wtorek, 23 grudnia 2014

16. Final.








Katy's POV:




Przywitałam się z przyjaciółmi, przyklejając przy tym sztuczny uśmiech na twarz. Nie chciałam głupich pytań, nie chciałam się nikomu zwierzać. Sama ledwo potrafiłam złożyć swoje myśli w jakąś sensowną całość. Wszystko wyparowało, szczęście i nadzieja na lepsze jutro poszły się jebać. Jeszcze kilka godzin temu, gdyby ktoś powiedział mi jak będzie.. nie uwierzyłabym. Szczypałam skórę na swoim udzie i powtarzałam "To tylko zły sen, przecież wszystko będzie dobrze. Obudź się, Katy." i nic. Nie obudziłam się, nic nie było dobrze i to wcale nie był sen. To pieprzona rzeczywistość, życie, które nigdy nie traktowało mnie ulgowo. Zawsze miałam problemy, a najczęściej w sprawach sercowych. Zawsze byłam najgorsza i zawsze to na mnie Bóg testował najgorsze scenariusze. Nienawidzę swojego życia. Przegryzłam wargę, byłam dosłownie wściekła. Chciałam krzyczeć, a następnie rzucać wszystkim, co znajdowało się obok. Chciałam obserwować jak szkło pęka wokół mnie... Pęka tak jak ja pękłam w momencie, w którym to usłyszałam.. Nie wierzyłam w to, co on zrobił, bynajmniej nie chciałam wierzyć. Nie można mnie tak okłamywać, nie można patrzeć komuś w oczy i mówić, że się go kocha! NIE MOŻNA.
Jak on mógł to wszystko zniszczyć, stworzyliśmy swoją bajkę, historię, w której zamykałam tylko jego, swój świat. Nienawidzę go. Nienawidzę... Pokręciłam głową, a po moich policzkach spłynęły łzy, schowałam twarz we włosach, naprawdę nie chciałam, żeby ktoś pytał, co u mnie i jak się z tym czuję. Zdawałam sobie sprawę, że moi przyjaciele się martwią i naprawdę jestem im wdzięczna za to, że są przy mnie mimo wszystko, ale potrzebowałam spokoju. Jadę na ten pieprzony finał tylko ze względu na nich. Chcę tam pójść i chcę zepsuć ten cały jego plan. Wykorzystał mnie, nie mam zamiaru się tak łatwo poddać i wyjść na ofiarę tej całej gry. Zastanawiałam się w jak brutalny sposób chciał zatrzymać mnie przed występem. Chłopak, którego oczy kochałam i oddałam się mu cała jeszcze kilkanaście godzin temu, jest oszustem. Pieprzonym oszustem, w ogóle nie obchodzi mnie to, że zatrzymałby mnie przed głupim występem. Nie dbam o to, gówno mnie obchodzi czy to wygramy. Chodzi tylko o jedno. On mnie tym zniszczył. Nie pomyślał, że jestem człowiekiem, że mam uczucia i że tym całym udawaniem może doprowadzić do tragedii. Uwierzyłam w to co mówił, to wydawało się wiarygodne i naprawdę byłam szczęśliwa. Byłam gotowa na to, żeby oddać mu całą siebie,
a on to wszystko zepsuł. 
Ciągnęłam za swoje włosy dyskretnie, próbując przy tym zadać sobie ból. Nie chciałam tego, nie chciałam, żeby Katy sprzed kilku lat wróciła. Justin był jedyną osobą, która poprawiała każdy mój dzień, tylko on wiedział jak sprawić, żebym zapomniała o wszystkim, co w moim życiu złe. Niestety teraz on zaliczał się do tych złych przygód.
-Wszystko w porządku?- spytała Nicole, wycierając łzę z mojego policzka. W jednej chwili poczułam na sobie spojrzenia wszystkich swoich przyjaciół, od razu zadrżałam i jedynie wymusiłam blady uśmiech. 
-Tak, dlaczego pytasz?- udawałam głupią.
-Oh, Katy przecież wszyscy to widzimy.- wskazał no moje mokre policzki, Jake. Otarłam zmieszana łzy ze swojego policzka i zamrugałam energicznie, próbując w ten sposób pozbyć się ze swoich oczu smutku, co było niestety niemożliwe.
-Wybaczcie, wiecie, że zawsze przejmuję się tymi finałami.- powiedziałam i szybko przełknęłam ślinę, myśląc nad kolejnym kłamstwem. -Nie znoszę tej rywalizacji, to dla mnie spora presja i po prostu czasami mam tego dość, stąd te łzy.-dodałam na jednym tchu.
Wszyscy w samochodzie przyglądali mi się uważnie, dopiero po chwili westchnęli cicho i zajęli się sobą. Jedynie Jake spojrzał na mnie, szukając w tym wszystkim kłamstwa. Zatrzepotałam rzęsami, które były posklejane przez słone łzy. Brunet był kiedyś bardzo zraniony, dziewczyna, która była dla niego całym światem oszukała go, zdradziła i zostawiła. Patrzył na mnie podejrzliwie, nie mogłam znieść tego jak mi się przeglądał, więc odwróciłam głowę w drugą stronę. Chłopak naprawdę mnie zaskoczył, oplótł mnie opiekuńczo ramieniem jak starszy brat i przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego ramię i cicho pociągnęłam nosem. On jedynie pogłaskał mnie po głowię i czułam, że się domyślił. On wiedział. Zdawał sobie sprawę, że te łzy nie są spowodowane jakimś głupim podziemiem, rozumiał mnie i dziękowałam mu w duchu, że o nic nie pytał. Po prostu był, jak prawdziwy przyjaciel. Gdy zatrzymaliśmy samochód na tyłach tego dobrze znanego mi budynku, coś mnie tknęło. Nagle nogi odmówiły posłuszeństwa, ręce zaczęły drżeć, a coś w brzuchu nieprzyjemnie się wykręciło. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na Luke'a który stał teraz z dłońmi w kieszeniach. Jego kciuki wystawały, co wyglądało cholernie dobrze. Ale to dalej nie był Justin, mam rację?- dogryzł mi złośliwy głos w moje głowię. Przyjaciel zorientował się, że naprawdę nie chce tam iść, więc podszedł do mnie i obejmując mnie, dosłownie pociągnął mnie w stronę drzwi. Przewróciłam jedynie dyskretnie oczami i cicho westchnęłam. Naprawdę się bałam.
Przełknęłam głośno ślinę, wchodząc do środka gorące powietrze, zapach alkoholu i narkotyków uderzył nas w twarz. Muzyka jak zwykle była za głośna, a pijanych ludzi nie dalibyśmy rady zliczyć. Przewróciłam oczami ponownie, czując na sobie spojrzenia innych osób. Luke prowadził mnie za kulisy, tam mieliśmy przygotować się do finału. Finału, w którym Justin chciał wygrać, oszukując i wykorzystując mnie przy tym. Byłam naiwną idiotką, nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się stało. On tak po prostu udawał, kłamał, wszystko zaplanował, a ja uwierzyłam jak mała dziewczynka. Byłam zaślepiona, nie widziałam w nim tego chłopaka, o którym szeptało same negatywne rzeczy, pół miasta. Widziałam w nim Justina, który ma najcudowniejsze oczy. Justina, którego kocham i który potrafi kochać.. Pojedyncza łza bezsilności spłynęła bezbronnie po moich policzku.
To wszystko to były kłamstwa. Kłamstwa, które złamały moje serce i
 nie wiem czy jest możliwość zebrania go do całości. Przegryzłam nerwowo wargę zdając sobie sprawę, że ten sam chłopak, z którym dzisiaj rano brałam prysznic jest gdzieś w tym budynku. Obraz jego słodkiego wyrazu twarzy przemknął mi przed oczami, pokręciłam głową próbując odrzucić od siebie każdą myśl związaną z nim. Niestety nie potrafiłam. Nie mogłam tak po prostu go wymazać po tym wszystkim, on stał się ważny dla mnie w tak cholernie krótkim czasie. Nie mogłam uwierzyć, że wszystko obróciło się przeciwko mnie i ponownie będę tą samą smutną Katy. Byłam dziewczyną z czerwonymi oczami od płaczu.. dziewczyną, która zerkała na swoje nadgarstki ozdobione bliznami sprzed kilku lat. To właśnie przez Justina, ta beznadziejna część mnie wróci, a raczej wróciła. Wszystko dosłownie się zawaliło. Chciało mi się śmiać z czystej bezsilności, niby w jaki sposób wszystko mogło się tak zmienić? Justin kłamał, oszukiwał mnie przez ten cały czas, a ja tego nie zauważyłam, pokochałam go. Jak mogłam sobie to zrobić.. Powinnam wyrzucić go ze swojej głowy już od razu, przecież słyszałam o nim tyle złych rzeczy. Dlaczego się w to wpakowałam?
Katy, zakazany owoc smakuje najlepiej, pamiętasz?
Nie chciałam pamiętać tych wszystkich złych rzeczy, które mi się przytrafiły w przeszłości...
 Taylor, wypadek, rodzice, mój brat i moja ucieczka.. 
Chciałam o tym wszystkim zapomnieć, dosłownie wymazać to jak jakiś nieudany rysunek. Do tej długiej listy moich niepowodzeń życiowych, już w swojej głowie dopisałam "Justin". Wierzchem dłoni wytarłam swój mokry policzek, pociągnęłam nosem i chowając twarz w dłonie, policzyłam do dziecięciu. Po chłopaku nie było ani śladu, ale wiedziałam, że będzie mnie szukał, w końcu sam powiedział "Dopilnuje, żeby nawet nie doszła na scenę". Jęknęłam smutno, siadając przed toaletką za kulisami. Muzyka grała, słyszałam doping tancerzy, a adrenalina rosła. Wiedziałam, że wszyscy na to czekają. Każdy przyszedł tu, żeby oglądać zaciętą bitwę. Bitwę na taniec. Takie bitwy między zespołami kończyły się różnie. Większość sobie myśli "przecież to tylko taniec" w sumie może i tak, ale nie w podziemiu. Tutaj każdy walczy o uznanie, pieniądze i sławę. Praktycznie każdy chciał to mieć i był gotów zrobić wszystko, żeby osiągnąć swój cel. Gra między zespołami była nieczysta. Mało kto był na tyle odważny, żeby zmierzyć się tylko i wyłącznie pokazując swoje zdolności. Większość grup napadała na siebie, urządzała jakieś żenujące bójki lub tak jak Justin.. snuł plan zdyskwalifikowania przeciwników. Osobiście uważałam to za chore, moja grupa nigdy nie pogrywała w ten sposób, a mimo to, często wygrywaliśmy. Całe gówno w podziemiu zaczęłam tylko i wyłącznie przez brak pieniędzy, zostałam sama, bez pomocy rodziny i musiałam dać sobie radę. Okropnie żałuję, może gdybym nigdy nie odwiedziła podziemia to nie poznałabym Justina. To byłoby mniej bolesne.- pomyślałam i poprawiłam swoje włosy.
Pociągnęłam ostatni raz eyelinerem po swojej powiece i zatrzepotałam rzęsami. Przyglądałam się sobie dokładnie, szukając jakiś niedoskonałości. Westchnęłam zamyślona i obróciłam się za siebie. Siedziałam sama przy toaletce, reszta grupy szykowała się w swoich garderobach. Jedynym plusem podziemia były dobre warunki, ale co tu się dziwić, skoro ludzie tutaj mają tyle pieniędzy. Na czarno zarobionych pieniędzy, oczywiście. Przegryzłam wargę, byłam świadoma, że każdy w tym momencie może tutaj wejść, zatrzymać mnie, zrobić mi krzywdę.. Tak, zdecydowanie się bałam. Starałam się zachować chociaż odrobinę spokoju, zerknęłam na swój telefon, żeby sprawdzić godzinę. Było piętnaście po dwudziestej pierwszej. Miałam trochę czasu, więc postanowiłam wrócić na miejsce naszej grupy, żeby zacząć się rozgrzewać. Otworzyłam niepewnie drzwi i wychodząc, ruszyłam w stronę sali treningowej. Słyszałam muzykę i krzyk ludzi, którzy bawili się na największej sali. To właśnie tam miał odbyć się finał, a od tego dzieliło mnie jeszcze kilkanaście minut.
Ciągle czułam się obserwowana.
Przepychając się przez inne grupy, które posyłały mi złowrogie spojrzenia szłam w kierunku bardziej bezpiecznego miejsca. Wiedziałam, że jestem skończoną idiotką, ponieważ już dawno powinnam o planie Justina powiedzieć swoim przyjaciołom, ale nie mogłam. Nie potrafiłam się przyznać, że przez ten cały czas, w którym dla nich nie było miejsca byłam z nim. Z chłopakiem, który kłamał w żywe oczy, zrobił mi nadzieje i pozwolił ponownie się zakochać. Po całej nieprzyjemnej historii z Taylorem, którą kiedyś może poznacie, zwątpiłam w miłość. Dosłownie zwątpiłam w to, że kiedykolwiek będę zdolna kochać, uśmiechać się z byle jakiego gestu i czuć stado wybuchających w moim brzuchu motyli. Naprawdę w to nie wierzyłam, a później pojawił się Justin. To z nim uśmiechałam się ciągle, pokochałam bardzo szybko, a motylki odczuwałam na samą myśląc o nim. Wszystko, co czułam do niego było potężne, ważniejsze i lepsze od moich wcześniejszych historii. Aż wstyd się przyznać, ale ja wierzyłam, że on jest tym jedynym, że jest moją prawdziwą miłością. Pomyliłam się. Bo wszystko to była jedna wielka scena, w której zagrałam główną rolę. Jedno wielkie oszustwo, w które dałam się wkręcić. Jednak jedno trzeba mu przyznać.. Był dobrym aktorem, bo uwierzyłam we wszystko. Nawet smutek i żal w jego oczach podczas naszych kłótni był wiarygodny.. Pokręciłam głową nie wierząc, że to wszystko się tak potoczyło, że on jest gdzieś tu i liczy, że mnie zatrzyma, wygra ogromne pieniądze i zostawi moją żałosna osobę jak zabawkę, która tylko pozwoliła mu osiągnąć jakiś chory cel. Wytarłam szybko kilka łez, które bezsilnie spłynęły po moich policzkach i przyśpieszyłam. Czułam jakby wszystko wirowało, dosłownie. Zakręciło mi się w głowię, przez chwile nie mogłam złapać powietrza, więc oparłam się o ścianę i prawie nieprzytomna zjechałam po niej na podłogę. Ludzie mijali mnie, zajęci sobą i przepełnieni nienawiścią. Nie obchodziło ich nic poza czubkiem własnego nosa, to pieprzeni egoiści. Schowałam twarz w dłonie, dysząc z gorąca. Wszystko w kilka sekund stało się niewyraźne, nie słyszałam już muzyki, krzyków ani żadnych rozmów. Słyszałam tylko jego głos. Słyszałam wyraźnie każde słowo, przypomniał mi się cały ten dzień. Dzień, który zostanie w mojej pamięci do końca.


*flashback*

Czułam jak mi się przyglądał i czułam to jak bardzo mnie pragnął, bo miałam tak samo z nim. Chłopak schował pojedynczy kosmyk moich włosów za ucho i mruknął bardzo cicho.
-Kocham Cię, Katy.- wyszeptał nie chcąc mnie obudzić. Zamarłam. Wiedziałam, że byłam dla niego ważna i on również wiedział kim był dla mnie, ale pierwszy raz wypowiedział te dwa słowa na które tak czekałam. Kąciki moich ust mimowolnie się uniosły ku górze, udawanie się skończyło, nie potrafiłam już powstrzymać tego jak szczęśliwa byłam. Pierwszy raz usłyszałam, że mnie kocha i mimo, że myślał, że śpię- to nie miało znaczenia. Wiedziałam, że to było naprawdę szczere, mówił dokładnie co czuję, Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, był zdziwiony, otworzył delikatnie swoją buzię i cicho jęknął uświadamiając sobie, że udawałam. W jego oczach dominowało szczęście, jednak po dłuższej chwili ciszy, nasze spojrzenie stało się bardziej intensywne. W jego karmelowych tęczówkach błysnął jakiś znak niepewności. Byłam pewna, że bił się z myślami. Szepnął, że mnie kocha, słyszałam to i nie odpowiedziałam. Poprawka- jeszcze nie odpowiedziałam. Położyłam dłoń na jego rozgrzanym policzku i tak jak on wcześniej, przejechałam po nim delikatniej kciukiem.
-Ja Ciebie też kocham, Justin.- powiedziałam cicho, ale tak, że mógł usłyszeć wyraźnie każde słowo. W jego oczach ponownie zauważyłam mnóstwo iskierek szczęścia. Kąciki jego ust, na których głownie się skoncentrowałam, uniosły się. Chłopak przybliżył się do mnie jeszcze bardziej i odgarniając ponownie kilka moich kosmyków, musnął moje wargi.
 
*the end of flashback*


Jęknęłam cicho z czystej bezradności. Czas uciekał, a ja nie miałam sił się podnieść. Nigdzie nie widziałam żadnej przyjaznej, znajomej mi twarzy, więc byłam zdana na siebie. Pociągając nosem, starałam się podnieść. Brakowało mi sił, żeby w ogóle normalnie oddychać, więc nie było mowy o podniesieniu się. Pocierając kilkakrotnie swoje czoło wierzchem dłoni, westchnęłam smutno. Wszystko uderzyło we mnie z podwójną siłą. Uświadomiłam sobie co straciłam. Łzy spływały po moich policzkach cały czas, a ja nawet nie starałam się ich zatrzymać. Nie widziałam w tym sensu, nie miałam po co oddychać, nie miałam dla kogo. Straciłam go, on kłamał, a ja go kochałam mimo to. Byłam gotowa wskoczyć za niego w ogień, oddać mu wszystko, co miałam.. Słyszałam bicie swojego serca, które samo pewnie zastanawiało się dla kogo to robi. Nie miałam kochającej rodziny, przyjaciele też nie ucierpieliby bardzo gdybym odeszła, a Justin? Nie kochał mnie.
-Chcę umrzeć.- zaczęłam szlochać i zwijać się w kącie jakiejś starej sali, do której udało mi się doczłapać. Brzuch bolał mnie ze stresu, a myśli o tym wszystkim dosłownie zabijały mnie od środka. Czułam potrzebę zadania sobie bólu fizycznego, bo z psychicznym już nie dałabym sobie rady. Musiałam jakoś zapomnieć, skupić się na czymś innym. Ogarnęła mnie chora potrzeba, której nienawidziłam, bo ja po prostu.. po prostu nie chciałam już tu być. Nikt nie zrozumiałby tego jak się teraz czułam. Nikt nie wiedział jakim uczuciem go darzyłam. W całym Nowym Yorku znalazłam akurat jego i akurat on skradł moje serce. To brzmi tandetnie i może kiedyś ktoś o tym napisze książkę, ale wiecie co? W życiu przychodzi moment pustki. Możecie nie rozumieć o czym mówię, weźcie mnie za wariatkę, ale tak to była cholerna pustka. Nie widziałam sensu w podnoszeniu się z tej zimne ziemi, nie chciałam wycierać swoich łez i uśmiechać się, udając przy tym, że wszystko u mnie dobrze. On odszedłby gdyby tylko wykonał swoją robotę. Traktował mnie jak misję, pracę, którą musi odwalić, żeby zarobić. Zabawił się moim sercem, rozkochał w sobie, sprawił, że zaufałam mu bezgranicznie i po tym wszystkim chciał mnie zostawić. Robił to wszystko świadomy, że zostanę sama, bezradna, roztrzęsiona i co najgorsze.. ze złamanym sercem. Jakim potworem trzeba być, żeby tak postępować? Kręciłam głową nie chcąc pamiętać jego cudownych, karmelowych oczu, które patrzyły w moje. Zamknęłam swoje powieki, które zdawały się okropnie ciężkie, od zasłabnięcia dzieliły mnie sekundy, jednak ta sytuacja to przerwała. Serce prawie wyrwało się z mojej piersi, dłonie zaczęły drżeć, a oczy w kilka sekund napełniły się kolejnymi łzami.
-Cholera..- warknął pod nosem znajomy głos i podnosząc się z podłogi wytrzepał spodnie. Zadrżałam ze strachu niepewna i w ciemnym pomieszczeniu zauważyłam tylko jego. Chłopak wyciągnął w moją stronę rękę i przechylił głowę zdezorientowany. Już po mnie...
-Katy, co się dzieje.- Luke kucnął przy mnie, a ja wystraszona jak małe dziecko podczas burzy, wtuliłam się w niego i rozpłakałam jeszcze bardziej. Myślałam, że to Justin, że przyszedł po mnie i zostanę w tym ciemnym i zimnym pokoju sama..
-J-Ja nie pamiętam..-wydukałam i poczułam jak stoję, oczywiście z jego pomocą.
-Wiesz jak się martwiliśmy? Szukamy Cię od pół godziny, zaraz zaczyna się fin..-nie skończył, patrząc na moje dłonie. -To ty to zrobiłaś?-spojrzał smutno w moje oczy, po czym ponowie spuścił wzrok na zakrwawione piąstki.
Zakłopotana i smutna, spuściłam wzrok i zrobiłam krok, starając się złapać równowagę. Potrzebowałam jakiegoś bólu, chciałam zapomnieć i jedynym rozwiązaniem jeszcze kilka minut temu było uderzanie w ściany z całej siły.
-Przepraszam..-cicho powiedziałam.
-Nie przepraszaj mnie.- powiedział i dając rękę pod moje kolana podniósł mnie i ruszył za kulisy sceny. Przegryzłam wargę czując ciepło, które od niego biło. Luke naprawdę mnie kochał, martwił się i był gotowy obronić mnie przed wszystkim. Kochał mnie, naprawdę to robił.. Nie kłamał i nie chciał dla mnie źle, a mimo wszystko moje serce należało do tego dupka.
-Musimy wypisać się z tego całego gówna.- powiedział surowo Luke, kiedy moi przyjaciele zmartwieni kucnęli tuż przy moim drobnych, zziębniętym ciele.
-Oczywiście, idę załatwić to z organizatorami.- powiedział Mike, biorąc się do roboty.
-Dobrze, ja zajmę się odwołaniem efektów specjalnych.- pośpieszyła Lily.
Siedziałam cicho na czarnej kanapie, patrząc jak ludzie, którym naprawdę na mnie zależy odpuszczają coś tak ważnego dla mnie i mojego zdrowia. Posłali mi pocieszające spojrzenia i zaczęli wszystko odwoływać. Wzruszona tym, co dla mnie robią podniosłam się, odzyskując trochę siły.
-Nie.- powiedziałam stanowczo.
-Co nie?- powiedzieli w tym samym czasie, patrząc na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
-Nic nie odwołujemy, rozumiecie? Nie po to tyle pracowaliśmy i do tego..- Luke nie dał mi skończyć.
-Nie, Katy. Nie ma szans, żebym pozwolił Ci wyjść na scenę, ledwo stoisz na nogach!- krzyknął przejęty całą sytuacją. Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego torsie.
-Kochasz mnie?- spytałam i zauważyłam od razu jak się spiął.
-Kocham.- odpowiedział bez chwili zastanowienia.
-To proszę zaufaj mi.- powiedziałam błagalnym tonem. Widziałam w jego oczach smutek, strasznie się martwił, ale musiał mi zaufać. Ja nie mogłam pozwolić na to, żeby cała nasza praca poszła na marne. Nie chciałam, żebyśmy odpuścili i tak po prostu się poddali, a to wszystko przez Justina. To przez niego zrobiło mi się słabo i to przez niego straciłam siły, jednak nie chciałam się poddać. Po prostu nie mogłam na to pozwolić, to nie mogło się tak skończyć. Luke wypuścił głośno powietrze, które wcześniej wstrzymał i spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, jednak wiedziałam, że nie przyszło mu to łatwo.
-Dobrze. Przygotujcie się, zaraz zaczynamy.- wydał rozkaz, a ja wtuliłam się w niego, dziękując za to, co właśnie dla mnie zrobił.
-Jeśli będzie coś nie tak, po prostu się zatrzymaj i zejdź ze sceny, dobrze? -mówił pocierając moje plecy. -Musisz mi to obiecać.- powiedział i brzmiał jakby miał się zaraz rozpłakać. Martwił się.
-Obiecuję.- posłałam mu blady uśmiech, a on pocałował mnie jak starszy brat w czoło. Dziewczyny zaczęły szybko poprawiać mój makijaż, ciuchy, które miałam na sobie były czyste mimo tego, że leżałam na podłodze dobre czterdzieści minut.
-Gotowa?- spytała Lily, patrząc na mnie z Nicole.
-Wydaję mi się, że tak.- przegryzłam nerwowo wargę, przeglądając się swojemu odbiciu. Ubrałam strój, który wcześniej całą grupą wybraliśmy. Każdy z nas miał swoje ciuchy, które miały się w jakiś sposób wyróżniać. Ja ubrałam czarną, koszykarską bluzkę, krótkie spodenki i do tego wybrałam swoje ulubione timberlandy. Włosy ułożyłam w idealne fale.
-Wyglądasz cudownie.- powiedziała Nicole z uśmiechem.
-Wy również tak wyglądacie. - posłałam im delikatny uśmiech i przytuliłam swoje przyjaciółki.
-Dziewczyny zaczynamy.- powiedział Mike, stojąc w drzwiach.
Ruszyłyśmy za brunetem, oddychałam ciężko zestresowana. Gdyby nie to, że zasłabłam i Luke jakoś mnie znalazł, Justin pewnie zamknąłby mnie w tym okropnym pomieszczeniu. No chyba taki był plan, prawda?
Stanęliśmy koło siebie. Ja, Luke, Nicole, Jake, Mike i Lily. Moja grupa. Moi najlepsi przyjaciele, którzy byli zawsze i mimo wszystko. Wykonaliśmy między sobą te dziwne okrzyki, które miały chyba przynosić nam szczęście. Dalej źle się czułam i nie miałam dalej siły, rany na pięściach aż prosiły się o jakieś plastry i w sumie jedyne o czym marzyłam to długi sen. Kręciło mi się w głowie, jednak nie mogłam się poddać. Nie chciałam, żeby nas zdyskwalifikowali, bo to pozwoliłoby Justinowi wygrać. Chwiejnym krokiem weszłam na scenę. Wszystkie reflektory błądziły po naszych ciałach, widziałam jedynie cienie ludzi z widowni, wszyscy wpadli w szał, alkohol wziął nad nimi górę. Słyszałam dziwne westchnięcie i wiązankę przekleństw zza kulis. Możliwe, że była to grupa Justinie, niesamowicie zdziwiona i rozczarowana tym, że jego plan się nie powiódł. Ups?
Zacisnęłam pięść i syknęłam z bólu, jednak po chwili ustawiłam się we właściwym miejscu i próbując się ogarnąć, zacisnęłam zęby i przypomniałam sobie słowa mojego ojca sprzed kilku lat. On mnie nienawidził.

*flashback*


Skuliłam się na swoim łóżku, przepełniona żalem, smutkiem i strachem. Słyszałam jego kroki, zdenerwowany chodził po domu szukając mojego młodszego brata. Płakałam głośno, trzęsłam się i dosłownie czułam jak wariuję. Chowając głowę pod poduszkę, próbowałam złapać oddech. Po kilku minutach on wpadł w jeszcze większy szał. Dosłownie wleciał do mojego pokoju, rzucając wszystkim po ścianach. Kawałki szkła z ramek, w których były nasze rodzinne zdjęcia, znajdowały się dosłownie wszędzie. Ojciec uderzył w ścianę obok mojego łóżka, krzycząc przy tym rzeczy, których nie chciałam słyszeć.. Naprawdę nie chciałam..

-Jak mogłaś, suko!- krzyczał patrząc na mnie. Płakałam coraz głośniej, nie wierząc w to jak wszystko zepsułam i jak ich zawiodłam.

-Nienawidzę Cię, rozumiesz? Powinnaś być na jego miejscu!- wykrzyczał mi w twarz, kiedy odrzucił poduszkę na bok. Patrzyłam na niego, bojąc się o to czy mi coś zrobi. Skulona, szlochałam modląc się, żeby to wszystko się już skończyło.

-Jesteś niczym, rozumiesz?! Nic w życiu Ci nie wyszło, nawet własnego brata nie potrafiłaś upilnować i co? Gdzie on teraz kurwa jest?!- krzyczał łapiąc mnie za ramiona, podnosząc w ten sposób do pionu. Zachwiałam się i w strachu wydukałam kilka razy jakieś żałosne przepraszam.

-Głupia suka! Jesteś za słaba, żeby udowodnić kiedyś, że jesteś coś warta!- wykrzyczał mi w twarz. Mój własny ojciec..

*the end of flashback*


Powstrzymałam łzy i jedyne, co po tym wspomnieniu pomyślałam to.. Tato, skoro uważasz, że jestem taka beznadziejna to patrz. Patrz jak ledwo stoję na nogach przez złamane serce, patrz na krew, która się sączy z moich dłoni i patrz gdzie jestem. Patrz jakie pieniądze zarabiam i gdzie tańczę. Spójrz, jestem w finale, a tuż obok mnie tancerze z całego pieprzonego świata. Dużo rzeczy mi nie wyszło, ale w tym nie jestem taka beznadziejna i mimo że ledwo stoję. Zatańczę. Dam radę.
Przegryzłam wargę, czekając na muzykę, dzięki, której ja i mój zespół mieliśmy pokazać innym naszą choreografię, naszą miesięczną, naprawdę ciężką pracę. Publiczność zaczęła skakać, wszyscy unieśli ręce w górę i zaczęli równocześnie odliczać do samego początku finału.
-Trzy... Dwa... Jeden... - krzyczeli, a po chwili w całym podziemiu rozbrzmiał długi gwizd, który oznaczał tylko jedno. Początek. Początek finału, w którym miałam dać z siebie wszystko, mimo tego jak się czułam. Nie obchodziło mnie w takim momencie, co będzie ze mną, gdy zejdę ze sceny. Ja po prostu musiałam udowodnić im wszystkim, że nie jestem taka beznadziejna.

Bo nie jestem, prawda?

Nasza muzyka dosłownie rozniosła to miejsce, zajebiste brzmienie tego wszystkiego pozwoliło mi się trochę rozluźnić. Każdy mój mięsień stawał się taki lekki, wszystko robiłam jak najlepiej. Ludzie wpatrzeni w nas z otwartymi ustami, dodawali ogromnej pewności siebie. Skupiona na wszystkim, starałam się nie upaść. Mimo wszystko czułam jakby coś ciągnęło mnie w dół, a tą głośną muzykę po chwili zaczął zagłuszać głos Justina. To wszystko działo się w mojej głowie, ja wariowałam, czułam, że odpływam, ale od końca dzieliły mnie tylko sekundy. Nie pomyliłam się mimo wszystko, ale to pewnie dlatego, że znałam wszystko w tym układzie idealnie. Zaskakując publiczność ostatnimi zajebistymi ruchami, sprawiliśmy, że oni aż głośno jęknęli z zachwytu, a ja się delikatnie uśmiechnęłam, czując się już zwycięzcą.
-Dziękujemy, ta grupa zaczęła finał, ale kto go wygra? To się jeszcze okażę! Pokażcie jak bawi się podziemie!- powiedział z podekscytowaniem czarnoskóry prowadzący. Zbiegaliśmy już ze sceny dochodząc już do kulis. -Zapraszamy na scenę grupę Justina Biebera!- wykrzyczał z jeszcze większym podekscytowaniem prowadzący, a mój obraz się rozmył, kolana ugięły i nagle zrobiło mi się okropnie gorąco. Ktoś szarpnął za moje ramie.

Zasłabłam, uderzając się przez to strasznie mocno w głowę.
 
~*~
 
Cześć Wam!
Na początku chciałabym podziękować za 23 tysiące wyświetleń i liczbę komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Jesteście cudowni, naprawdę! <3
Liczę, że pod tym rozdziałem będzie tych komentarzy jeszcze więcej,
Nawet nie wiecie jak wiele dla mnie to znaczy! Ten rozdział to taki prezent pod choinkę, więc mam nadzieje, że bardzo wam się spodoba i napiszecie w komentarzu, co o tym wszystkim myślicie!
Ogólnie to mam wenę i rozdział 17, w którym wydarzy się naprawdę dużo może być dodany nawet za kilka dni, ale to też zależy od was i od tego jak mocno kopniecie mnie w tyłek, haha :*
 
Wesołych Świąt!
 
 
Co będzie z Katy?
Dlaczego Justin ją tak okłamał? Dlaczego mówił, że ją kocha?
O co chodzi z przeszłością Katy? Za co aż tak nienawidzi jej ojciec?
Czy Luke ma jakieś szanse?
Co myślicie?

TWITTER na który wrzucam zawsze jakieś spojlery itd :) dawajcie follow, misie :*
JEŚLI PISZECIE COŚ O MOIM FF TO OZNACZAJCIE TO #BOTDfanfiction
 

NAPRAWDĘ POLECAM: we-love-somebody.blogspot.com
 
Much love.


17 komentarzy:

  1. o ja cię co tu się wyprawia i co teraz z nią będzie pewnie przerwą konkurs, Justin pojedzie za nią do szpitala i no :D nie no rozdział świetny nie mogę się doczekać następnego*.* tobie też wesołych świąt kochana, dużo weny❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacyjne!! Czekam na kolejny rozdział, oby jak najszybciej ❤️ Zapraszam do siebie, dopiero zaczynam >>> http://love-is-sweet-mystery.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. WESOŁYCH ŚWIĄT <3
    Rozdział jest genialny i nie mogę doczekać się następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. o jezu dziewczyno popłakałam sie jak jej ojciec tak na nia krzyczał:/ jejku biedna:( czekam na kolejny rozdział, wesołych:*

    OdpowiedzUsuń
  5. jaki cudny boze,poplakalam sie

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten rozdział był naprawde niesmaowity ja osobiście połowę przeplakalam. Rozwijasz sie i z każdym rozdziałem to widac. Cały ten rozdział czytałam z zapartym tchem jesteś wspaniała naprawdę wspaniała. To ff jest jednym z moich ulubionych i jednym z najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam. Cała ta historia jest oryginalna. Wszystko jest tak perfekcyjnie napisane. Naprawdę możesz być z siebie dumna bo jesteś niesamowita w tym co robisz. Nie mogę się doczekać juz następnego bo wiem ze będzie równie wspaniały jak ten a może jeszcze lepszy. Dziękuję za to ze piszesz to ff i powodzenia skarbie jesteś wspaniała

    OdpowiedzUsuń
  7. O Jezu, jak ja Cię kocham :( praktycznie przez cały rozdział płakałam, jesteś cudowna, Twój blog jest cudowny, Twój styl pisania jest cudowny, ta historia. Wszystko jest cudowne, naprawdę. Dziękuję, że piszesz i poświęcasz swój czas, bo robisz to naprawdę zajebiście. Świetny rozdział, czekam na 17! <3
    + bardzo dziękuję za polecenie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wesołych świąt! Jesteś niesamowitą i wszystko co piszesz jest niesamowite! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. O boshe! Nie wierzę. Boski! Dlaczego wszystko się tak spieprzylo? ;( Mam nadzieje, ze nn bd szybko. Wesołych Świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Po co Justin to zrobił.?! Zniszczył jej wszystko.. Tak mi szkoda Katy, Justin przywołał jej wszystkie złe wspomnienia. Mam nadzieje ze z Katy będzie wszystko w porządku.. Nie mogę się doczekać 17 <3 /XYZ

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku, tak mi jej szkoda... Justin jest serio idiotą, mam nadzieję, że się ogarnie.. ;/
    Czekam na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeju, jak ja kocham Twojego bloga, jesteś zajebista! Tak się wczułam w ten rozdział, że czułam to samo co Katy, tak mnie brzuch zaczął boleć haha, kocham! <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Rany, rany jaki świetny! Czekam na kolejny! ��

    OdpowiedzUsuń
  14. Chcę następny już teraz ;* a ten rozdział meegaa

    OdpowiedzUsuń
  15. Jezu ile się dzieje! Cholera tak strasznie szkoda mi Katy, ta dziewczyna to ma w życiu pod górkę. Mam nadzieję, że nic jej nie będzie, a Justin zobaczy co stracił. Zostawiłaś nas w takim momencie i nie mogę się doczekać co tam dalej wymyśliłaś...! Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeju chcę następny już :* to jest cudowne :-) nie mogę się doczekać co będzie w następnym ;* pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy