczem, wtulając twarz w delikatną dłoń brunetki.
-Shhh..- ciepła dłoń chłopaka pogłaskała moje odkryte ramie, nawet nie wiem kiedy tu wszedł. -Chodź do mnie kochanie.- wydukał ledwo, jakby w jego gardle również rosła gula. Wtuliłam się w chłopaka, pociągająć nosem jak mała dziewczynka. Pękłam, jak bańka, która nie była w stanie wytrzymać zbyt długo na nieprzyjemnym, zimnym wietrze. Justin kojąco głaskał kciukiem moją szyje, szepcząc coś o tym, że będzie dobrze, że gorzej już być nie może i musimy wierzyć.. To niesamowite jak ten chłopak potrafii być silny i opiekuńczy, to jego mama jest w takim stanie, nie moja, a to on wyciera moje łzy. Coś nieprawdopodobnego. Podniosłam głowe powoli, patrząc w jego smutne, pełne strachu, karmelowe oczy. Te same, w których się zakochałam.. Które hipnotyzowały mnie, doprowadzały do szaleństwa, skrywały tajemnice.. Tak to te same oczy. Teraz jest jedna różnica, nie skrywają tajemnic i pokazują ból i złość. Domyślam się, że mimo, że Justin wybaczył rodzicom tą długą nieobecność w jego życiu, ciągle ich kocha, jednak jest również zły na siebie, że sam nie potrafił wyciągnąć pierwszy ręki.
-Nie bądz smutna, wszystko musi wrócić do normy, obiecuję.- pierwszy raz powiedział to tak pewnie, jakby sam Bóg go o tym zapewnił...
**
Dni mijały, a sytuacja z Pattie szła ciągle w coraz to lepszym kierunku. Lekarze chętniej mówili o tym na czym stoimy i czego możemy się spodziewać. Kobieta wracała do zdrowia, wykluczyli już nawet przeszczep, co oznacza, że wszystkie badania wskazały na to, że musi po prostu wrócić do siebie. Śpiączka, w której już lekarze nie mogą jej pomóc, zależy tylko od niej i jej organizmu. Z tego, co wiem, mogą próbować ją wybudzić i powoli odłączać te przeróżne maszyny, ale to z czasem. Czas w Orlando z Justinem zaczęliśmy spędzać coraz lepiej. Gdy tylko jego mamie się polepszyło, od razu w grę weszły różne imprezy i bardzo mnie to cieszy, musimy się trochę rozerwać. Jeremy też coraz lepiej wszystko znosi, każda dobra wiadomość to jakieś światełko w tunelu dla nas i reszty rodziny. Wierzę, że się uda, Justin jest silny, a to ona go urodziła, więc po kimś musi to mieć. Jestem pewna.
Uśmiechnęłam się zalotnie do bruneta, który podawał mi co kilkanaście minut nowe, mocniejsze drinki. Justin przewrócił na mnie oczami, śmiejąć się z mojego zachowania, wiedziałam jednak, że jest zazdrosny. Drażniłam się z nim, bo uwielbiałam to kiedy pokazywał wszystkim, że jestem tylko jego.
-Nie nabiorę się na to znowu, Jones.- wziął do ręki swojego drinka, najwidoczniej delektując się nim, a do tego obserwując mnie uważnie.
-Nie? Na to też nie?- zaśmiałam się pochylająć perfidnię przed jakimś kolesiem przy barze, podnosząc ulotkę z blatu.
-Nie ma mowy.- zaśmiał się bez humoru, rozglądając się po klubie. Byliśmy czasami jak przyjaciele, drącząc się ze sobą, nie przekraczaliśmy granic. Lubiliśmy robić sobie nawzajem na złość, ale nigdy jeszcze nie dochodziło do rzeczy, których nie potrafilibyśmy znieść. Kochałam go najmocniej, nie wyobrażałam sobie, żeby go zranić tylko po to by czuł zazdrość. Wiem, że jest zazdrosny gdy tylko ktoś na mnie spojrzy, ale błagam jestem tancerką, chłopak musi do tego przywyknąć, inaczej zwariuję. Wyróżniam się spośród tłumu, poczuciem rytmu, Justin przywyknął. Łapiąc jego dłoń, zrobiłam kilka dużych kroków w stronę tłumu, bujającego się do rytmu naprawde fajnej piosenki. Chłopak objął mnie w pasie i sunął językiem po mojej dolnej wardze. Jeknelam z przyjemności, która mi dostarczał, ignorując ludzi, którzy w sumie nie zachowywali sie lepiej. Przejechałam dłonią po jego kilku dniowym zaroście przyglądając sie dokładniej jego tatuażowi na szyi. Justin strasznie pracował nad swoja cierpliwością i muszę przyznać, ze był dla mnie wzorem. Nawet w cholernie ciężkiej dla niego sytuacji, która jest obecny stan jego matki, potrafi jakoś czekać i nie wariuje. Jestem z Ciebie dumna aniołku- pomyślałam uśmiechając sie słodko do chłopaka, który zdezorientowany, zmarszczył brwi.
-Najpierw rozbierasz mnie wzrokiem na środku parkietu, a teraz uśmiechasz sie do mnie jakbym miał sześć lat i ubrudził sobie nosek bita śmietana, co jest z Tobą nie tak, Katy Jones..- zaśmiał sie, kręcąc głowa w niedowierzaniu.
-Kobieta zmienna jest, pamiętaj, Bieber..- wyszptalam mu do ucha, odsuwając sie i ponownie rozbierając go wzrokiem. Na buzi chłopaka pojawił sie ten sławny i dobrze mi znany, łobuzerski uśmiech. Zjechałam ręka z jego szyi aż po sama gumkę od jego bokserek. Bawiąc sie nią przez kilka sekund, postanowiłam droczyć sie z nim tak bez końca. Przeniosłam swoje mokre pocałunki na jego szyje, przegryzając ja delikatnie, co jakiś czas. Kręcąc kołeczka po jego zarysowanych mięśniach brzucha, do moich uszu doszło ciche jekniecie, oznaczające niedosyt.
-Nie baw sie mną, bo wiesz, ze jestem gotowy zrobić to przy wszystkich.- warknął seksownie ściskając mój tyłek. Ludzie bawili sie, dając ponieść sie jak zwykle muzyce. Migające na zmianę światła, utrudniały wszystkim widoczność na mnie i szatyna, ale tak w sumie kogo to obchodzi. Ciagnąć chłopaka za dół koszulki, oparłam go o ścianę, napierając swoim podbrzuszem na jego krocze,
Które było w takim momencie jednym wielkim wybrzuszeniem.
-Kochanie, twój kolega jest taki twardy..- zakręciłam tyłkiem, otrzmujac za to klapsa. Kara? Ups..
-Ciekawe, co by było gdybyśmy byli sami, a jedyne, co by nas dzieliło to
materiał moich majtek..- przegryzłam płatek jego ucha.
-Niegrzeczna dziewczynka, kocham Cie taka, mała..- jęknął podniecony, próbując wsunąć swoja dłoń pod moj bieliznę.
-Nie, nie, nie...- kręciłam z rozbawieniem palcem przed jego piękna buźka.
-Na to trzeba sobie zasłużyć, Bieber.- dodałam, wiedząc, ze stąpam po cienkim lodzie.
-Nie drocz sie ze mną, jestes cała moja i moge sobie brać to, co moje gdzie i kiedy chce..- zdenerwował sie.
-To czemu tego nie weźmiesz, przecież widać, że bardzo tego chcesz..- podpuszczalam go, ciągnąć koncówki jego włosów. Chlopak podniósł wzrok przyglądając sie mi przez chwile, w jego karmelowych teczowkach dominowało podniecenie i ciekawość. Myślał nad czymś intensywnie, zachichotalam bez żadnego sensu, ale to nic dziwnego, ilość alkoholu we krwi dawała o sobe znać. Zakręciłam kosmyk swoich brązowych, gęstych włosów na palcu, przegryzając warge. Co ten Justin znowu wymyśli... -pomyslałam,
przyglądając sie jemu uważnie.
-Chodź.- na jego buzi pojawił sie łobuzerski uśmieszek, taki, którego nikt nie potrafił podrobić. Chłopak ciągnął mnie za rękę w stronę wyjścia, kołysalam sie trochę, jednak jego silne ramiona mnie podtrzymywały. Chichotalam bez żadnego powodu, Justin śmiał sie ze mnie, jednak sam był trochę wstawiony. Taki juz jakoś jest, on zawsze moze wlać w siebie dużo alkoholu i daje radę panowac nad sobą, ja jednak tak nie mam. Wręcz przeciwnie. Zatrzymałam sie, puszczając dłoń chłopaka, ludzie przy wyjściu szturchali mnie, próbując przepchać sie do środka, ja jednak chciałam juz wyjsc. Kręciło mi sie w głowie i w sumie trochę zachciało mi sie wymiotować, sama nie wiem kiedy, upadłam, przez brak równowagi na swoich wysokich szpilkach.
Justin's POV:
Lustrując wzrokiem wszystkich ludzi, którzy przepychali sie do środka klubu, przewróciłem oczami. Chciałem wyjsc juz z Katy na zewnątrz i zabrać ja w miejsce, które wydawało sie całkiem niezła niespodzianka. Dziewczyna wyrwała swoja drobna piąstkę z uścisku mojej dłoni i upadła na podłogę. Nic dziwnego, została szturchnieta przez jakiś kolesi próbujących wbić sie na imprezę.
-Popierodliło was?- warknąłem w ich stronę, kucając przy jej drobnym ciele na podłodze. Mężczyźni lustrując mnie wzrokiem podnieśli ręce do góry, w obronnym, przepraszającym geście.
-Pizdy, a nie faceci.- mruknalem pod nosem prawie niezrozumiale. Brunetka mimo mocnego upadku, ciagle sie śmiała. Wytarzepalem wierzchem dłoni jej tyłek, który z pewnością jutro bedzie ja bolec. Zaśmiałem sie gdy dziewczyna splatla dłonie wokół mojej szyji, kołysząc sie w rytm jeszcze odrobine słyszalnej dla nas myzyki.
-Kochanie, idziemy stad, dobrze?- schowałem kosmyki jej włosów za ucho.
-Tak, zgadzam sie.- zasulutowala, żartobliwie. Pochyliłem sie, biorąc dziewczynę na ręce. Wyszliśmy z klubu znacznie szybciej niż myślałem. Przechodząc przez próg drzwi, ciepłe powietrze uderzyło moja juz i tak rozgrzana skore. Wziąłem kilka głębokich wdechów na świeżym powietrzu, Katy za to ściągnęła swoje buty, korzystając z tego, ze aktualnie robiłem za jej rycerza.
-Gdzie twoja zbroja i biały koń, ukochany?- zażartowała, a ja od razu wybuchnalem śmiechem. Była pijana i język jej sie płatał, jednak w dalszym ciagu była strasznie urocza.
-Dobrze wiemy, ze wolisz mnie bez zbroji, a najlepiej bez niczego.- mrugnalem do niej, a kolor jej policzków w kilka sekund stal sie purpurowy.
-Nienawidzę Cie.- naburmuszyła sie, czując sie zawstydzona i schowała twarz za kosmykami swoich włosów.
-Kochasz mnie.- cmoknąłem ustami w powietrze, pewny swych słów.
-Nie.- powiedziała twardo, kręcąc w głowa jak mała dziewczynka. Droczyla sie ze mna, wiec musiałem jej udowodnić kto tu na racje. Postawiłem dziewczynę na ziemi, a dokładniej to na swoich butach. Stała na palcach, ciepły wiatr rozwiewał jej delikatnie spłatane włosy. Kilka latarni świecących w pobliżu dawały nam możliwość spojrzenia w swoje oczy, jednak to księżyc najmocniej rozświetlal ta dzielnice w nocy. Dziewczyna zagryzła wargę, powstrzymując swoje kąciki ust, które chciały uciec do góry i stworzyć piękny, szczery uśmiech. Katy kochała takie romantyczne chwile, a najbardziej wtedy, gdy wychodziły spontanicznie. Przejechałem kciukiem po jej wilgotnych wargach, kręcąc następnie małe serduszko na jej szyji. Dziewczyna odruchowo otworzyła szerzej usta, wciągając głośno powietrze. Uśmiechnąłem sie zalotnie, ciesząc sie ze swojego małego zwycięstwa. Działem na nią jak magnez, ona nie mogła sie oszukiwać, a nawet żartować. Ciągnęło nas do siebie nawzajem. Zrobiłem kilka pewnych kroków w przód, przez, co dziewczyna skórzana kurtka oparła sie o ścianę. Ręce oparłem po jej bokach, zatrzymując ja w ten sposób w pułapce.
-Jak możesz kłamać w ten sposób..- zaśmiałem sie krótko, oblizując wargi. -Nie możesz mowić, że mnie nie kochasz kiedy widzę, ze masz ochotę w tym momencie mnie rozebrać.- puściłem jej łobuzersko oczko, a ona jedynie spuściła zawstydzona wzrok. Zachowywalismy sie jakby to była nasza pierwsza z randek. Słotkie słówka, rumieńce...
-To, ze chce, żebyś mnie przeleciał nie znaczy od razu, ze muszę Cie kochać.- ciągnęła dalej dręczenie mnie, jednak byłem coraz bliżej końca.
-Nie.-powiedziałem stanowczo.
-Co nie?- zapytała od razu, patrząc na mnie z dołu swoimi dużymi, brązowymi oczami. Byłem od niej o dwie głowy większy i naprawde to lubiłem, bo mogła czuć sie przy mnie jeszcze bardziej bezpiecznie.
-Nie jestes taka.- powiedziałem ze szczerym uśmiechem, patrząc jak oczy dziewczyny błyszczą. -Nie robiłabys tego z kimś, kogo nie dazysz uczuciem, wiem to, a fakt, ze zrobiłaś to ze mna pierwszy raz w swoim życiu, przekonuje mnie do tego, ze mnie kochasz.- uśmiechnąłem sie ponownie, jej serce zmiękło, a oczy wypełniły sie szczęściem. Zajakala sie na początku próbując wymyślić kolejna wymówkę, jednak wiedziała, ze miałem racje i wygrałem ta zagrywkę. Czasami naprawde byliśmy jak małe dzieci.
-Tak, masz racje. - wciągnęła głośno powietrze. -Kocham Cie, najmocniej na świecie.- dodała, a moje serce zalała fala ciepła.
-Ja Ciebie też, Katy.- cmoknąłem czubek jej nosa.
Spacerowaliśmy, rozmawialiśmy, wygłupialiśmy sie i co najważniejsze po prostu swietnie sie bawiliśmy. Całkowicie ignorowaliśmy fakt, ze jest środek nocy, a my idziemy prawie pustym miastem z pizza w rożku z taniego baru. Brunetka juz dawno wytrzeźwiała, obserwowałem jej kasy ruch dokładnie. Poruszała sie z grają, jak nigdy, naprawde. Uśmiechałem sie pod nosem jak debil, ciesząc sie po prostu z tego, ze ja mam. Nigdy nie bawiłem sie w takie rzeczy, uważałem to za stratę czasu, a romantyczne spacery wrzucałem do worka pod tytułem "niepotrzebne gowna", teraz jednak jest inaczej. Musiałem trafić na taka kobietę jak ona, zakochać sie i dorosnąć. Splotłem nasze dłonie, wyrzucając swój i jej pusty rożek po jedzeniu. Byliśmy prawie sami, ale nie ma sie, co dziwić, prawie każdy spał o tej porze. Znałem trochę to miasto, jednak kompetnie nie orientowałem sie gdzie zmierzamy. W sumie z nią, mogłem iść wszędzie. Kochałem ją, nam wariat, naprawde. Obojętne mi było gdzie, ważne, ze przy niej. Rozmawialiśmy o rożnych rzeczach, pierdołach lub nie, ale spokoju nie dawał mi jeden temat.
-Myślałaś kiedyś o naszej przyszłości? No wiesz, tego jak bedzie, jesteśmy razem kilka miesięcy, nigdy nie pomyślałbym, ze po takim czasie mógłbym traktować poważnie związek, jednak z tobą, wszystko jest inaczej.- zatrzymalismy sie na plazy, dziewczyna niosła w lewej ręce swoje szpilki, zmęczona chodzeniem usiadła na chlodnawym piasku, a ja tuż przy niej. Parzyła mi prosto w oczy, najwyraźniej myśląc nad dobrym doborem słów, wsłuchiwałem sie w szum omijających sie, małych fal o brzeg. Justin romantyk? Nie.. To był naprawde spontaniczny spacer, ale cieszę sie, ze tak sie udał.
-Wiesz..- zaczęła niepewnie, rysując coś na piasku. -Gdy byłam dzieckiem zawsze marzyłam o tym, żeby być księżniczka. Chcialam mieć swój pałac, swój duży piękny ogród i co najważniejsze swojego rycerza. Chciałam być szanowana, doceniana i dobrze traktowana. Z wiekiem jednak, zrozumiałam i pogodziłam sie, ze nigdy nie będę księżniczka, ze moje zycie obejdzie sie bez tego wymarzonego pałacu i ogrodu, jednak ciagle miałam nadzieje na rycerza. Patrzę teraz na Ciebie i wiesz, nie potrzebuje niczego więcej. Z pałacem, pieniędzmi, pięknymi różami w dużym ogrodzie czy bez.. Nieistotne, rozumiesz? Ważne, ze mam Ciebie i szczerze to bardzo dużo myśle o naszej przyszłości, dlaczego mowie naszej? Bo żadna inna w grę juz dla mnie nie wchodzi, ja po prostu nie umiałabym bez Ciebie żyć.- powodziala, a po jej policzku spłynęła pojedyncza, łza szczęścia. Nie uważałem sie nigdy za mięczaka, ale to, co powiedziała.. Cholera miałem szklanki w oczach, nikomu nigdy na mnie tak nie zależało, w sumie zacząłem zastanawiać sie czy jestem tego w ogóle wart.
-Nie chce powtarzać Ci tego zbyt często, bo te słowa mogą stracić na znaczeniu, ale cholera Katy jestes najlepszych, co mnie spotkało i naprawde Cie kocham.
~*~
I wszyscy żyli długo i szcześliwie....
Żartuje, mam was!
Rozdział dodaje, coz po naprawde długiej przerwie, nie mam zamiaru sie tłumaczyć czy was przepraszać, bo tak po prostu wyszlo, nie miałam tez za bardzo weny, ale skoro wróciłam to znaczy, ze mam głowę pełna pomysłów! Kto kocha Jaty, zostanie ze mna do końca, wspierając mnie komentarzami, a kto nie to coz...
Do następnego! *jeszcze tylko 5 dni i nowy* wpadajcie 24 maja, przeczytać rozdział 25, ily! <3
:*
OdpowiedzUsuńcudowny
OdpowiedzUsuńJeeej! Juz nowy :D super jest!
OdpowiedzUsuń24... :(
OdpowiedzUsuńNo ludzie, czytacie to komentujcie do cholery jasnej. Nie komentujecie- nie ma rozdziału. Nie ma rozdziału- jestem smutna. Naprawdę, trochę szacunku do autorki, bo to jej cenny czas i jej nerwy.
OdpowiedzUsuńProszę, dodaj kolejny :(
Naprawdę światnie piszesz! Uwielbiam to ff
OdpowiedzUsuńCo do ff jest naprawde swietne, masz genialny styl pisania i nie mam pojecia dlaczego jest tak malo komentarzy, zaczelam czytac wczoraj i teraz czekam tylko na 25 rozdzial
OdpowiedzUsuńNo ja nie moge... dzieki, wiesz? Nigdy nie komentowalam, ale teraz az sie prosi. Kocham Twoje ff i nie wyobrazam sobie zeby mialo go nie byc. Prosze, wez dodaj rozdzial...
OdpowiedzUsuńDobrze, dziękuje za te 8 komentarzy pod rozdziałem, nie powinnam kończyć tego ff, bo mało osób komentuje, nie mam przez co takiej motywacji, ale jest jakas tam liczba osób, które kocha to ff, wiec obiecuje ze je skończę, a 25 dodam dziś lub jutro :*
Usuń